Co zrobi teraz Putin? "Zapowiedź wprowadzenia stanu wojennego"
Po piątkowym krwawym zamachu w Moskwie może zapaść decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego w Rosji. Takiego zdania jest Leonid Gozman, rosyjski dysydent od lat przebywający na emigracji.
W piątkowym zamachu w podmoskiewskiej sali koncertowej Crocus zginęło niemal 140 osób, kolejnych tyle zostało rannych. "Rzeczpospolita" rozmawiała z rosyjskim dysydentem na emigracji Leonidem Gozmanem.
- Niezależnie od tego, kto za tym stoi, to wszystko dobrze wpisuje się w kontekst ostatnich wypowiedzi władz Rosji. Kilka dni przed wyborami Władimir Putin stwierdził, że "ponowne zjednoczenie Rosji i Ukrainy jest nieuniknione". Czyli Rosja stawia na podbój całej Ukrainy - stwierdził opozycjonista w rozmowie z dziennikiem.
Gozman przypomniał również, że tuż po wyborach Putin stwierdził, że wojna z NATO jest możliwa, a minister obrony Szojgu po ponad dwóch latach przyznał, że w Ukrainie trwa nie specjalna operacja wojskowa, a wojna. - Zabrzmiało to jak zapowiedź wprowadzenia stanu wojennego - podkreślił ekspert.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ukrainie grozi eskalacja wojny?
Zdaniem Gozmana konsekwencją zamachu w Moskwie może być eskalacja wojny w Ukrainie. - Możliwe jest wprowadzenie stanu wojennego. Nie wykluczałbym też, że Władimir Putin ogłosi stan wojny nie tylko z Ukrainą, ale i z państwami Zachodu - wyraził swoje obawy dysydent.
Zamach przysłużył się również Putinowi do tego, żeby ugruntować swoją pozycję po niedawnych wyborach prezydenckich. Daje również szansę na zjednoczenie Rosjan wokół wspólnego wroga - Ukrainy. Jednak konieczne jest podsycanie nastrojów, że to Ukraińcy stoją za zamachem. Przyznanie się do niego Państwa Islamskiego nie władzom na Kremlu nie daje.
Źródło: "Rzeczpospolita"