Sukces propagandowy
Porozumienie podpisane w ubiegłym tygodniu przez Ministerstwo Edukacji i Nauki oraz wydawców książek edukacyjnych – dotyczące obniżki cen podręczników szkolnych – ma, jak na razie, wydźwięk głównie propagandowy.
27.03.2006 | aktual.: 27.03.2006 15:59
Co prawda mówi ono, że już od najbliższego roku szkolnego ceny zmniejszą się o 25 proc., nie oznacza to jednak, że każdy z rodziców zapłaci jedną czwartą mniej. Jeśli bowiem wczytać się w treść dokumentu, widać wyraźnie, że – po pierwsze – mowa w nim o średniej cenie książek, po wtóre – o roli rynku wtórnego, którego racjonalizacja (system zamówień składanych przez szkoły na określone tytuły) ma obniżyć koszta edukacji. Po trzecie – dopiero mówi się o zmniejszeniu cen podręczników nowych.
A właśnie kwestia podstawowych kosztów kształcenia należy do najbardziej zaniedbanych obszarów w polskiej edukacji, która – pochłonięta zmianą programów, wprowadzaniem gimnazjalnego ogniwa do systemu szkolnego, wreszcie nową maturą – zepchnęła drażliwy temat podręczników i ich cen na margines. Efekt jest dziś taki, że w gimnazjach i liceach jeden uczeń na czterech ma nową książkę, wielu nie ma jej wcale, bo koszt kompletu, rzędu 350–400 zł, przekracza możliwości wielu budżetów domowych.
Tyle tylko, że wymuszona na wydawcach obniżka (wymuszona – bo wiceminister MEiN Jarosław Zieliński groził już np. odgórnym wprowadzeniem cennika na książki) to wierzchołek – choć efektowny – tej góry problemów. Prawdziwa racjonalizacja rynku podręczników nastąpi, gdy uda się wprowadzić rozsądny system dystrybucji, z 2–3 podmiotami tu dominującymi i obniżeniem kosztów spływających na pośredników (hurtowników i księgarzy). Wiele zależy od tego, czy nauczymy się wykorzystywać unijne środki strukturalne na zakup podręczników dla najuboższych (spora kwota nam już przepadła). I wreszcie – istnieją sprawdzone na świecie metody redystrybucji książek: w wielu miejscach należą one np. do władz lokalnych i są jedynie użyczane uczniom. By wypracować podobne rozwiązania, nie trzeba żadnych kosztownych studiów, bo gotowe wzory są.
A przy tym wszystkim trzeba uważnie przyglądać się rynkowi podręczników, bo podstawowy kłopot z rozmaitymi projektami przedstawianymi przez ten rząd polega na tym, że niezwykle trudno odróżnić dążenia – w wielu przypadkach zasadne – do naprawy życia publicznego od partyjnej ideologii Prawa i Sprawiedliwości. Zwłaszcza że wizję twardej edukacji i ręcznego, z pozycji siły, sterowania szkołami podtrzymuje sam wiceminister Zieliński, zachęcając – jak ostatnio – do czujności w obliczu ekologizmu i pacyfizmu trującego ponoć naszą młodzież. Oby więc za jakiś czas nie okazało się, że wydawców wezwie się ponownie, tym razem, by wycofali szkodliwe treści z wydawanych książek. Bo i tu stosowne paragrafy się znajdą.