Stracimy wszyscy

Jesteśmy świadkami poważnego kryzysu zaufania do elit politycznych. Opozycja, moim zdaniem niesłusznie, zarzuca rządzącym korupcję polityczną. Atmosferę podgrzewają często media. Jeżeli politykom zabraknie woli porozumienia, możemy zmarnować wiele szans.

Stracimy wszyscy
Źródło zdjęć: © WP.PL

06.10.2006 | aktual.: 06.10.2006 13:06

Emisja w TVN taśm z rozmowami posłanki Renaty Beger z ministrami z Kancelarii Premiera – Adamem Lipińskim oraz Wojciechem Mojzesowiczem spowodowała polityczne trzęsienie ziemi. Po to zresztą rozmowy zostały zarejestrowane i zaprezentowane. Oceniając całą sytuację, nie można zapominać o kontekście, w jakim się odbywały. Rozpadła się koalicja z Lepperem i rząd premiera Kaczyńskiego zmuszony jest szukać nowej większości parlamentarnej. Jakbyśmy tego nie ocenili, zabieg tworzenia koalicji parlamentarnej w części jest także rozmową o ważnych stanowiskach w administracji państwowej. Niestety, styl prowadzenia negocjacji, zwłaszcza przez min. Mojzesowicza, w żaden sposób nie może być akceptowany. Była to demonstracja prymitywnego chamstwa, arogancji oraz traktowania służby publicznej jak prywatnego folwarku. Prawie co drugie słowo ministra było przekleństwem, wypowiadanym w obecności, bądź co bądź, kobiety. To, że pani poseł to zupełnie nie przeszkadzało, też ma swoje znaczenie. Skutki incydentu, także w dłuższej
perspektywie, będą fatalne. Taśmy Beger u wielu Polaków utrwalą bowiem przekonanie, że polityka jest zajęciem z gruntu brudnym, którego głównym celem jest „walka o stołki”. Nie zmienia to jednak faktu, że rozmowy o zmianie barw klubowych posłanki Beger trudno nazwać korupcją. Była to prowadzona w fatalnym stylu gra polityczna. Znając kulisy niektórych negocjacji parlamentarnych, nie mam złudzeń, że w podobny sposób rozmawiali niegdyś także działacze opozycji. Politycy PiS wpisali się w niechlubny schemat budowania większości poprzez wyciąganie posłów z opozycji. Nie sądzę jednak, aby można było twierdzić, że mieliśmy do czynienia z działaniami przestępczymi. Bezpodstawne są więc żądania dymisji rządu, który i tak będzie miał dość problemów ze zbudowaniem parlamentarnego zaplecza.

Rozmowy sprowokowane

Premier Kaczyński i PiS z pewnością nie docenili siły i przebiegłości Andrzeja Leppera oraz jego ciemnego zaplecza. Uznali, że wystarczy odsunąć go z rządowej posady oraz wyciągnąć z jego klubu kilku posłów i dogadać się z PSL, aby zapewnić sobie większość. Popełnili błąd lekceważenia przeciwnika, który długo będzie się na nich mścił. Plan zemsty był wyrafinowany i wieloetapowy. Beger najpierw sprowokowała rozmowy z PiS-em, a później swymi publicznymi wypowiedziami uwiarygodniła ten plan. Jego zwieńczeniem było zaproszenie do pokoju poselskiego, gdzie na ministrów czekały już kamery TVN. Beger stawiała w rozmowie prowokacyjne żądania. Niestety, podjęta została o nich dyskusja. Jest oczywiste, że premier Kaczyński odmówił spełnienia postulatów posłanki Samoobrony. Jednak prowadzenie negocjacji w takim stylu było kompromitujące. Trudno także zaakceptować projekt budowy sejmowej większości, opartej na ludziach skazanych przez sądy za przestępstwa pospolite. Tym bardziej nie powinni tego czynić politycy, którzy
wygrali wybory pod hasłami naprawy moralnej oraz obiecywali odrzucenie dotychczasowego stylu uprawiania polityki. Dobrze, że premier Kaczyński zdobył się w końcu na kilka słów, właściwie oceniających całą sytuację. Na wiecu w Stoczni Gdańskiej poszedł dalej. Zadeklarował, że z „ludźmi o marnej reputacji” rozmowy już nigdy nie będą prowadzone. Rola mediów

Niejako w tle politycznego sporu rozpoczęła się nie mniej burzliwa debata o roli mediów w życiu politycznym. Oczywiście zadaniem mediów jest ujawnianie i wyjaśnianie społeczeństwu wszelkich elementów życia publicznego. Media potrafiły nieraz zmieniać bieg rzeczywistości, odkrywając to, co politycy skrzętnie chcieli ukryć. Afera Watergate, opisana przez dwóch dziennikarzy, zakończyła się dymisją prezydenta Nixona. Media zakończyły także szereg innych karier politycznych. Słusznie nazywane są czwartą władzą. Jednak również media mają nie tylko prawa, ale i obowiązki. W sprawie programu w TVN powstaje pytanie, czy nie zostały przekroczone granice między rejestrowaniem, opisywaniem i komentowaniem wydarzeń, a ich kreacją, czego mediom po prostu robić nie wolno. Fakty są oczywiste. Beger od początku działała według scenariusza, przez kogoś starannie przygotowanego. Towarzyszyła temu zmyślna kampania jej medialnych wypowiedzi, sugerujących zamiar opuszczenia Samoobrony. W podobnym stylu wypowiadał się także
Lepper. Wszystko to uśpiło czujność polityków PiS. Całe zachowanie posłanki Beger, natarczywe żądanie stanowisk, miały skłonić jej rozmówców do kompromitujących wypowiedzi. W sumie wszystko było medialną kreacją mającą pokazać, jakimi łajdakami w gruncie rzeczy są politycy PiS. Cel udało się osiągnąć. Jej motywy wydają się czytelne, chciała ukarać przeciwników politycznych. Jakie były natomiast intencje dziennikarzy TVN, uczestniczących w prowokacji? Czy nie stanęli w roli aktywnego gracza politycznego, próbującego przyczynić się do obalenia nielubianego rządu? Zwłaszcza że późniejsze relacjonowanie konfliktu w TVN także dalekie było od obiektywizmu.

Odpowiedzi na te pytania są ważne. Nie tylko w kontekście obecnego kryzysu, ale dla dobra polskiej demokracji. Rychło może się bowiem okazać, że politycy opozycji, tak dzisiaj zachwyceni pracą dziennikarzy TVN, jutro mogą się znaleźć w podobnej pułapce. Wszechobecne służby?

Część opozycji i mediów oceniła schyłkową fazę likwidacji WSI oraz przygotowywany o nich raport jako próbę odwrócenia uwagi od kompromitujących taśm posłanki Beger. Nie podzielam tego poglądu. Wojskowe Służby Informacyjne należało zlikwidować z wielu powodów. Nigdy nie przeszły głębokiej weryfikacji. Długo działały bez ustawowych regulacji prawnych. Z pewnością także nadzór nad nimi daleki był od doskonałości. Ich likwidacja była tym bardziej konieczna, że od wielu miesięcy pojawiały się informacje o udziale żołnierzy WSI w działaniach przestępczych. Jednocześnie nie można zapominać, że WSI, gdy wypełniały swoje ustawowe funkcje, działały na rzecz bezpieczeństwa polskich sił zbrojnych oraz naszego wspólnego bezpieczeństwa.

Nie sądzę, aby można było udowodnić tezę, że wojskowe służby były odpowiedzialne za całe zło III RP. Przypomnę, że płk Lesiak, którego sejf miał być rzekomo wypełniony kompromitującymi materiałami na polityków prawicy, nie służył w WSI, lecz w UOP. Niewątpliwie jednak wpływ WSI na bieg spraw publicznych, a zwłaszcza gospodarczych, był zbyt wielki. Teraz najważniejsza będzie budowa profesjonalnego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Obie nowe formacje wojskowe także będą potrzebowały osobowych źródeł informacji, kompetentnych analityków, ludzi gotowych podjąć ryzyko skomplikowanych operacji. Dlatego sądzę, że na tym obszarze należy postępować rozważnie. Tajne służby, które co kilka lat odsłaniają swoje aktywa i kierunki zainteresowania, po prostu nie mają sensu. Mam nadzieję, że działania premiera i prezydenta RP będą uwzględniały wszystkie te czynniki. Doprowadzą do ujawnienia mechanizmów bezprawnej ingerencji służb w życie publiczne, czy pracę mediów, a jednocześnie będą chronić ich najważniejsze struktury.

Okres destabilizacji

Gdy powstała koalicja PiS z Samoobroną i LPR, napisałem w „Gościu”, że jest to zły układ, który nie pozwoli na stabilne rządy. Nie wierzyłem w lojalność Andrzeja Leppera, ani w jego gotowość uczestniczenia w programie naprawy państwa. Bez satysfakcji przyjmuję jednak obecny bieg wydarzeń, gdyż oznacza on kompromitację zbyt wielu aktorów polskiej sceny politycznej. Nie mam także wątpliwości, że czeka nas dłuższy okres destabilizacji, który być może zakończy się przedterminowymi wyborami parlamentarnymi. Oznaczałoby to dalszy ciąg wyniszczającej, pełnej demagogii i wzajemnych oskarżeń kampanii. Może ona tylko pogłębić i tak głębokie rowy pomiędzy ugrupowaniami oraz wśród samego społeczeństwa. Dlatego potrzebne byłoby porozumienie przynajmniej w kilku węzłowych sprawach oraz utworzenie większości, która byłaby stabilnym zapleczem dla rządu. Jeżeli przedterminowe wybory będą koniecznością, powinny je poprzedzić zmiany w ordynacji wyborczej, dające większe uprawnienia zwycięskiemu ugrupowaniu. Warto być może
także pomyśleć o wzmocnieniu kompetencji urzędu Prezydenta RP. Jeżeli zaś trwać będzie bezwzględna walka polityczna, w której żadna ze stron nie będzie przebierać w środkach, staczać się będziemy w dół. Bierna część społeczeństwa jeszcze bardziej odsunie się od polityki, a bardziej aktywna w wyjeździe z kraju będzie szukała rozwiązania swych życiowych problemów. Jest jednak jeszcze czas i są możliwości, aby ten czarny scenariusz nie został zrealizowany.

Kwestia smaku
ks. prof. Piotr Mazurkiewicz, dyrektor instytutu Politologii UKSW w Warszawie

– Sprawa, którą ujawniły nagrania posłanki Beger, jest poważna. Komentatorzy często przy tej okazji przywoływali pojęcie dobrego smaku. Można się z tym zgodzić, o ile nie ograniczymy go jedynie do kategorii estetycznej. Przypomina mi się tutaj wiersz Zbigniewa Herberta „Potęga smaku”, w którym elementarne poczucie piękna chroni człowieka przed błędami natury etycznej. Herbert powtarza za filozofami starożytnej Grecji, że piękno i dobro ze sobą się przenikają. Kto traci poczucie smaku, wpada w objęcia szatana. Ostatnie wydarzenia objawiają nam poziom etyczny, na jakim toczy się polska polityka. Nie uważam, że jest to jedynie wina tej czy innej partii. Dowiedzieliśmy się, jak funkcjonuje nasz parlament i jakiego typu ludzie odgrywają istotną rolę w polskiej polityce. Ponieważ są to nasi reprezentanci, powstaje pytanie, czy wybieramy najlepszych, czy też najgorszych spośród nas? Odpowiedź w obu przypadkach nie świadczy o nas dobrze. Kolejne wybory nie podniosą natychmiast poziomu moralnego naszych
parlamentarzystów. Nie jest to bowiem możliwe bez podniesienia poziomu moralnego samych wyborców. Cyceron mówił, że sprawność państwa zależy od instytucji i obyczajów obywateli. Po 1989 roku instytucje zostały w Polsce w dużej mierze zreformowane, czy jednak zmieniły się w wystarczającym stopniu ludzkie obyczaje? Nie da się także naprawić polskiej polityki, stosując zasadę, że cel uświęca środki. Stąd niektórzy komentatorzy już wiele miesięcy temu ostrzegali rząd, że odnowy moralnej nie da się przeprowadzić z ludźmi o kryminalnej przeszłości. Polityka, która nie liczy się z zasadami etycznymi jest krótkowzroczna. Jak przestrzegał nas Jan Paweł II, na dłuższą metę zawsze jest nieskuteczna.

Jeśli oprzemy się pokusie politycznej instrumentalizacji tych przykrych wydarzeń, pozwoli nam to skupić się nad pytaniem, co można zrobić, aby zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości. Być może potrzebne są pewne drobne zmiany prawne, które by w tym pomogły. Przede wszystkim jednak potrzebny jest jakiś rodzaj koalicji etycznej ponad podziałami politycznymi. Według reguł Samoobrony
Dariusz Karłowicz, dr filozofii, wydawca rocznika „Teologia Polityczna”

– Czy PiS przekroczył moralne granice w czasie negocjacji z panią Beger? Moim zdaniem niestety tak. Z tym, że ta najpoważniejsza granica została przekroczona już dość dawno. Stało się to w chwili, w której PiS zdecydował się na tę koalicję. Zrobił to z przyczyn, które rozumiem – kierując się nadzieją, że uda mu się ucywilizować koalicjanta. Niestety, jak widać, nie udało się, bo to właśnie Samoobrona wprowadziła PiS w świat swoich reguł i metod. To bardzo przykre. Czy odwracalne? Zobaczymy.

Druga rzecz to kolejny rekord histerii. Ta sprawa z pewnością nie jest błaha – ale też nie jest aż tak dramatyczna, jak ją przedstawiają posłowie opozycji. Politycy zachowują się jak ludzie, którzy wołają ciągle: „Ratunku! Tonę!”. Efekt? Stajemy się na takie wołania obojętni. Jeśli każdą sprawę komentuje się jako upadek państwa, to w końcu przestaje to działać. Proszę zauważyć, że to ogromne wzburzenie politycznego świata przyciągnęło pod Sejm zaledwie partyjne młodzieżówki, i to jeszcze niekompletne. Politycy doprowadzili do hiperinflacji przymiotników. Kiedy wszystko jest najstraszniejsze, nic nie jest już naprawdę straszne. Sytuacja dziś jest taka, że gdyby groziło Polsce coś naprawdę dramatycznego, nie byłoby tego jak powiedzieć.

PiS w pułapce

Profesor Andrzej Zybertowicz, prof. socjologii UMK w Toruniu – Posłowie PiS-u zachowali się niezgodnie z wizerunkiem, który starali się zbudować w społeczeństwie. Po ujawnieniu taśm, PiS bronił się, mówiąc, że wszyscy tak robią. To prawda. Jednak partia ta przyznała tym samym, że jej styl uprawiania polityki nie różni się od stylu innych ugrupowań. Okazało się, że PiS znalazł się w pułapce: metodami III RP próbuje budować IV Rzeczpospolitą.

Opozycja jednak udaje, że PiS zastosował metody, których ona nigdy nie stosuje. To oczywiście hipokryzja. Na przykład PSL, który tak dzisiaj potępia negocjacje PiS-u, sam w przeszłości zawzięcie targował się z SLD o urzędy i inne korzyści. Tak w Polsce wygląda kuchnia polityczna. Duża część wyborców nie chce znać jej rzeczywistego zapachu.

Z punktu widzenia przyzwoitości nagrane zachowanie posłów PiS-u było naganne. Czy więc polityka może być w ogóle prowadzona w moralny sposób? Uważam, że to możliwe, choć bardzo trudne do osiągnięcia. Moim zdaniem program PiS-u ma na celu dobro Polski. Żeby go zrealizować, PiS musi zawierać kompromisy z innymi partiami. To nieuniknione. Trzeba jednak pamiętać o granicach kompromisu. Bo nie naprawimy państwa, obsadzając jego instytucje osobami niekompetentnymi.

Andrzej Grajewski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)