Anonimowy strażak pokazuje prawdę po tragedii w Poznaniu. "Zmyliło ich"
- To, co wydarzyło się w piwnicy, wymyka się naszej wiedzy. Nie znamy takiego przypadku na świecie - mówi anonimowo w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" strażak z Poznania. Jego relacja potwierdza główną hipotezę śledczych, że pożar wybuchł w części zajmowanej przez serwis akumulatorów.
05.09.2024 | aktual.: 05.09.2024 20:59
Pod nadzorem prokuratury trwa wyjaśnianie przyczyn tragicznego w skutkach pożaru kamienicy w Poznaniu, w wyniku którego doszło do eksplozji. W akcji zginęło dwóch strażaków, a poszkodowanych zostało 11 oraz 3 mieszkańców.
Mieszkańcy ul. Kraszewskiego wskazują na działający w kamienicy sklep z akumulatorami - szczególnie po tym, jak w trakcie oględzin pogorzeliska z udziałem biegłego ujawniono w pobliżu spalonej kamienicy rozrzucone akumulatory. Według doniesień medialnych poznańscy strażacy wiedzieli, że na miejscu działa serwis akumulatorów, bo sami korzystali z jego usług.
Strażak ujawnia kulisy akcji gaśniczej w Poznaniu
"Gazeta Wyborcza" rozmawiała ze strażakiem, który zna szczegóły akcji na poznańskich Jeżycach. Jak opowiada, strażacy nie byli w stanie zlokalizować źródła pożaru, dlatego wezwali do pomocy kolegów z JRG 4. Nie czekając na ich przyjazd, postanowili sprawdzić piwnicę. Zeszli w dwóch rotach (dwuosobowych zespołach), ale nie wiadomo dlaczego zaraz jeden ze strażaków się wycofał. Trzej pozostali doszli do części zajmowanej przez serwis akumulatorów, ale nie mogli otworzyć drzwi, bo klucz nie pasował.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- W drzwiach były dwa okienka: na górze i na dole. Stwierdzili, że najpierw stłuką jedno z nich, żeby nie wyważać całych drzwi - dodaje. - Zbili okienko na dole, bo było łatwiej. Za okienkiem, w pomieszczeniu, stały torby z akumulatorami. Wyciągnęli je na zewnątrz, bo zasłaniały widok. Zajrzeli do środka, zaświecili latarkami. I to, co jest największym zaskoczeniem: dymu było bardzo mało. To ich zmyliło - opowiada mężczyzna.
Po chwili jeden ze strażaków zauważył, że przez wybite okienko do środka zasysane jest powietrze. Krzyknął do kolegów, by uważali. - Sam zdążył odsunąć się od drzwi i wtedy to wybuchło. Odrzuciło go i zamroczyło. Był przekonany, że był jeden wybuch, dopiero potem od chłopaków dowiedział się, że były dwa - relacjonuje strażak.
Informacje, które przekazuje rozmówca gazety, potwierdzają główną hipotezę śledczych - pożar wybuchł w piwnicy zajmowanej przez serwis akumulatorów spółki Lupo.
Czytaj także:
Źródło: "Gazeta Wyborcza", WP