Strajk sparaliżował kolej w Belgii
24-godzinny strajk całkowicie sparaliżował belgijskie koleje. Kolejarze mają postulaty socjalne i płacowe.
W Belgii nie kursują żadne pociągi krajowe ani międzynarodowe, w tym superszybkie pociągi z Brukseli do Paryża (Thalys) i Londynu (Eurostar), a także Niemiec, Holandii i Luksemburga. Powrót do normy spodziewany jest dopiero w środę rano.
Strajk rozpoczął się w poniedziałek o godz. 22:00, ponieważ fiaskiem zakończyły się dotychczasowe negocjacje między dyrekcją a związkowcami. Ich tematem były płace, zwiększenie elastyczności czasu pracy, a także warunków przechodzenia na emeryturę.
Związkowcy uważają za niewystarczającą proponowaną przez dyrekcję podwyżkę w wysokości 640 euro brutto, rozłożoną na dwa lata, jako rekompensata za spadek siły nabywczej euro. Wskazują, że wzrost wydajności na kolejach przez ostatnie pięć lat wyniósł 32%. Odrzucili też propozycje podwyżek w zamian za ograniczenie dodatkowych wypłat za pracę w weekendy i w nocy.
Wbrew obawom, strajk nie spowodował takiego pogorszenia sytuacji na drogach dojazdowych do Brukseli i innych dużych miast, jak się obawiano. Dodatkowe korki, przed którymi ostrzegał rząd, okazały się mniejsze. Media tłumaczą to ładną pogodą, która skłoniła dojeżdżających do skorzystania z roweru, a także tym, że Belgowie, zawczasu ostrzeżeni o strajku, wzięli na wtorek wolne. Niektórzy zaś wyruszyli z domu do pracy samochodem godzinę wcześniej niż zwykle, by uniknąć korków.
Rząd oszacował koszty strajku dla belgijskiej gospodarki na około 40 mln euro. Wrażliwe na kwestie środowiska naturalnego media zastanawiają się, jaki będzie koszt "ekologiczny": dodatkowe emisje CO2 i zanieczyszczenie powietrza spalinami. Do samej Brukseli miało wjechać 300 tys. samochodów więcej. Dziennik "Le Soir" pisze, że w całym kraju masowa przesiadka z pociągu do samochodu oznacza dodatkowe 3-4 tys. ton CO2, co odpowiada ok. 1 proc. dziennych emisji Belgii.
Z okazji strajku powróciła debata o wprowadzeniu ustawowego obowiązku zapewnienia minimum usług służb publicznych, w tym kolei. Taki postulat zgłasza wchodząca w skład koalicji partia flamandzkich liberałów Open VLD. Jednak chadecki minister odpowiedzialny za przedsiębiorstwa publiczne Inge Vervotte pozostaje sceptyczny, twierdząc, że zapewnienie kursowania pociągów w godzinach szczytu ledwie przez trzy godziny dziennie wymagałoby obecności 60 proc. personelu, "co jest nie do pogodzenia z prawem do strajku".
Na belgijskich kolejach SNCB do różnego rodzaju akcji protestacyjnych dochodzi co najmniej kilka razy w roku. Ostatni 24- godzinny strajk sektora miał miejsce w 2004 roku; w 2005 kolejarze wzięli udział w ogólnokrajowym strajku powszechnym. W ubiegłym roku wszystkich strajków na kolei było dziewięć. Wiele niezapowiedzianych akcji na mniejszą skalę to forma protestu przeciwko przypadkom przemocy wobec konduktorów.
Michał Kot