PolskaSurmacz: wysłanie kanapek to "ludzki odruch"

Surmacz: wysłanie kanapek to "ludzki odruch"

Wiceminister spraw wewnętrznych Marek Surmacz, który wysłał policjantów na służbie z kanapkami dla wiceminister pracy, tłumaczy, że zrobił to w "odruchu ludzkiego współczucia" i w podobnej sytuacji znów postąpiłby tak samo. Zdaniem wiceminister Elżbiety Rafalskiej, "ze zwykłej ludzkiej przysługi próbuje się zrobić niebotyczną aferę".

22.12.2006 | aktual.: 22.12.2006 16:42

Czwartkowy "Dziennik" napisał, że Surmacz wysłał policjantów po hamburgery dla podróżującej pociągiem koleżanki z rządu. Policjanci z kanapkami czekali na głodną Rafalską na peronie. Surmacz zadzwonił wcześniej do oficera dyżurnego komisariatu kolejowego we Wrocławiu i zamówił jedzenie z baru szybkiej obsługi.

W piątek w TVN 24 Surmacz mówił, jak telefonicznie dowiedział się od wiceminister pracy Elżbiety Rafalskiej, że jest od wczesnego rana w podróży, odczuwa łaknienie i marznie w pociągu. Surmacz powiedział, że zadzwonił na komisariat z prośbą o dostarczenie na peron wrocławskiego dworca hamburgerów dla Rafalskiej i zrobił to z własnej inicjatywy, nie na prośbę koleżanki. Według Surmacza, była to "zwykła ludzka grzeczność". Pytany, czy następnym razem zrobiłby to samo, odparł: "sto następnych razy bym tak postąpił".

Podczas zwykłej rozmowy telefonicznej powiedziałam koledze, że jestem w drodze, że byłam cały dzień w podróży, wracałam osiem godzin nieogrzewanym pociągiem, w którym nie było "Warsu" - wyjaśniała Rafalska. Nie składałam żadnego zamówienia - podkreśliła.

Dodała, że pasażer, z którym jechała w przedziale, słysząc jej telefoniczną rozmowę, podzielił się z nią kanapkami. Jak wyjaśniła, na stacji wysiadła z pociągu, nadal zamierzając znaleźć coś do jedzenia. W tym czasie podeszli policjanci, dali mi pakunek, za który im zapłaciłam. Byłam zaskoczona - relacjonowała.

Myślę, że mój kolega z rządu widząc, że jestem cały dzień w drodze, chciał mi po prostu po ludzku pomóc - dodała.

W jej ocenie policjanci nie zeszli z posterunku, ponieważ wszystko działo się na peronie.

Nie przyszłoby mi do głowy, że może się z tego taka afera zrobić - zaznaczyła i dodała, że według niej "był to zwykły ludzki odruch życzliwości, za który srogo przychodzi płacić ministrowi Surmaczowi".

W biurze prasowym Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu poinformowano, że policja nie będzie tej sprawy komentować. Nieoficjalnie wiadomo, że komendant wojewódzki nie będzie wszczynał postępowania dyscyplinarnego.

Według "Dziennika", historia o hamburgerach dostarczonych na osobiste polecenie ministra Surmacza krąży już wśród policjantów. Gazeta przypomina też, że wkrótce potem dwoje policjantów zginęło, wykonując inne prywatne zlecenie - odwożąc do domu urzędnika resortu po imprezie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)