Świadkowie nie chcieli zeznawać przeciw Husajnowi
Główny sędzia prowadzący sprawę
przeciwko Saddamowi Husajnowi i siedmiu innym osobom oskarżonym o
masakrę szyitów z Dudżailu oświadczył, że głównym powodem
odroczenia procesu jest to, iż wielu świadków bało się zeznawać w
sądzie. Sędzia Rizgar Mohammed Amin powiedział Reuterowi, że nie
przyjechało 30-40 świadków.
Zobacz galerię zdjęć: Saddam Husajn - od triumfu do upadku
Były prezydent Iraku Saddam Husajn stanął w Bagdadzie przed specjalnym trybunałem, aby razem z siedmioma innymi osobami odpowiedzieć za śmierć przeszło 140 szyitów z Dudżailu straconych w latach 80. z zemsty za zamach na jego życie. Grozi mu kara śmierci. Po pierwszym posiedzeniu sąd odroczył proces do 28 listopada.
68-letni były prezydent, w ciemnoszarym garniturze, rozpiętej koszuli bez krawata, nie chciał podać swego imienia i nazwiska i na samym wstępie wdał się w spór z przewodniczącym składu sędziowskiego, kwestionując legalność trybunału. Nie przyznał się do winy i oświadczył, że jest nadal prezydentem Iraku.
Saddam wszedł na salę jako ostatni z ośmiu oskarżonych, ze starym egzemplarzem Koranu w ręku, eskortowany przez dwóch irackich strażników w kuloodpornych kamizelkach. W pewnej chwili poprosił ich, by szli trochę wolniej. W drodze na swoje miejsce spojrzał na reporterów, którzy przyglądali mu się z sąsiedniego pomieszczenia przez ścianę z pancernego szkła.
Pięcioosobowemu składowi sędziowskiemu przewodniczy Rizgar Mohammed Amin, iracki Kurd. Na ścianie za plecami sędziów widniała waga - symbol sprawiedliwości. Jest to pierwsze posiedzenie w sprawie numer jeden, sprawie Dudżailu - powiedział Amin, gdy oskarżeni usiedli.
Poproszony o podanie swego imienia i nazwiska, Saddam odmówił odpowiedzi, a potem oświadczył: Kim pan jest? Czego chce ten sąd?. Zakwestionował też prawomocność Irackiego Trybunału Specjalnego jako organu utworzonego w 2003 roku pod amerykańską okupacją. Okupacja jest sprzeczna z prawem - argumentował.
Saddamowi nie podobało się, że Amin nazwał go "byłym prezydentem Iraku". Zachowuję swe konstytucyjne uprawnienia jako prezydent Iraku - oświadczył.
Sędzia zapoznał oskarżonych z ich prawami, a potem odczytał zarzuty, jednakowe wobec wszystkich podsądnych, i powiedział, że jeśli sąd uzna, iż są winni, grozi im kara śmierci.
Następnie zapytał ich po kolei, czy przyznają się do winy. Zaczął od obalonego dyktatora: Proszę powiedzieć - jest pan winny, czy niewinny?.
Saddam odparł cicho: Mówiłem już, że nie jestem winny - nawiązując do swych wcześniejszych argumentów. Sędzia odczytał wtedy zgłoszoną wcześniej na piśmie odpowiedź: "Niewinny".
Kilka międzynarodowych organizacji praw człowieka wezwało Irak do zniesienia kary śmierci, a prezydent Iraku Dżalal Talabani powiedział kilka razy, że nie podpisze wyroku śmierci na Saddama, jeśli otrzyma on taką karę. Jednak podpis pod zgodą na egzekucję może złożyć jeden z jego dwóch zastępców.
Prokuratorzy będą starali się wykazać, że Saddam powodowany zemstą wydał rozkaz schwytania, poddania torturom i stracenia mężczyzn z miasteczka Dudżail, gdzie w lipcu 1982 roku grupa bojowców szyickiej partii Dawa, wtedy działającej w podziemiu, próbowała zabić dyktatora. Dziś Dawa wchodzi w skład koalicji rządzącej, a jej przywódca, Ibrahim Dżafari, jest premierem Iraku.
Wśród siedmiu współoskarżonych w sprawie jest były wiceprezydent Iraku Taha Jasin Ramadan, były szef służb bezpieczeństwa Barzan Ibrahim at-Tikriti (przyrodni brat Saddama) i były szef saddamowskiego Sądu Rewolucyjnego, Awad Hamid al-Bander. Czterej pozostali to dawni lokalni działacze saddamowskiej partii Baas z okręgu Dudżail.
Większość oskarżonych miała na sobie tradycyjne szaty arabskie. Gdy kilku poskarżyło się, że nie pozwolono im włożyć kafii, czyli nakrycia głowy, urzędnicy sądowi przynieśli im czerwone kafije - chusty w szachownicę, zaciskane na głowie dwoma krążkami sznurka. Wielu sunnitów uważa, że mężczyźnie nie wypada pojawiać się publicznie z odsłoniętą głową.
Proces toczy się w marmurowym budynku, który niegdyś był siedzibą kierownictwa partii Baas, politycznej podpory reżimu Saddama. W części przebudowanej na salę sądową przechowywano niegdyś prezenty, jakie otrzymywał dyktator.
Budynek znajduje się w ufortyfikowanej Zielonej Strefie, rządowej enklawie w centrum Bagdadu. Na czas procesu budynek otoczono dodatkowo odporną na eksplozje betonową ścianą trzymetrowej wysokości, a obok stanęły amerykańskie i irackie pojazdy wojskowe, w tym co najmniej jeden czołg. Dookoła budynku krążyli amerykańscy żołnierze z psami nauczonymi wykrywać węchem materiały wybuchowe.
Telewizja iracka pokazywała przebieg pierwszego dnia procesu, ale z 20-minutowym opóźnieniem. Ze względów bezpieczeństwa oprócz Rizgara Mohammeda Amina kamery nie pokazywały pozostałych czterech sędziów.
Iracki Trybunał Specjalny przygotowuje akty oskarżenia przeciwko Saddamowi i jego najbliższym współpracownikom w kilkunastu innych sprawach, takich jak ludobójstwo na Kurdach i masakra szyitów w 1991 roku po stłumieniu ich powstania. Władze irackie wybrały na początek mało znaną sprawę masakry w Dudżailu, bo osobista odpowiedzialność Saddama za śmierć tamtejszych ofiar jest podobno dobrze udokumentowana, a rzecz dotyczy szyitów, społeczności prześladowanej przez irackiego dyktatora, a obecnie sprawującej władzę.
Trzygodzinne pierwsze posiedzenie sądu było chwilami burzliwe. Gdy ogłoszono przerwę i strażnicy chcieli chwycić Saddama za ręce, by go wyprowadzić, ten ich odepchnął i po trwającej minutę przepychance postawił na swoim - wyszedł sam, a strażnicy tuż za nim.
Gdy przerwa się skończyła, sędzia ogłosił, że proces został odroczony do 28 listopada. Obrońca Saddama Chalil Dulejmi zapowiadał we wtorek, że złoży wniosek o odroczenie procesu o trzy miesiące, by mieć więcej czasu na przygotowanie obrony.