Strajk kobiet. Ratują na protestach po godzinach. "Poglądy odkładamy na bok"
Ratownicy, pielęgniarki i lekarze, po godzinach pracy i pro bono, udzielają pomocy medycznej protestującym w stolicy. Wszystko po to, by nie obciążać i tak przeciążonego już systemu państwowego ratownictwa medycznego. Zdarza się i tak, że są jedynymi dostępnymi medykami w okolicy. I ratują innym życie.
04.11.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:38
Grupa "Stołeczni Samarytanie" to inicjatywa społeczna, która powstała w odpowiedzi na trwające od kilkunastu dni protesty kobiet.
- Chcemy uniknąć dodatkowego obciążenia systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego przez ludzi protestujących na ulicach stolicy - podkreśla Tomasz Komorowski, ratownik i jeden ze współorganizatorów tej inicjatywy. "Samarytanie" udzielają pomocy na miejscu protestów, by uniknąć wzywania do nich karetek pogotowia. Szczególnie, że obecnie czas oczekiwania na pogotowie w Warszawie wynosi do 6h dla wezwań w niższym priorytecie, i 1h do wezwań w priorytecie wyższym.
Strajk kobiet. "Pomocy udzielamy wszystkim"
Wszystko zaczęło się od grupy w mediach społecznościowych, do której należy już blisko 250 osób. To nie tylko ratownicy medyczni - to także pielęgniarki i lekarze, którzy po pracy, pro bono, pomagają potrzebującym biorącym udział w protestach.
- Pomocy udzielamy wszystkim, niezależnie od tego, czy to osoba wspierająca strajk, czy kontrmanifestująca, czy też ktoś ze służb. My nie oceniamy - w momencie, gdy wkładamy strój, nasze poglądy odkładamy na bok - dodaje ratownik.
Jak to się wszystko odbywa? Ratownik, z którym rozmawiamy, wyjaśnia, że tu nie ma przymusu i każdy z grupy "Stołecznych Samarytan" może działać nawet sam. - My jedynie przez aplikację podajemy informacje, gdzie jesteśmy, a gdzie warto jeszcze być, bo coś może się dziać. Oczywiście, jak coś już się dzieje, wówczas również działamy i przemieszczamy się w to konkretne miejsce - wyjaśnia.
Koronawirus. Pomoc płynie dalej, ponad protesty
Grupa ta reaguje nie tylko na to, co dzieje się podczas protestów.
- W poniedziałek grupa ratowników, która jechała pomagać medycznie uczestnikom protestów, usłyszała na radiu o około 60-letnim mężczyźnie z nagłym zatrzymaniem krążenia. Zespół pogotowia, który przyjmował zgłoszenie, dojechać mógł w na miejsce dopiero po 40 minutach. Nasi ratownicy byli znacznie bliżej, więc bez chwili namysłu pojechali ratować tego człowieka - opowiada ratownik.
Po 20 minutach działań "Samarytan" na miejsce dotarł zespół pogotowia. - Serce pacjenta ruszyło, został przewieziony do szpitala w stanie ciężkim. Niestety nie jest nam znany jego stan, jednak dostał od nas szansę, której nie dostałby czekając 40 min na pomoc. Jestem dumny z tych ludzi, pokazali, jak powinni działać ratownicy - dodaje nasz rozmówca.
Strajk kobiet. Będą działać tak długo, jak to możliwe
Skąd ratownicy mają materiały do pracy? - Dostaliśmy trochę środków opatrunkowych, mleka i wody od prywatnych darczyńców - mówi nam Komorowski. Resztę, w tym środki ochrony osobistej, organizują sobie sami.
Powstała też zbiórka pieniężna na działalność "Stołecznych Samarytan". - Przez ostatnie kilka dni była zablokowana, a więc sporo osób musiało ją "zgłaszać". Na szczęście już działa - tłumaczy ratownik.
- Czapki z głów dla tych ludzi, którzy mimo to się tego podjęli i ciągle chcą pomagać ludziom – mówi ratownik. Pytany, czy zakłada scenariusz, w którym staną się "społecznym zabezpieczeniem" stolicy, nie tylko przy protestach kobiet, odpowiada: - My też pracujemy, też mamy rodziny i nie zawsze w wolnym czasie będziemy mogli działać. Będziemy jednak starać się zrobić co można, jak długo można.
Zbiórka na rzecz działań "Stołecznych Samarytan" znajduje się tutaj.