Student zaatakowany przez taksówkarza w Łodzi
Student politechniki został skatowany w centrum Łodzi - czytamy w "Dzienniku Łódzkim". Dostał metalową pałką w głowę i padł nieprzytomny na chodnik. Zdaniem świadków, sprawcą był taksówkarz, a wezwani policjanci - zamiast ścigać bandytę - mieli zagrozić kolegom rannego: "Jak się nie zamkniecie, to w ryj dostaniecie". Do zdarzenia doszło w sobotę o godz. 5.30 przed Urzędem Marszałkowskim przy al. Piłsudskiego w Łodzi.
Z pobliskiego Klubu Muzycznego wracało sześciu przyjaciół. Wśród nich był 25-letni Artur L. - Przede mną pobiegło do auta dwóch kolegów - opowiada Artur L. - Byli lekko ubrani i chcieli założyć kurtki. Nie zdążyli. Zostali obezwładnieni przez ochroniarzy firmy Solid. Z nimi był mężczyzna po cywilu, bez uniformu. Zapytał, czy jesteśmy z tymi obezwładnionymi. Gdy powiedziałem, że "tak", mężczyzna zadał mi silny cios w głowę metalową pałką teleskopową, po którym upadłem i straciłem przytomność - relacjonuje Artur.
- Artur leżał około 15 minut - mówi jego kolega 23-letni Bartłomiej Ł., student Uniwersytetu Łódzkiego. - Sprawca pobicia był najpewniej taksówkarzem. Wsiadł do taksówki - mercedesa firmy Merc - i uciekł przed przybyciem policjantów. Ci nie popisali się. W ogóle nie zainteresowali się leżącym Arturem, a gdy spytaliśmy, czy możemy iść do auta po ciepłe ubrania, usłyszeliśmy, że mamy się zamknąć, bo "inaczej dostaniemy w ryj".
Policja ustala okoliczności pobicia. Z pierwszych informacji wynika, że ochroniarze Solidu interweniowali z powodu sygnału o próbie włamania do Centralu II. Zastali tam wybitą szybę. Zapewne wtedy nadszedł Artur L. z kolegami. Jak nam powiedział Piotr Sumiński, komendant I komisariatu - nie ma o tym śladu w raporcie ze zdarzenia.