Student z USA walczy z polskimi urzędnikami
Trevor Banks, stypendysta Fulbrighta na Uniwersytecie Łódzkim, jest załamany. Walczy o zalegalizowanie pobytu żony Ashley i dwuletniej córeczki Anny, ale jak na razie przegrywa z biurokratyczną machiną. Wszystko przez przepisy, które sztywno określają, w jakich sytuacjach i na jak długo cudzoziemiec może sprowadzić do Polski najbliższą rodzinę.
29.04.2008 07:47
We wrześniu Banks przyjechał do Łodzi. Postanowił, że nakręci tu kilka filmów. Dostał pozwolenie na pobyt w Polsce na 10 miesięcy, czyli na tyle, ile miało trwać jego stypendium. Nie chciał rozstawać się z ukochaną żoną i córką, zdecydował więc, że także przyjadą do Łodzi. Przy przekraczaniu granicy zadeklarowały, że przyjeżdżają w celach turystycznych. Uprawniało je to do trzymiesięcznego pobytu nad Wisłą. Po tym czasie żona i córka Banksa powinny wystąpić do Urzędu Wojewódzkiego o kartę stałego pobytu.
Niezorientowanemu w europejskich realiach Trevorowi urzędnicy zaproponowali wyjazd na kilka dni za granicę. Po co? Polska do 21 grudnia 2007 r. nie była w strefie Schengen. Każdy turysta, który wyjechał na kilka dni z Polski, a potem deklarował, że wraca w celach turystycznych, mógł przebywać w naszym kraju kolejne trzy miesiące.
Nieoficjalnie zapewniali, że to najprostsze rozwiązanie - opowiada Trevor Banks. Dlatego razem z żoną i córką pojechał na początku grudnia do Berlina, a w lutym - na Ukrainę.
Do końca życia nie zapomnę tej podróży. Ukraińscy pogranicznicy wymierzyli do nas z karabinów, bo myśleli, że chcemy przemycić dziecko. Przeżyliśmy chwile grozy. Nie chcę już więcej, jak to się mówi w Polsce, kombinować. Chcę legalnie przedłużyć pobyt żony i córki w Polsce, ale urzędnicy się nie zgadzają - wspomina stypendysta.
Problem w tym, że kartę czasowego pobytu wydaje się na co najmniej trzy miesiące. Podstawą do jej wydania jest stypendium Trevora, które potrwa tylko dwa miesiące.
W tej sytuacji nie możemy pozytywnie rozpatrzyć wniosku pana Banksa - rozkłada ręce Jacek Winiarski, dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego. Wojewoda może wydać kartę czasowego pobytu, jeśli uzasadniony pobyt będzie trwał dłużej niż trzy miesiące - dodaje.
Amerykanin nie kryje bezsilnej złości. Przyjechałem tu kręcić filmy, a zamiast tego 200 godzin przesiedziałem w urzędzie. Czasem czekam po kilka godzin, by parę minut porozmawiać z urzędnikiem. Takiej biurokracji nie widziałem nigdzie na świecie - kręci głową. Kłopoty mają też moi koledzy z innych miast. Jedni próbują się odwoływać, inni w ogóle nie legalizują pobytu, myśląc, że nikt ich nie złapie - opowiada Trevor. Wczoraj po południu dowiedział się, że do 9 maja jego żona i córka muszą opuścić Polskę. Sam zostaje do sierpnia. Przedłużono mu stypendium i pod koniec czerwca dostanie nową, dwumiesięczną wizę. Znowu za krótką, by amerykańska rodzina w Polsce była razem.
Przed Trevorem byli już Chińczycy Na Politechnice Łódzkiej kłopoty ze ściągnięciem rodziny mieli też stypendyści z Chin. Było tak głównie z przyczyn finansowych. Ich stypendia były tak niskie, że w żaden sposób nie wystarczyłyby na pokrycie kosztów utrzymania rodziny. Ale Chińczycy jakoś sobie poradzili - przyznaje Elżbieta Przybyszewska z Działu Współpracy z Zagranicą Politechniki Łódzkiej. Prawdopodobnie tak, jak Polacy za granicą - pożyczając na kilka dni pieniądze od kolegów, by pokazać pokaźny stan konta.
Matylda Witkowska