Struk: "Przekop Mierzei Wiślanej to wielki błąd rządu" (OPINIA)
Drzew wyciętych na Mierzei już nic nie uratuje. Od roku próbujemy przedstawić argumenty przeciw przekopowi, ale zamiast dyskutować, robią z nas "agentów Kremla" - pisze w opinii dla Wirtualnej Polski Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego.
18.02.2019 | aktual.: 19.02.2019 09:58
W zeszły piątek, ledwie kilka godzin po wydaniu przez wojewodę pomorskiego Dariusza Drelicha pozwolenia na realizację przekopu, ruszyła wycinka drzew na Mierzei Wiślanej. Łącznie ma zostać wyciętych 50 tysięcy drzew na obszarze 25 hektarów. I to w samym sercu obszaru chronionego Natura 2000. Prace ruszyły, mimo że wciąż nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze odwołanie od decyzji środowiskowej. I mimo próśb Komisji Europejskiej, która też analizuje decyzję środowiskową. Nasze argumenty, argumenty mieszkańców i samorządowców z Mierzei Wiślanej, argumenty organizacji ekologicznych – są ignorowane.
Prosimy o merytoryczną rozmowę
Pilarze na Mierzei pracują 24 godziny na dobę, terenu wycinki strzegą specjalne siły policyjne i dodatkowo firma ochroniarska. Nie jestem zaskoczony tempem prac. Każdy kolejny krok zmierzający do realizacji przekopu pokazuje determinację rządu. "Pierwszą łopatę" wbijano wszak na Mierzei jeszcze przed wydaniem prawomocnych decyzji o budowie. Teraz wycinane są drzewa, choć nawet nie zakończył się przetarg i nie wiadomo, kto i kiedy będzie przekop budował.
Szkoda, że podobnej determinacji i szybkiego tempa działań rząd PiS i wojewoda pomorski nie wykazywali w 2017 roku po przejściu nawałnicy. Szkoda, że pieniądze z Funduszu Solidarności Unii Europejskiej dla poszkodowanych w nawałnicy, pieniądze, które udało się wywalczyć głównie dzięki determinacji samorządów, od roku leżą na kontach rządowych i nadal nie wiadomo, kiedy i komu zostaną wypłacone.
Rząd PiS zarzuca nam, że Zarząd Województwa Pomorskiego mówi jednym głosem z Rosją. To manipulacja używana, by nie wchodzić z nami w dialog merytoryczny, by zdyskredytować nas. Na temat przekopu gotów jestem rozmawiać z każdym – czy będzie to redakcja prorosyjskiego portalu "Sputnik", czy redakcja "Gazety Polskiej". Najchętniej rozmawiałbym oczywiście z przedstawicielami rządu, ale oni nasze uwagi i prośby przez długi czas zwyczajnie ignorowali. Dopiero niedawno udało mi się spotkać z ministrem Gróbarczykiem. Krzysztof Swat, burmistrz Krynicy Morskiej, nie miał dotąd tyle szczęścia. A przecież to chyba najważniejsze, by rozmawiać o argumentach, a nie kwitować stanowisko samorządowców stwierdzeniem, że jest "prorosyjskie", czy "zbieżne ze stanowiskiem Kremla". To zwyczajne nadużycie i manipulacja.
Eksperyment na żywym organizmie
Niestety – drzew wyciętych na Mierzei już nic nie uratuje. Mogę jedynie przypomnieć nasze argumenty. Argumenty, które od co najmniej roku konsekwentnie staramy się przedstawiać stronie rządowej. Na próżno.
Niepokoimy się o kwestie ekologiczne, bo cała inwestycja przypomina eksperyment na żywym organizmie. Decyzja środowiskowa mówi wprost, że istnieje zagrożenie dla środowiska. Pewnikiem w tej chwili jest wycięcie sporego obszaru lasu, wykopanie sztucznego kanału, zmieszanie wód morskich z wodami zalewu, stworzenie sztucznej wyspy.
Obawy budzi powstanie falochronów od strony morza. Ich budowa może wpłynąć na degradację plaż mierzei po wschodniej stronie od przekopu. Co do wpływu na przyrodę, dokumentacja środowiskowa mówi, że dopiero faza budowy i eksploatacji pokaże faktyczne oddziaływanie inwestycji na ptaki. Mamy więc do czynienia z bezprecedensowym eksperymentem na środowisku o nieprzewidywalnych skutkach.
Rząd PiS mówi, że przekopanie Mierzei jest szansą na uniezależnienie się od Rosji. Ale o jakim uniezależnieniu mówimy? W porcie w Elblągu przeładowano w 2018 roku nieco ponad 110 tys. ton towarów. Był to cukier w workach, torf, węgiel i keramzyt. A dyrektor portu Arkadiusz Zgliński przyznaje publicznie, że port skupia się niemal wyłącznie na współpracy z portami obwodu kaliningradzkiego. Jeśli rządowi zależy rzeczywiście na uniezależnieniu od Rosji, to może powinien przestać sprowadzać rosyjski węgiel? W sumie od 2015 roku do Polski trafiło już ponad 25 mln ton węgla z Rosji. I z każdym rokiem rządów PiS jego ilość rośnie. Czy po zbudowaniu przekopu sytuacja się zmieni? Czy może do Elbląga przypłynie po prostu jeszcze więcej rosyjskiego węgla?
Nie jesteśmy przeciwni rozwojowi wschodniej części kraju. Ale żeby do tego doszło, trzeba znacznie więcej niż przekopu. Po pierwsze należałoby rozbudować sam port w Elblągu, a także zadbać o to, by był dostępny przez cały rok (to wymaga m.in. stałego pogłębiania toru wodnego, ale też lodołamania na Zalewie zimą). Nikt jak dotąd nie mówi, czy będą takie działania i ile będą kosztowały. Co więcej, przedstawiciele elbląskiego portu nie ukrywają, że potrzebują dziesiątek, jak nie setek, milionów złotych na niezbędne inwestycje, a w poszukiwaniu źródeł finansowania nie zostaną wsparci pieniędzmi z administracji rządowej.
Ale to dopiero początek, bo port musi przecież mieć połączenie z resztą kraju. Drogowe i kolejowe. Nikt z rządu PiS o rozbudowie sieci dróg i kolei nie wspomina. O kosztach takich inwestycji też nie (a to miliardy złotych). Port musi być skomunikowany na kilkadziesiąt, kilkaset kilometrów w głąb lądu. A na razie z Elbląga towary można wywieźć albo "siódemką” w kierunku Gdańska i Warszawy, albo "berlinką” w kierunku Kaliningradu. Możliwości kolejowych jest jeszcze mniej.
Zobacz także
A co z ludźmi?
Nie mamy absolutnie nic przeciwko rozwojowi Elbląga i okolic. Ale jak już wspomniałem, założenia zawarte w dokumentacji przekopowej są mocno przeszacowane. Zakładają one, że port w Elblągu osiągnie poziom przeładunku równy portom w Gdyni czy Gdańsku. Tylko jak, skoro oba trójmiejskie porty są w stanie obsługiwać największe oceaniczne statki? W porównaniu z takimi statkami jednostki o zanurzeniu 4 m to łupiny o parametrach żeglugi śródlądowej. Jak dotąd rekordowym rokiem dla portu w Elblągu był 2014 – przeładowano wówczas 300 tys. ton towarów.
Owszem – zgadzam się, że gdyby powstał nowy port w Elblągu i nowa infrastruktura wokół portu, wpłynęłoby to na zwiększenie przeładunku. Ale raz jeszcze podkreślmy: nikt o rozbudowie portu nie mówi. O polepszeniu komunikacji drogowej i kolejowej Elbląga z resztą kraju też nie. I nic dziwnego bo to – lekko licząc – miliardy złotych, których rząd najzwyczajniej nie ma.
Przy okazji warto zadać pytanie – co z sytuacją ekonomiczną mieszkańców Mierzei Wiślanej? 90 procent z nich żyje z turystyki, pozostali z rybołówstwa. Jeśli zniszczymy plaże, jeśli zamkniemy część zalewu i zamulimy resztę, jeśli znikną łowiska, to trzeba powiedzieć otwarcie – ci ludzie stracą pracę. O tym nikt nie chce głośno mówić. Z tymi ludźmi (np. z mieszkańcami Krynicy Morskiej) nikt z ministerstwa się dotąd nie spotkał. Za to przez decydentów chętnie odwiedzane są inne gminy nadzalewowe – te po stronie Elbląga.
Czy przekop ściągnie dodatkowych turystów? Trudno uznać dziś za pewnik, że przekop ściągnie tu np. jachty morskie ze Skandynawii. Bo nawet jeśli wpłyną przez przekop, to dalej będą mogły poruszać się jedynie pogłębianym torem wodnym do Elbląga. Reszta zalewu jest dla nich zwyczajnie za płytka. Co więcej – decyzja środowiskowa wyraźnie mówi o zamknięciu wód zachodniej części zalewu (powstanie strefa ciszy o powierzchni 15 km2). Ten region nie będzie więc dostępny dla turystów. Na zalewie pojawi się też sztuczna wyspa. Ale nie tropikalna i atrakcyjna, ale tworzona z osadów z dna pogłębianego toru wodnego. A dno Zalewu Wiślanego to głównie czarny i odtleniony śmierdzący muł. Wyspa z mułu nie doda okolicy urody.
Rząd podnosi też argument poprawy bezpieczeństwa militarnego Polski. Ale brak konkretów. Policzmy więc: średnia głębokość zalewu to 2,7 metra. Tor wodny ma służyć statkom o zanurzeniu do 4 m. Największe okręty naszej marynarki wojennej – fregaty – mają zanurzenie 5,7 metra. Korweta ORP Kaszub zanurzenie 4,9 metra. One nie będą w stanie poruszać się nawet torem do portu Elbląg. Owszem, są mniejsze jednostki - okręty rakietowe i stawiacze min. Ale i one mają zanurzenie ponad 2 m. Co oznacza, że pływanie po zalewie poza torem wodnym może się dla nich skończyć wejściem na mieliznę. Poza tym, gdyby Mierzeja Wiślana miała znaczenie strategiczne, miałoby to oddźwięk w dokumentach obronnych. Ale w dokumentach Biuro Bezpieczeństwa Narodowego z 2017 r. znaczenie obronne przekopu Mierzei jest wymieniane w marginalnym stopniu.
Dotychczasowe działania rządu pokazują niezwykłą determinację, by przekop zrealizować. Bez oglądania się na kogokolwiek, czy na jakiekolwiek argumenty. Jednak Samorząd Województwa Pomorskiego powinien nadal tak, jak do tej pory, bardzo mocno sygnalizować opinii publicznej wszystkie wątpliwości natury ekonomicznej i przyrodniczej związane z budową przekopu. Zamierzamy też wypracować efektywny sposób monitorowania wywiązywania się przez wykonawcę robót budowlanych z obowiązków wskazanych w decyzji środowiskowej. Będziemy współpracować z lokalnymi organizacjami pozarządowymi oraz ekspertami w dziedzin przyrodniczych i środowiskiem ekologów. Chcemy obalać mity, za pomocą których rząd PiS przekonuje społeczeństwo do tej inwestycji. A pierwsze "sprawdzam” już w marcu, kiedy poznamy oferty złożone w przetargu na wykonanie przekopu i przekonamy się, czy kwota 880 mln zł to nie kolejny przekopowy mit.