Stoczniowcy pod pustym domem Tuska
Donald Tusk zapowiedział, że z powodu chrztu wnuka, ani jego, ani jego rodziny nie będzie w weekend w domu w Sopocie. Solidarność Stoczni Gdańsk do niedzieli wieczór urządza przed domem premiera miasteczko namiotowe. Protest już ruszył, związkowcy otrzymali zgodę władz miasta. W obronie premiera wystąpił prezydent. - Nie można naruszać pewnych granic. Można protestować, ale nie pod prywatnym mieszkaniem - podkreśla. Manifestacja ma mieć charakter pokojowy.
Pikieta "S" ma związek z planowanymi zwolnieniami w Stoczni Gdańsk. Z zakładu, który od stycznia 2008 r. jest własnością ukraińskiej spółka ISD Polska, w ramach restrukturyzacji ma odejść ok. 300 osób. Ludzie ci mają - zgodnie z ustawą o zwolnieniach grupowych - otrzymać odprawy w wysokości trzech, dwóch lub jednej pensji (w zależności od stażu pracy)
.
Związek chce, by pracownicy dostali taką samą pomoc, jak stoczniowcy w Gdyni i w Szczecinie w ramach specustawy stoczniowej: odszkodowania od 20 do 60 tys. zł, ofertę szkoleń zawodowych oraz zasiłek na czas przekwalifikowania się i poszukiwania pracy.
Związkowcy zapowiadają, że w ciągu godziny zwiną namioty rozstawione przed domem premiera, jeśli minister spraw wewnętrznych i administracji zaprosi ich na rozmowy.
Organizatorem pikiety jest wiceszef "Solidarności" w Stoczni Gdańsk - Karol Guzikiewicz. Zgodę na organizację protestu wydał prezydent miasta - Jacek Karnowski.
Karol Guzikiewicz twierdzi, że zależy mu wyłącznie na przyszłości zakładów. Jak dodał, stoczniowcy przybyli pod dom premiera, gdyż są zdesperowani, a od miesięcy kancelaria szefa rządu ich ignoruje. Wiceszef "Solidarności" w Stoczni Gdańsk powtórzył, że związkowcy oczekują spotkania z kimś z rządu i konkretnych rozmów.
Stoczniowcy obiecali władzom miasta, że nie będą łamać prawa. Mają m.in. przestrzegać ciszy nocnej. Nie mogą też rozbić namiotów na miejskich terenach, które znajdują się obok domu premiera.
- Mój wnuk ma akurat w ten weekend chrzest, zaplanowany od dawna. Ze względu na nadmierną ilość gości chrzciny odbędą się gdzie indziej. Siłą rzeczy także moja rodzina i ja będziemy gdzie indziej w tym czasie - tłumaczył Donald Tusk.
Plany stoczniowców skrytykował prezydent Lech Kaczyński mówiąc, że obrana przez nich forma protestu uderza w rodzinę premiera. - Mówię to z całą przyjaźnią dla moich, często nawet osobistych, przyjaciół z Solidarności - takich rzeczy nie róbmy - podkreślił prezydent.