Syria: w ataku na wioskę pod Damaszkiem zginęło 10 dzieci
W ataku syryjskich, rządowych myśliwców na wioskę niedaleko Damaszku zginęło 10 dzieci - podaje agencja Reutera, powołując się na aktywistów z tego kraju. Samoloty miały zrzucić bomby kasetowe.
Do nalotu doszło na kontrolowaną przez rebeliantów wioskę Deir al-Asafir, około 12 km na wschód od Damaszku. Dzieci, które zginęły w ataku, bawiły się na boisku. Żadne z nich nie miało więcej niż 15 lat - informuje Reuters. 15 innych osób zostało rannych.
- Gdy doszło do bombardowania, w Deir al-Asafir nie było rebeliantów. Oni działają na obrzeżach - powiedział agencji prasowej mieszkaniec wioski.
Rządowe samoloty miał zrzucić podczas ataku bomby kasetowe. Bomby te charakteryzuje ogromna siła rażenia. Zrzucane z samolotów lub wystrzeliwane przez artylerię pociski kasetowe wybuchają tuż nad ziemią, wyrzucając ze swego wnętrza setki, a nawet tysiące minibomb, które mają czasem tylko parę centymetrów długości. Rażą skutecznie w promieniu 15 metrów.
Znaczna część bomb nie wybucha od razu. Te, które nie eksplodowały, pozostają aktywne i są w stanie zabijać przez ponad 40 lat.
Już wcześniej napływały informacje od syryjskiej opozycji, że siły reżimowe używają tego rodzaju broni. Władze w Damaszku jednak temu zaprzeczały.
Syria nie ratyfikowała konwencji zabraniającej stosowania, produkcji, składowania i transferu bomb kasetowych. W 2008 roku międzynarodowy traktat w tej sprawie podpisało 107 państw.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, w wyniku konfliktu w Syrii od połowy marca 2011 roku straciło życie już ponad 40 tys. ludzi.