"Suweren" uciekł z Polski. "Król antycovidowców" bał się odsiadki?
Polskie służby i sądy pozwoliły uciec z kraju Bartoszowi Tomasowi, ps. "Suweren", który ma do odsiadki wyrok za słynne na cały kraj wtargnięcie na teren toruńskiego szpitala w czasie pandemii. Teraz twierdzą, że nie mogą go znaleźć, a wystarczy zajrzeć do sieci.
09.06.2024 19:46
Był 27 marca 2021 r., kiedy Polska usłyszała o nim po raz pierwszy. Miliony Polaków czekały na pierwsze szczepionki na koronawirusa, którego agresywna, brytyjska wersja w Polsce zabijała tysiące ludzi, a szpitale miały problem z wygospodarowaniem kolejnych miejsc dla zakażonych, walczących o życie pacjentów.
Liczący wówczas 32 lata Tomas, który w sieci ogłosił się "suwerenem" i zaczął skupiać wokół siebie antycovidowców i zwolenników teorii spiskowych, wraz z dwójką swoich wyznawców wtargnął na teren Szpitala Miejskiego w Toruniu. Wszystko nagrywał. Chciał udowodnić, że w lecznicy są wolne miejsca. Nie rozumiał, że nie każde puste łóżko oznacza, że można na nim położyć pacjenta zarażonego koronawirusem. Chodziło też bowiem m.in. o leki i aparaturę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bartosz Tomas biegał po szpitalu bez maseczki. Nagrywał ciężko chorych ludzi o skrajnie obniżonej odporności, podłączonych do aparatur.
Intruz był impertynencki wobec personelu i przy tym niemiłosiernie się wydzierał: - Suweren przyszedł na kontrolę! (...) Ja jestem u siebie w szpitalu, w moim państwie, i mnie tutaj nikt nie będzie mówił, gdzie mogę wchodzić, a gdzie nie.
Mówił, że jest jak Doda
Na tym jego ekscesy się nie skończyły. Potem udał się pod toruński urząd miasta, gdzie wykrzykiwał, że magistrat zapłonie. Samorządowcy odebrali to jako groźbę. Sprawę publicznie komentował prezydent tego miasta oraz premier Mateusz Morawiecki.
Bartosza Tomasa krótko potem zatrzymano. Trafił do aresztu, mimo protestów jego "wyznawców" przed prokuraturą. Jego fani zebrali kilkadziesiąt tysięcy złotych na adwokata.
Zobacz także
Za kratami snuł plan na przekucie swojej popularności na pieniądze. "Ja ogólnie hajs mam w d***e, ale jak udało się tyle zebrać, to odpalimy takie projekty dla ludzi, że kopara wielu opadnie! (...) Zrobimy biznesy - damy ludziom pracę, narzędzia, a nawet domy! Zobaczysz! Ja mam rozkminione" - napisał w liście do swojego kolegi.
Już wtedy w internecie można nabyć na związanej z nim stronie produkty z logo antycovidowego ruchu WolniMy. Np. koszulka z napisem "#Murem za królem" kosztowała 49 zł.
Podczas przesłuchań Tomas twierdził, że kierował się miłością do ludzi, poczuciem misji i nie dostrzegł w szpitalu żadnego zakazu wchodzenia. Dwójkę osób, które mu towarzyszyły, rzekomo pierwszy raz widział na oczy, a groźba spalenia ratusza to tylko prima aprillisowy żart. Powiedział też, że jest jak Doda, bo sięga po kontrowersję.
Król antycovidowców i ecstasy
Niejako na własną prośbę szybko otrzymał od mediów pseudonim "Suweren", którego później w komunikatach zaczęła również używać prokuratura. Stał się bohaterem dla zwolenników teorii spiskowych, którzy wielbili go w internecie. Zwłaszcza tych, którzy wierzyli, że koronawirus nie istnieje.
W social mediach Bartosz publikował swoje monologi związane z pandemią.
Na niektórych filmach był bardzo pobudzony. Kręcił je na dworcu, w pociągu, gdy zaczepiał bez powodu ludzi na ulicy albo wkraczał do kościoła i wydzierał się na modlących się ludzi, jakby był w szale.
Na jednym z nagrań wykrzykiwał: - Mają się biznesy otwierać! A jeżeli nie, to my wszyscy kibice, niegrzeczne chłopaki, będziemy wchodzili do domów tych ludzi. Do domów urzędników, do domów polityków, do domów policjantów!
Nawet kiedy tylko bełkotał i wypluwał z siebie wiązanki wyzwisk, rzesze fanów z zachwytem komentowały, że jest kroplą, która drąży skałę, piewcą prawdy w dobie kłamstw na temat pandemii.
Tomas okrzyknął się "królem" antycovidowców, jeździł na głośne akcje tego środowiska w kraju, stał się jednym z liderów.
Nagle jednak wyszło na jaw, że jest w trakcie poważnego procesu o prowadzenie narkotykowego biznesu. Według śledczych, "Suweren" miał być członkiem kilkuosobowego gangu. W Toruniu miał prowadzić fabrykę narkotyków, a w niej wytwarzać ecstasy, amfetaminę oraz konopie. Młodzi przestępcy wpadli, ponieważ we Wrocławiu zatrzymano odbiorców ich nielegalnego towaru.
Poza tym "król antycovidowców" był również w trakcie procesów o prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwości oraz o naruszenie nietykalności funkcjonariuszy.
Skazany na więzienie
Ostatnie doniesienia medialne o "Suwerenie" pochodzą z jesieni 2022 r. Zdążył już wtedy zostać nieprawomocnie skazanym za fabrykę narkotyków na pięć lat bezwzględnego pozbawienia wolności oraz na pół roku za wtargnięcie do szpitala i gróźb na temat spalenia ratusza.
Ale odpowiadał z wolnej stopy. Nie komentował sprawy w mediach. Nie wrzucał do sieci filmów z napadami agresji, choć z internetowej aktywności nie zrezygnował.
Dziś okazuje się, że nie odpowiedział za tamte czyny. Od kilku miesięcy na stronie policji znajduje się informacja, że jest poszukiwany. Polski wymiar sprawiedliwości pozwolił mu uciec i nie potrafi sprawić, by trafił do więzienia.
W 2021 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku wypuścił go na wolność, zanim minął termin tymczasowego aresztowania. Sąd uznał, że nie zachodzi ryzyko ucieczki, więc zastosował dozór i kaucję.
Ustalenia wskazują, że mimo stosowanych środków zapobiegawczych, człowiek, na którym ciążyły wyroki bezwzględnego więzienia, uciekł nie tylko z kraju, ale również z kontynentu. Jak na razie pozostaje zagadką, jak się mógł wydostać z Europy.
Ogłoszenie o jego poszukiwaniu, które policja zamieściła w grudniu ubiegłego roku, pasowało bardziej do złodzieja sklepowego batonika niż do kogoś, kto groził spaleniem urzędu i według śledczych był zamieszany w prowadzenie fabryki twardych narkotyków.
Zgodnie z art. 280 Kodeksu postępowania karnego sąd lub prokuratura może wydać list gończy i opublikować w nim "w miarę możliwości fotografię poszukiwanego". Może też podać w nim pseudonim, informację o zapadłym wyroku oraz o zarzutach w akcie oskarżenia. Sąd lub prokurator może też wysłać list gończy z tymi wszystkimi informacjami do mediów, co w tym przypadku byłoby oczywiście wskazane, skoro chodzi o bohatera setek publikacji medialnych.
W tym przypadku do niczego takiego nie doszło. Reporter WP sam trafił na policyjnych stronach na informację o poszukiwaniach Tomasa a potem w sieci namierzył profil mężczyzny. Jest na nim sporo wskazówek dotyczących tego, gdzie prawdopodobnie przebywa poszukiwany.
Policja dołączyła do listu gończego zdjęcie Bartosza Tomasa dopiero w czwartek 6 czerwca, po naszych zapytaniach o to, dlaczego go brakuje. Pół roku po publikacji notki o poszukiwaniu.
Ma do odsiadki wyrok
Z naszych kontaktów ze śledczymi wynika, że wyrok "Suwerena" w wysokości sześciu miesięcy więzienia za wtargnięcie do szpitala i groźbę spalenia ratusza się uprawomocnił.
- Mężczyzna od blisko dwóch lat ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Sebastian Pypczyński z toruńskiej policji. - Nie zgłosił się w wyznaczonym terminie do zakładu karnego, gdzie miał odbywać zasądzoną karę, w związku z tym we wrześniu 2023 roku zostały wszczęte za nim poszukiwania. Prowadzone wówczas czynności nie przyczyniły się do jego zatrzymania i pod koniec 2023 roku Sąd Rejonowy w Toruniu wydał za mężczyzną list gończy. Od tamtej pory wciąż pozostaje w zainteresowaniu policjantów.
Natomiast sprawa dotycząca narkotyków jest w apelacji. W połowie 2021 r. "Suweren" usłyszał w niej wyrok pięciu lat więzienia. Proces apelacyjny wciąż się nie zaczął.
- Sprawa oczekuje w Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku na wyznaczenie terminu rozprawy - informuje nas rzecznik tego sądu, sędzia Rafał Terlecki.
Mecenas Pietrzak nie chciał z nami rozmawiać. Twierdzi, że nie reprezentuje już Tomasa.
Sam "Suweren" odebrał przesłaną mu wiadomość na Facebooku, ale na nią nie odpowiedział. Wrzucił za to kolejny film na swój profil, komentując sytuację na granicy polsko-białoruskiej.
Tropy prowadzą w jedno miejsce
Nie do końca jest jasne, w jaki sposób do tego czasu próbowano szukać "Suwerena".
Obecnie jest aktywny w social mediach, gdzie m.in. komentuje polską politykę, opowiada o masonach i teoriach spiskowych.
Od marca publikuje na swoich profilach internetowych sporo zdjęć z innego kraju. Na niektórych jest z młodą latynoską, a na jednym zachęca nawet do odwiedzenia restauracji, sugerując, że jest współwłaścicielem. W komentarzach co prawda ignoruje zaczepki swoich fanów (37 tys. obserwujących na Facebooku), którzy chcą, by zdradził, gdzie przebywa, ale dokładniejsza analiza umieszczanych przez niego multimediów pozwala znaleźć szereg wskazówek.
Na jednym z filmów, który "król antycovidowców" nagrał na plaży, można dostrzec w rogu ekranu flagę Dominikany.
Polska nie ma umowy o ekstradycji z Dominikaną.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Kontakt z autorem: Mikolaj.Podolski@grupawp.pl