Starcia na placu Taksim w Stambule. "Gaz łzawiący lał się potokami"
Starcia demonstrantów z policją na placu Taksim w Stambule przeciągnęły się do nocy z wtorku na środę. Po zmroku - według AP - na placu zebrało się około 30 tys. ludzi, których służby próbowały rozproszyć za pomocą gazu łzawiącego, armatek wodnych i gumowych kul. Wcześniej, w ciągu dnia policja starła się z tłumem i rozpędziła część antyrządowych manifestantów. Wieczorem gubernatora Stambułu Avni Mutlu zapowiedział, że akcje policji będą trwały dzień i noc, aż plac zostanie oczyszczony "z elementów z marginesu".
11.06.2013 | aktual.: 12.06.2013 06:05
Mutlu zapowiedział - w krótkim wystąpieniu telewizyjnym - podjęcie radykalnych środków, które "będą kontynuowane nieprzerwanie, aż plac zostanie oczyszczony z elementów z marginesu i otwarty dla ludzi". Gubernator zaapelował też do mieszkańców Stambułu, by dla swego bezpieczeństwa trzymali się z dala od Taksim.
Właśnie te słowa miały być bodźcem do kolejnego zgromadzenia - podkreśla agencja AP. W trakcie starć w całej okolicy słychać było odgłosy wybuchających petard z gazem łzawiącym i syreny karetek pogotowia. Reuters relacjonuje, że policja zaatakowała demonstrantów bez ostrzeżenia. Tłum gromadził ludzi w różnym wieku, którzy przyszli na plac po pracy, czy też całymi rodzinami.
Policja później otoczyła przylegający do placu Taksim park Gezi, gdzie demonstranci postawili miasteczko namiotowe i obrzucała obszar granatami gazowymi. Protestujący salwowali się ucieczką, porzucając pośród duszących oparów swoje rzeczy i namioty. Wielu powróciło, gdy policja odeszła.
Według świadków oddziały prewencyjne policji użyły "potoków gazu łzawiącego", by zmusić manifestantów, którzy od ponad tygodnia okupują plac, do opuszczenia go.
Policja posłużyła się też armatkami wodnymi, wypierając całkowicie manifestantów z północnej części placu.
Starcia sił porządkowych z tłumem trwały niemal cały dzień, mimo że rano wyglądało na to, że policja kontroluje sytuację na placu, gdzie rozpoczęły się protesty, które potem ogarnęły wiele tureckich miast.
Wieczorem oddziały policyjne wycofały się na obrzeża placu, na który wróciło kilka tysięcy manifestantów. Siły porządkowe pozostały jednak w pobliżu, "by upewnić się, że protestujący nie rozwiną znów transparentów i flag" - poinformował wcześniej na Twitterze gubernator Stambułu Avni Mutlu.
Rano operacja policyjna rozpoczęła się tuż po godz. 7.30 czasu lokalnego (6.30 czasu polskiego). Oddziały prewencji sforsowały barykady poustawiane na niektórych ulicach prowadzących do placu i rozpędziły protestujących gazem łzawiącym i armatkami wodnymi. Policja rozpędziła wtedy setki młodych manifestantów ubranych w kaski i maski gazowe, którzy rzucali w jej stronę kamienie i koktajle Mołotowa.
Siły porządkowe nie interweniowały jednak w pobliskim parku Gezi, również okupowanym przez demonstrantów. Wcześniej gubernator Stambułu zapewnił, że policja nie zamierza przerywać protestu w parku.
Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan zapowiedział, że spotka się w środę z przedstawicielami demonstrantów, domagających się od 11 dni jego ustąpienia.
Demonstracje przeciwko przebudowie placu Taksim przerodziły się 31 maja w antyrządowe protesty w całym kraju przeciwko nasilającym się tendencjom autorytarnym we władzach i próbom umiarkowanej islamizacji kraju podejmowanym przez premiera Erdogana.
Związek zawodowy tureckich lekarzy poinformował we wtorek, że zmarł jeden z demonstrantów, który kilka dni temu został ciężko ranny w Ankarze. To czwarta ofiara tych zamieszek, w których blisko 5 tys. osób zostało rannych; kilkadziesiąt jest w stanie ciężkim.