Strajk kobiet. Ratownik medyczny: pomagaliśmy protestującym, ale też policjantom
Michał, ratownik medyczny, znalazł się w centrum środowych demonstracji Strajku kobiet. - To, co się wczoraj działo, wcale nie jest zero-jedynkowe. My, ratownicy, od początku mówiliśmy - pomocy udzielamy wszystkim, niezależnie od tego, czy to osoba wspierająca strajk, czy kontrmanifestująca, czy też ktoś ze służb. Tak też było tym razem – mówi Michał.
W środę na ulicach Warszawy odbyły się kolejne demonstracje w obronie praw kobiet. Od strony medycznej zabezpieczał je m.in. Michał, ratownik medyczny z inicjatywy Stołeczni Samarytanie.
Przyznaje, że protest na początku przebiegał spokojnie – aż do momentu, w którym demonstrujący znaleźli się przy placu Powstańców Warszawy. To tam, około godz. 22 policja otoczyła protestujących i zablokowała im drogę wyjścia.
- Znalazłem się w samym centrum tego wszystkiego – mówi nam ratownik medyczny. Przyznaje, że komunikaty były sprzeczne – z jednej strony puszczano nagranie, by się rozejść ze względu na pandemię, z drugiej – pozwalano opuścić to miejsce tylko po wylegitymowaniu się.
Relacjonuje: - Chwilę przed tym, kiedy użyto gazu, doszło do przepychanek między protestującymi, a funkcjonariuszami. Trwało to dłuższą chwilę. Dokładnie tę sytuację widziałem.
Pomocy udzielali każdemu
- To, co się wczoraj działo, wcale nie jest zero-jedynkowe. My od początku jako Stołeczni Samarytanie mówiliśmy - pomocy udzielamy wszystkim, niezależnie od tego, czy to osoba wspierająca strajk, czy kontrmanifestująca, czy też ktoś ze służb. Tak też było tym razem – mówi Michał.
Dodaje: - Pomogliśmy około dziesięciu osobom protestującym, które zostały opryskane gazem łzawiącym, ale policjantom – tym umundurowanym i w cywilu – pomagaliśmy również. To było co najmniej pięciu funkcjonariuszy, którzy mieli ten gaz na twarzy.
Przyznaje, że większych interwencji medycznych nie było. - Ewentualnie drobne urazy w wyniku potknięcia, ale to wszystko - mówi nam ratownik medyczny.
500 wylegitymowanych, 20 zatrzymanych
Podczas czwartkowego briefingu prasowego rzecznik Komendy Stołecznej Policji, Sylwester Marczak ocenił, że policjanci w czasie środowych protestów działali w sposób właściwy. Podkreślił także, że zgromadzenie ze względu na obecną sytuację epidemiologiczną, miało w dalszym ciągu charakter nielegalny.
- Z naszej strony kierowane są komunikaty do uczestników poszczególnych zgromadzeń. Tam gdzie mamy do czynienia z sytuacją, że są ataki na policjantów, jest agresja, tłum napiera i próbuje rozerwać kordon, mamy naruszenia nietykalności policjantów – powiedział Sylwester Marczak. Przyznał, że zostały użyte środki przymusu bezpośredniego.
Marta Lempart natomiast podczas czwartkowej konferencji Strajku Kobiet powiedziała: – Policja stała się policją partyjną. Dostała zlecenie od przestraszonego posła Kaczyńskiego.
Według Strajku Kobiet funkcjonariusze używali środków przymusu bezprawnie.
Policjanci wylegitymowali blisko 500 osób, a 20 manifestantów zostało zatrzymanych.