Strój, który mówi
W mig rozpoznaję, z szefem jakiej wielkości firmy mam do czynienia i czy utrzymuje on rozległe kontakty zagraniczne - twierdzi Jacek Santorski, psycholog biznesu. Santorskiemu najwięcej mówią zegarek i buty biznesmena - czytamy w najnowszym "Wprost".
Przedsiębiorca Jędrzej Wittchen przyznaje, że nie ma zaufania do biznesowych partnerów, którzy podczas spotkania w interesach bardzo różnią się od niego ubiorem. Marcin Halicki, współudziałowiec funduszy inwestycyjnych CWC Capital Management, ubiera się tak, że kiedy wchodzi do obcego biura, sekretarki najczęściej tytułują go "panem prezesem", zanim się przedstawi. Tak właśnie działa kod ubioru. Kod ten obowiązuje niemal we wszystkich środowiskach mimo wielkiej demokratyzacji mody. Kod ubioru jest takim samym językiem jak język gestów czy zachowań.
Język uniformu
Prof. Andrzej Nawrot, wieloletni szef katedry ubioru łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, twierdzi, że moda - paradoksalnie - nie jest chęcią wyróżniania się, lecz uniformizacji. Moda służy przede wszystkim wzmocnieniu poczucia bezpieczeństwa w różnych środowiskach. Ubiór jest rodzajem munduru, którego dotyczy kod najbardziej skonwencjonalizowany. Mundur wprowadzono po to, by żołnierze mogli odróżniać przyjaciół od wrogów, by błyskawicznie orientowali się w szarżach, czyli hierarchii i organizacji wojska. I choć pierwszy mundur wojskowy we współczesnym sensie wymyślono dopiero około 1630 r. na polecenie króla Szwecji Gustawa Adolfa, quasi-mundury nosili już starożytni Spartanie (czerwone peleryny) czy rzymscy legioniści. Nie chodziło wtedy o styl, lecz o prosty komunikat.
Kilkanaście wieków przed naszą erą własnym kodem ubioru posługiwały się też poszczególne warstwy społeczne w cywilizacjach rozwijających się wokół Morza Śródziemnego. Tebańską arystokrację odróżniała od plebsu tunika z rękawami. Niewolnicy z kolei musieli chodzić nago. Już starożytni Egipcjanie uznawali, że podstawową funkcją ubioru jest porządkowanie społeczeństwa. W miarę rozwoju cywilizacji kodów ubioru przybywało, a przedstawiciele coraz to nowych zawodów, grup czy struktur stopniowo wypracowali własny, wspólny tylko dla swojego otoczenia i często obowiązujący do dziś wygląd i styl.
Brytyjski kod uniwersalny
Kod ubioru w formie obowiązującej obecnie pojawił się w połowie XIX wieku wraz z pojawieniem się klasy średniej i burżuazji. Od tego czasu odpowiedni strój jest postrzegany jako niezbędny element osób chcących robić karierę czy osiągać finansowe sukcesy. Wiele mówi o tym literatura od czasów pozytywizmu. Zbankrutowani arystokraci, na przykład rodzina Izabeli Łęckiej, bohaterki "Lalki" Bolesława Prusa, zdają sobie sprawę, że dzięki strojeniu jej w modne mantylki, są w stanie podtrzymać przekonanie o swoim wysokim statusie społecznym.
Kilkadziesiąt lat później podobnie rozumowały tytułowe dziewczęta z Nowolipek z powieści Poli Gojawiczyńskiej, które wolały trzy dni nie jeść, by kupić buty, w których mogłyby się pokazać. Podstawowy kod ubioru mężczyzn został zdefiniowany w połowie XIX wieku, gdy praktyczniejsi i bieglejsi od Francuzów w międzynarodowych kontaktach Brytyjczycy wymyślili marynarkę. Londyn stał się wtedy stolicą męskiej mody, a koniunkturę na nią zaczął napędzać rozwijający się biznes.
Brytyjski kod ubioru szybko przyjęto praktycznie w całym zachodnim świecie, a nieco później w Japonii i Chinach. Kolorowe fraki zastąpiono czarnymi, znormalizowano spodnie - pozbawiając je strzemiączek, zrezygnowano z wielu rodzajów obuwia, wybierając standardowe półbuty. Krawaty stały się bardziej stonowane. To wtedy utrwaliło się przekonanie, że klasyczny strój jest najbardziej uniwersalny i pozwala zachować stronom równą pozycję podczas negocjacji.
Kiedy utrwalił się podstawowy kod ubioru, zaczął się wyścig jakości. I tak zostało właściwie do dziś. Jacek Santorski, psycholog biznesu uczestniczący w wielu spotkaniach, opowiada, że gdy gra toczy się o setki tysięcy dolarów, rozmówcy demonstrują swój status, niby od niechcenia pokazując wewnętrzne strony marynarek z logo producenta. Odsłaniają też swoje zegarki. Przedsiębiorca Jędrzej Wittchen przyznaje, że po zegarku jest w stanie wiele powiedzieć o intencjach i statusie kontrahenta.
Michał Zaczyński