ŚwiatSyryjscy rebelianci wspierani przez USA walczą... między sobą? Sprzeczne doniesienia

Syryjscy rebelianci wspierani przez USA walczą... między sobą? Sprzeczne doniesienia

• "LA Times": syryjscy rebelianci dozbrajani przez Pentagon i CIA walczą między sobą
• To niepokojące informacje również z powodu nowych planów szkoleń rebeliantów
• Jednak według serwisu Wars on Rocks doniesienia "LA Times" są "zasadniczo błędne"
• Komu więc pomagają w Syrii Amerykanie?

Syryjscy rebelianci wspierani przez USA walczą... między sobą? Sprzeczne doniesienia
Źródło zdjęć: © AFP | Amer Almohibany

29.03.2016 | aktual.: 29.03.2016 16:33

Syryjscy rebelianci dozbrajani przez Pentagon walczą z innym ugrupowaniem, które z kolei wspierało CIA - donosił w niedzielę bliskowschodni korespondent amerykańskiego dziennika "Los Angeles Times". Informacje te świadczyłyby o kolejnym niepowodzeniu USA w Syrii - chaosie między programami amerykańskiego departamentu obrony i wywiadu oraz kompletnym braku kontroli nad wspieranymi rebeliantami, co tylko dodatkowo napędziło konflikt. Jak więc miało do tego dojść?

Według "LA Times" CIA dozbroiła walczącą przeciwko siłom reżimu Baszar al-Aasada w północnozachodniej Syrii milicję Fursan al Haq. Pentagon z kolei zrzucał broń dla ścierających się z Państwem Islamskim w północnowschodniej części kraju bojowników Demokratycznych Sił Syrii (SDF) - zdominowanej przez Kurdów koalicji, do której przystąpiły także ugrupowania arabskie czy chrześcijan asyryjskich. Te dwie grupy rebeliantów, jak podaje amerykański dziennik, miały od lutego stoczyć już kilka potyczek, m.in. o miejscowości Mari, Azaz i na przedmieściach Aleppo. Wszystko dlatego, że rosyjskie naloty pomogły Kurdom z SDF w ich ofensywie. "LA Times" pisze, że informacje te potwierdzili zarówno przywódcy rebeliantów, jak i amerykańscy oficjele.

To niepokojące informacje również wobec faktu, że Pentagon ma ruszać z nowym programem treningów syryjskich rebeliantów. Poprzedni - rozpoczęty wiosną i zakończony jesienią ubiegłego roku - okazał się fiaskiem. Amerykanom nie tylko nie udało się przeszkolić tylu tzw. umiarkowanych rebeliantów, ilu planowano, ale też głośno było o ich porażkach. Jedną z takich grup syryjska Al-Kaida, czyli Front al-Nusra, rozbiła niedługo po przekroczeniu przez nią granicy Syrii, inna z kolei oddała Frontowi swoje uzbrojenie w zamian za bezpieczne przejście przez tereny dżihadystów. Po tych doniesieniach program zamknięto, ale niedawno postanowiono o jego wskrzeszeniu, choć w mocno ograniczonej wersji. Ma on ponownie być niezależny od działań CIA na Bliskim Wschodzie.

Wpadka, ale czyja?

Tymczasem według Sama Hellera, dziennikarza analizującego sytuację w Syrii, doniesienia "LA Times" wcale nie muszą oznaczać takiej wpadki USA, jak mogłoby się wydawać. Właściwie z komentarza Hellera dla serwisu War on Rocks wynika, że wpadkę mógł popełnić sam "LA Times", zbytnio upraszczając syryjski teatr wojny i jego głównych aktorów.

"Technicznie rzecz biorąc prawdą jest, że SDF dostaje wsparcie od Departamentu Obrony USA i jedno z ich ugrupowań walczy z arabskimi i turkmeńskimi rebeliantami, z których część jest popierana przez CIA. Ale frakcje SDF walczące z tymi rebeliantami nie są popierane przez Pentagon" - pisze autor dla War on Rocks.

Obraz
© (fot. WP)

By wyjaśnić tę syryjską łamigłówkę, Heller przypomina, że ugrupowania SDF są rozdzielone terytorialne - w większości operują na wschód od Eufratu, a tylko część sił koalicji działa na zachodzie, w okolicach Afrinu. Pomiędzy te obszary klinem wbijają się tereny nadal pod kontrolą IS. Pentagon, według War on Rocks, dozbrajać ma tymczasem siły walczące na wschodzie, ale już nie na zachodzie. A to właśnie te drugie toczą bitwy z rebeliantami, których z kolei wspiera CIA. To z tych powodów dziennikarz ocenił doniesienia "LA Times" jako "zasadniczo błędne".

Nie zmienia to jednak faktu, że i operujący na północnym-zachodzie, i na północnym-wschodzie rebelianci SDF tworzą jedną markę. A krótko po ogłoszeniu zawiązania tej koalicji w październiku zeszłego roku Amerykanie zaczęli jej zrzucać tony broni i amunicji. Nawet jeśli nie dozbrajali konkretnej frakcji, która wystąpiła przeciwko grupie wspieranej przez CIA, jak twierdzi Wars on Rocks.

Doniesienia "LA Times" i oceny War on Rocks pokazują jednak jeszcze jedną ważną rzecz: nie tylko rozdrobnienie wśród rebeliantów, ale i to jak różne mogą być ich cele po pięciu latach wojny. A to źle wróży nie tylko dla Waszyngtonu, który musi decydować, kogo i jak wspierać w syryjskim konflikcie, ale przede wszystkim dla możliwości jego zakończenia.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
konfliktsyriasiły zbrojne
Zobacz także
Komentarze (56)