Sypie się kolejna teoria MON o wypadku MiGa-29. "Doświadczony pilot" jest raczej początkujący
- Doświadczony pilot z nalotem 200 godzin? Ja na takim etapie czułem się zaledwie początkującym pilotem. Nawet mając 400 wylatanych godzin na tej maszynie czułem się średniozaawansowany - ocenia w rozmowie z WP były pilot samolotów MiG-29.
Jak wiadomo tuż po wypadku MIGa-29 poinformowano, że "za sterami maszyny siedział doświadczony, 28-letni pilot, o bardzo dobrym stopniu wyszkolenia". To słowa pułkownika Piotra Iwaszki, dowódcy 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego. Dodał, że pilot miał "ponad 400 godzin dolotu, ponad 200 godzin nalotu na Mig-ach 29, w tym roku niemalże 80 godzin".
Nazywanie tylu godzin "dużym doświadczeniem" budzi zdziwienie naprawdę doświadczonych pilotów Sił Powietrznych. - Dziwię się takim słowom dowódcy. Chodziło mu zapewne o nadane pilotowi uprawnienia pilota pierwszej klasy. Z takim doświadczeniem na pewno mówimy o osobie, która właśnie stała się pełnowartościowym pilotem bojowym, jednak dopiero rozpoczynającej karierę na wysokim poziomie - mówi emerytowany pilot.
Pilot MiGa 29 powołuje się przy tym na instrukcję "Kryteria kwalifikowania pilotów na samolotach bojowych typu MiG-29". Opisuje ona zasady nadawania pilotom kwalifikacji. Według niej pilotem pierwszej klasy (czyli najwyższej) staje się oficer mający 500 godzin wylatanych w powietrzu i 200 na konkretnym typie maszyny. Taka osoba, jest "dopuszczona do wykonywania lotów na zwalczanie celów powietrznych - zadań zaawansowanych" - cytat z instrukcji. Z kolei inny dokument MON mówi, że każdy pilot MiGa-29 powinien spędzić w powietrzu 80 godzin rocznie.
Ile to jest "naprawdę doświadczony"?
Jeśli zestawić to z informacjami podawanymi przez MON - wynika, że pilot roztrzaskanego MiGa jest właśnie świeżo upieczonym pilotem pierwszej klasy. Co oznacza być naprawdę doświadczonym pilotem? Rozmówca WP przeszedł na emeryturę mając ma prawie 10 tysięcy wylatanych godzin, w tym ponad 2 tysiące godzin na maszynach pochodzenia radzieckiego.
Przypomnijmy, że to nie jedyna wątpliwość jaka pojawiła się w sprawie wypadku MiG-29. Początkowo informowano, że pilot katapultował się z maszyny. Okazało się to jednak nieprawdą i wiceminister Kownacki zdementował własne słowa.
Zastosowany w MiGach-29 fotel umożliwia katapultowanie z zerowej wysokości, przy niewielkiej prędkości. Nie ma więc podstaw, aby w sytuacji awaryjnej podczas podejścia do lądowania, nie używać fotela - oceniał w WP Maciej Lasek. - Z cudem graniczy to, że pilot wyszedł z takiego wypadku z minimalnymi obrażeniami. Pamiętajmy, że podczas podejścia do lądowania w nocy niewiele widać. Było więc nieprzewidywalne, jak takie lądowanie się zakończy - komentował.
Cisza nad wrakiem
MON wciąż nie poinformował kim właściwie jest pilot, który wyszedł cało z wypadku. Nieoficjalnie wiadomo, że wszyscy, którzy mieli z nim kontakt mają kategoryczny zakaz wypowiadania się w mediach. Ministerstwo Obrony Narodowej pociągało w tej sprawie za wszystkie sznurki. Zakaz objął nawet leśników i strażaków, którzy jako pierwsi dotarli do rozbitka.
Do wypadku doszło 18 grudnia, kilka kilometrów od pasa lotniska w Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Wieża utraciła kontakt z pilotem maszyny, kiedy podejmował on manewr do lądowania. Mig-29 zniknął z radarów około 17. Rannego pilota i wrak maszyny znaleziono po ok. trzech godzinach. Okoliczności wypadku bada Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. - Warunki atmosferyczne, w których lądowały samoloty, gdy wydarzył się ten incydent, były zadowalające, spełniały wymogi. Nie spekulujemy, co mogło być przyczyną incydentu do momentu wyjaśnienia przez komisję. Nawet przypuszczenia mogą okazać się błędem - podkreślał płk. Iwaszko.