Sukces "Kodu Leonarda da Vinci" grozi dewastacją kościołów
Komercyjny sukces książki Dana Browna "Kod
Leonarda da Vinci" grozi zadeptaniem i rozgrabieniem kościołowi w
dzielnicy The Temple (Temple Church) w Londynie i szkockiej
kaplicy Rosslyn w Edynburgu - ostrzega najnowszy "The Independent
on Sunday".
14.08.2005 | aktual.: 14.08.2005 16:10
Obie świątynie wymienione są w książce Browna w kontekście poszukiwań św. Graala i nie radzą sobie z lawinowym wzrostem liczby turystów i ciekawskich, pragnących skonfrontować z rzeczywistością to, co wyczytali w sensacyjnej powieści.
Temple Church zorganizował nawet specjalne wycieczki z przewodnikami dla entuzjastów książki Browna.
Jak pisze "The Independent on Sunday", książka okazała się dla obu świątyń przekleństwem, a tu jeszcze Hollywood kręci na jej podstawie film z Tomem Hanksem i Audrey Tautou w rolach głównych.
Grozi to jeszcze większym napływem turystów, których już teraz są całe rzesze. Skutkiem jest to, że z obu świątyń znikają fragmenty rzeźb kamiennych, śpiewniki, wycierają się miedziane i mosiężne płyty, z których na pamiątkę sporządzane są odciski. Goście ryją swoje inicjały na murach i zostawiają sterty śmieci.
Administratorzy kaplicy Rosslyn obawiają się też, że wilgoć, która jest rezultatem wielkiej liczby ludzi, uszkodzi elementy rzeźbione w piaskowcu.
Administratorzy Rosslyn zgodzili się na filmowanie scen z "Kodu Leonarda da Vinci" w kaplicy, choć nie kryją obaw, że najgorsze dopiero przed nimi. Temple Church w Londynie wciąż zastanawia się, czy dopuścić filmowców i kamerzystów, zaś opactwo Westminsteru - trzecia świątynia na wyspach brytyjskich wymieniona w książce - kategorycznie odmówiło.
Wielu hierarchów Kościoła katolickiego, teologów i księży oświadczyło, że główna teza zawarta w książce Browna sugerująca, że Chrystus potajemnie poślubił Marię Magdalenę i miał z nią dziecko, którego potomkowie żyją do dziś, jest teologicznie fałszywa i moralnie bulwersująca.
Niemniej jednak, książka stała się bestsellerem w kategorii sensacyjnych powieści dla dorosłych.
Andrzej Świdlicki