Sytuacja Polaków w Wielkiej Brytanii. Jakub Dymek: Winny jak Polak, niebezpieczny jak Polak
Czy rząd Wielkiej Brytanii deportuje Polaków? Gdyby miał doradców w rządzie Beaty Szydło, nawet by się nie zastanawiał – pisze Jakub Dymek w felietonie dla WP Opinie.
04.11.2016 | aktual.: 04.11.2016 16:37
Gdyby ktoś wierzył w karmę, może powiedzieć, że karma wraca. Tym razem wróciła do Polaków na Wyspach – niekoniecznie winnych głupotom wygadywanym przez polityków w ojczyźnie. Oto bowiem widzimy, jak mści się antyimigrancka histeria – jej ofiarami w Albionie nie są, jak spodziewaliby się tego pewnie Mariusz Błaszczak i Paweł Kukiz (by wymienić tylko dwóch z wielu), „muslimy”, „arabusy” i „ciapaci”, tylko biali jak śnieg Polacy i Polki.
#
Jak to możliwe, skoro nie nam miało się oberwać? Cóż, ktoś tu nie wpadł na pomysł, że rasizm i ksenofobia w Wielkiej Brytanii i w Polsce, choć się ze sobą rymują, jednak są nieco inne. Po zaledwie kilku miesiącach od referendum za Brexitem mamy już więc: samobójstwo zaszczutej w szkole dziewczyny z Polski, brutalną napaść na ojca z synem (też z Polski) i wezwanie, by ograniczyć prawo do pracy w niektórych branżach imigrantom (tak, również z Polski).
Żeby wyjaśnić, jak do tego doszło, musimy cofnąć się o kilka miesięcy. Na początku roku rząd Beaty Szydło i Ministerstwo Spraw Zagranicznych pod Witoldem Waszczykowskim w szczególności, czynili umizgi do ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii, Davida Camerona, w nadziei, że ten (razem z Polską i Węgrami) stworzy w Unii Europejskiej nową oś Londyn-Warszawa-Budapeszt przeciwko Paryżowi, Brukseli i Berlinowi. Co z tych planów wyszło, wiemy. Wtedy jednak Beata Szydło poparła Davida Camerona w jego negocjacjach z Unią, zmierzających m.in. do ograniczenia prawa do pewnych świadczeń socjalnych dla imigrantów. Polacy, którzy już mieszkają w Wielkiej Brytanii mają je co prawda zachować, ale kolejni nie mają już na co liczyć.
#
Czy polski rząd zachował się wówczas lojalnie wobec swoich obywateli za granicą – można dyskutować. To jednak, że tak się stało, doprowadziło później do powielania obrazu „roszczeniowych imigrantów”, którzy „zabierają pracę” rodzimym Brytyjczykom w kampanii przed Brexitem. Skutki przewidzieć łatwo – niechęć i agresja wobec imigrantów, utożsamionych z wyłudzaczami i złodziejami, musiała wybuchnąć. Do napaści na Polaków (od wypisywania obraźliwych haseł i rozdawania ulotek z groźbami aż po bezpośrednie fizyczne napaści) doszło właściwie od razu po referendum – pierwszymi ofiarami był ojciec i syn pobici pod pubem w środkowej Anglii.
Jakkolwiek kontrowersyjnie to nie zabrzmi: że padło na Polki i Polaków, dziwić nie powinno. Nawet jeśli dziwi i oburza ministrów-obłudników Ziobrę, Waszczykowskiego i Błaszczaka, którzy pojechali do Wielkiej Brytanii interweniować. Oni bowiem myślą, jak sądzę, że bezkarnie można straszyć imigrantami – bo imigranci wszak to „obcy”, o innym wyznaniu i kolorze skóry – i nic się nie stanie. A szczucie na innych, na całe grupy ludzi, na niczemu niewinnych przedstawicieli mniejszości widzą jako świetny sposób na sprawniejsze kierowanie rozhisteryzowanym społeczeństwem. Nie ma nic za darmo i zawsze ktoś płaci za takie wybryki bolesną cenę.
W Wielkiej Brytanii politycy o poglądach analogicznych do prawicy w Polsce jako obcych wskazywali obywateli nowych krajów UE – Polaków, Litwinów, Rumunów. Nigel Farage, jeden z liderów kampanii za wyjściem Wielkiej Brytanii i były szef antyimigranckiej partii UKIP, zresztą powiedział to w jednym wywiadzie wprost. Farage stwierdził, że mieszkańcy dawnych krajów Imperium Brytyjskiego – Indii, Bangladeszu, Jamajki – są lepiej dostosowani do życia na Wyspach Brytyjskich: oni rozumieją zasady prawa, język, obyczaje. Wnioskowanie jest takie, że Polacy nie. To też forma rasizmu: założenie, że ktoś, kogo przodkowie żyli pod brytyjskim jarzmem, lepiej zrozumie dzisiejszą Anglię niż byle przybłęda z Rumunii albo Litwy, który nawet nie doznał zaszczytu poznania z pierwszej ręki angielskiego kolonializmu. Argumenty Farage'a – o tym, że rzekomo są imigranci „lepsi” i „gorsi”, i w tę drugą kategorię wpadają obywatelki i obywatele krajów Europy Wschodniej – zostały na swój sposób zinterpretowane przez chuliganów, ruchy skrajnej prawicy i tabloidy.
#
Do tragedii doszło w maju, kiedy dziewiętnastoletnia Dagmara została znaleziona martwa – wcześniej skarżyła się na poniżające traktowanie jej przez rówieśników z powodu jej pochodzenia.
Dziś natomiast w związku z inną tragiczną śmiercią rozważa się ograniczenie prawa do wykonywania zawodu imigrantom z Polski. Tomasz K., kierowca ciężarówki z Polski, zabił w Wielkiej Brytanii czwórkę osób – przez kilometr jechał z prędkością 80 km/h, nieustannie wpatrując się w ekran swojego telefonu, w końcu wpadając na rodzinę na poboczu. Policja natychmiast wykorzystała tę okazję, żeby wytłumaczyć obywatelom, jak głupim pomysłem jest korzystanie z telefonu za kierownicą. Zapłakana rodzina razem z funkcjonariuszami tłumaczyła przed kamerami, że samochód z nieodpowiedzialnym kierowcą jest zabójczą bronią – a przestępstwo nieuważnej jazdy kosztuje życie.
Co z tego postanowiła przekazać prasa? „Szaleństwo! W zaledwie dzień po tym, jak Polak poszedł siedzieć za zabicie rodziny swoją ciężarówką, my złapaliśmy aż siedemnastu obcokrajowców używających telefonów za kierownicą, jadąc z prędkościa 80km/h!” - to nagłówek z „Daily Mail”. Tak, drodzy państwo, problemem są obcokrajowcy na brytyjskich drogach, a nie zabójczo głupi pomysł przeglądania telefonu za kierownicą ciężarówki. O tym, że wykroczenia tego dopuszcza się kilkanaście tysięcy osób rocznie, „Daily Mail” informuje w ostatnim zdaniu tekstu. Nie pisze, ilu z nich to Polacy. Ważne, by „Polak zabił” wybrzmiało w tytule materiału.
#
Theresa May, premier Wielkiej Brytanii, obiecała niedawno, że postara się, aby za parę lat w szpitalach pracowali już tylko „urodzeni w Wielkiej Brytanii” lekarze i pielęgniarki. Czy odeśle Polki i Polaków? Czy do lekarzy i pielęgniarek dorzuci od razu – bo czemu nie – kierowców albo operatorów wózków widłowych? Czy prewencyjne zakaże pracy Polakom, albo przynajmniej wjazdu na brytyjskie drogi – gdzie „kulturowo obcym” imigrantom z pewnością kłopoty płata zasada lewostronności?
Właściwie, czemu miałaby zrobić inaczej? Wszak dominujący pogląd jest taki, że granic należy pilnować, a niepożądanych ludzi deportować. Kiedy zamazuje się granica między pojedynczym winnym, a odpowiedzialnością zbiorową? Wtedy, kiedy nieważne jest, że kogoś zabił nieodpowiedzialny kierowca, lecz że „zabił Polak”. Pamiętajmy o tym, kiedykolwiek znów zobaczymy w krajowej prasie nagłówek „Arab to...”, „Ukrainiec tamto....”, „Imigranci znowu...”. Karma – panowie ministrowie, panowie politycy, pani premier – ma to do siebie, że wraca.
Jakub Dymek dla WP Opinie
Jakub Dymek - dziennikarz i publicysta "Dziennika Opinii" Krytyki Politycznej, kulturoznawca i absolwent wydziału nauk politycznych Uniwersytetu Północnej Karoliny w Greensboro, USA. Publikował m.in. w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej". Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce był w 2015 roku nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press.
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.