Stan wyjątkowy. Były premier kontrolowany przy granicy. "To było upokarzające"
- Nigdy nie słyszałem ze strony rządzących jakiegokolwiek uzasadnienia dla wprowadzenia stanu wyjątkowego poza tym, że mamy problem na granicy. Tylko w jaki sposób stan wyjątkowy przyczynia się do rozwiązywania tego problemu? Tego nigdy nie wyjaśniono - mówił gość programu "Newsroom WP" Włodzimierz Cimoszewicz. Patrycjusz Wyżga pytał go o obecną sytuację przy granicy z Białorusią. Były premier i europoseł mieszka na terenie bezpośrednio sąsiadującym z rejonem objętym stanem wyjątkowym. Według niego, jedyna zauważalna różnica na tym terenie od rozpoczęcia kryzysu na granicy polega na tym, że wcześniej wyrywkowe kontrole przejeżdżających pojazdów prowadziła tylko straż graniczna, a obecnie robi to również policja. - To polega na tym, że kiedy wyjeżdżam stąd, jadę po zakupy albo po prostu z powodu mojej pracy wybieram się do Brukseli czy do Strasburga, to jestem kontrolowany. Początkowo to było nawet nieco upokarzające, dlatego że nie tylko sprawdzano dowód osobisty, ale kazano mi podawać stan licznika mojego samochodu. Najwyraźniej w systemie samochodów skradzionych sprawdzano też, czy były premier nie jeździ skradzionym samochodem. Może jeszcze sam go ukradł?” - mówił Cimoszewicz. - Nawet było tak, że jechałem na zakupy do Hajnówki, to jest 20 kilometrów stąd. Po 1,5 godz. wracałem i ci sami ludzie przeprowadzali tę samą kontrolę, w taki sam sposób - dodał. Zaznaczył, że po kilku tygodniach takich kontroli podejście funkcjonariuszy się nieco zmieniło. - W tej chwili najczęściej zachowują się trochę inaczej. Jak mnie widzą, to już pozwalają mi przejeżdżać. Tylko że zaglądają, czy nie wiozę kogoś w bagażniku mojego samochodu - powiedział były premier.