Wyjaśniają pożar kamienicy. Strażaków zabił "ognisty podmuch"?
Śledczy i biegli wyjaśniają przyczyny pożaru w kamienicy w Poznaniu, w wyniku którego doszło do eksplozji. Zginęło dwóch strażaków, a kilkunastu zostało rannych. Jeden z oficerów nie wyklucza, że doszło do tzw. wstecznego ciągu płomieni.
Pożar w kamienicy Poznaniu pojawił się w nocy z soboty na niedzielę. Strażacy weszli do piwnicy i tam nastąpił wybuch. Dwóch z nich zginęło, a kilkunastu zostało rannych.
Trwa ustalanie, co właściwie się wydarzyło. Mieszkańcy wskazują na znajdujący się w tym miejscu sklep z akumulatorami. Jak informuje "Gazeta Wyborcza" - jego właściciele nie zabierają głosu, a strona firmy zniknęła z internetu. Biegły podczas oględzin miał znaleźć w pobliżu spalonej kamienicy rozrzucone akumulatory.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tłumy nie odpuszczają. Po bilet trzeba ustawić się w gigantycznej kolejce
Pytanie pozostaje, co zaczęło się palić i dlaczego doszło do eksplozji. Rozważa się, że mogło dojść do zwarcia instalacji elektrycznej, samozapłonu akumulatorów lub też ogień z innego źródła do nich dotarł i nagrzał je. Oficer straży pożarnej, do którego dotarła "GW" twierdzi jednak, że nieprawdopodobne by było, by baterie same wybuchły.
Strażaków zmiótł "ognisty podmuch"?
Strażacy rozmawiają jednak o możliwym wstecznym ciągu płomieniu, tzw. backdraft. Jak opisuje oficer, do którego dotarła "GW", gdy poziom tlenu w pomieszczeniu, gdzie jest ogień, spada poniżej 16 proc., to znika płomień, ale nie kończy się spalanie - zaczynają się gromadzić gazy.
Jeśli strażacy otworzyli takie pomieszczenie, to mogło dojść do backdraftu. - Bogate w tlen powietrze zostało zassane do środka jak w strzykawce, a następnie z dużą siłą wyrzucone w wyniku wybuchu chemicznego - eksplozji gazów. Nazywamy to wstecznym ciągiem płomienia albo - bardziej obrazowo - ognistym podmuchem - mówi "Wyborczej" oficer straży pożarnej. Dodaje, że jeśli rzeczywiście tliły się też akumulatory, to mogło to wzmóc siłę eksplozji.
Taki scenariusz wynika także z relacji jednego ze strażaków, który szedł w parze z kolegą, który zginął. Powiedział bowiem, że po eksplozji stracił przytomność, a ocknął się w innym pomieszczeniu - tak silny był wybuch.
Czytaj więcej:
Źródło: "Gazeta Wyborcza"