Strzelanina w Wiszni Małej. "D**y dali po całości"
Jak twierdzi TVN24 policyjne akcje w Wiszni Małej i Inowrocławiu przejdą do historii, jako największe katastrofy. Osoby znające kulisy obu akcji twierdzą, że są to konsekwencje braków w wyszkoleniu.
Chociaż szef MSWiA Mariusz Błaszczak i komendant główny policji nadinspektor Jarosław Szymczyk zapewniali, że akcja antyterrorystów w Wiszni Małej została przeprowadzona bez rażących błędów i nie była częścią szerszych działań. Jednak policjanci znający kulisy akcji twierdzą coś innego.
Według informatorów TVN24 akcja w Wiszni Małej na Dolnym Śląsku była częścią większej operacji, a grupa była rozpracowywana od prawie dwóch lat. W tym samym czasie miano dokonać zatrzymań pod Wrocławiem i pod Warszawą. Takie akcje powinny być zatwierdzane przez kierownictwo policji, ale w tym przypadku miało tak nie być.
Akcja miała być przygotowana od kilku dni
Po akcji w Wiszni Małej informowano, że policjanci o włamaniu do bankomatu dowiedzieli się w jego trakcie. - To bzdura, oni już dzień wcześniej się zasadzali. Mieli informacje, kto i gdzie. Dlatego przez dwa dni obstawiali ten sam bankomat – mówi informator "Czarno na białym" w TVN24.
Do strzelaniny doszło w nocy z 2 na 3 grudnia. Łukasz W. okradał bankomat a na parkingu w samochodzie czekał na niego wspólnik, który obserwował, co się dzieje w okolicy. Kilka minut przed godz. 23 policjanci zatrzymują mężczyznę w aucie.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
W tym samym czasie do bankomatu podjeżdżają antyterroryści. Dlaczego Łukasz W. zaskoczył policjantów? - Sytuacja wymknęła się spod kontroli z racji takiej, że najprawdopodobniej przejechała tam albo karetka albo jakiś samochód uprzywilejowany na kogutach – uważa jeden z informatorów TVN24. – Ten w bankomacie myślał, że jest atak, i dlatego zaczął od razu strzelać. (…) D...y dali po całości ci, którzy ich rozpracowywali i ci, którzy przygotowywali warianty zatrzymania – dodaje.
Policjanci, do których dotarł dziennikarz TVN24, twierdzą, że dowódca grupy nie wiedział, kogo dokładnie będą zatrzymywać antyterroryści. Przebieg odprawy i zatrzymania ma wyjaśniać Biuro Spraw Wewnętrznych.
Natomiast zdaniem szefa policji Jarosław Szymczyka funkcjonariusze przeprowadzający tę akcję "mieli świadomość, że idą na akcję z niebezpiecznymi przestępcami". - Właśnie dlatego do działań skierowano funkcjonariuszy pododdziału antyterrorystycznego, ludzi specjalnie każdego dnia szkolonych i przygotowywanych do tego typu działań, świetnie wyposażonych i zabezpieczonych – mówił w TVP Info.
Rozmówcy "Czarno na białym" twierdzą, że śmierć policjanta pod Wrocławiem to skutek braków w wyszkoleniu. Były szef grupy AT przyznaje anonimowo, że pocisk z karabinu kałasznikowa czuć na tarczy, ale jeśli szyk jest dobrze sformułowany to policjant z tarczą powinien ją utrzymać, a drugi z antyterrorystów oddać strzały.
W Wiszni Małej zginął policyjny antyterrorysta, a w Inowrocławiu ciężko ranny został jeden z policjantów. Celem drugiej akcji był Jakub K, którego poszukiwano za najcięższe przestępstwa. To przestępca miał zacząć strzelać do funkcjonariuszy, ale według informatora TVN24 nie miał broni przy sobie. Miał po nią dopiero biec do samochodu. Za nim było czterech policjantów. Według dziennikarzy stacji, strzały miał oddać funkcjonariusz z grupy szturmowej antyterrorystów. Prokuratura nie potwierdziła, ale też nie zaprzeczyła tym informacjom.
Napastnik był znany policji
O tym, że Łukasz W., który strzelał do policjantów z kałasznikowa, miał być dobrze znany znany już wcześniej. Jak podał na początku grudnia "Głos Wielkopolski", 42-letni mężczyzna był znany wielkopolskim śledczym. "Mówi się, że to najwyższa półka wielkopolskich przestępców" - zauważa gazeta.
Łukasz W. w 2005 r. próbował potrącić policjanta i wręczyć mu łapówkę. Kilka lat później śledczy zarzucili mu kierowanie gangiem złodziei samochodów. W 2007 r. rozpoczął się jego proces, który trwa do dzisiaj. W tym czasie jeden z sędziów został wyłączony ze sprawy, a dwaj inni zmarli.