Rodzina nie żyje, sprawca wypadku w Dubaju. Wiadomo, co z policjantami
W tragicznym wypadku na autostradzie A1 w potwornych okolicznościach zginęła trzyosobowa rodzina. Sprawca, Sebastian M., uciekł za granicę i żyje w Dubaju. Teraz prokuratura podjęła decyzję w sprawie policjantów, którzy nie zatrzymali go bezpośrednio po zdarzeniu.
Tą sprawą żyła cała Polska. W połowie września ubiegłego roku na autostradzie A1, w miejscowości Sierosław, jadące z ogromną prędkością (co najmniej 253 km/h) BMW uderzyło w tył samochodu kia, którą podróżowała 3-osobowa rodzina z Myszkowa (małżeństwo z 5-letnim synem). Auto zjechało na pas awaryjny i stanęło w płomieniach.
Rodzice wraz z chłopcem zginęli w płomieniach. Kierowcy BMW, Sebastianowi M., nic się nie stało. Co zaskakujące, mężczyzna nie został zatrzymany, a policja nie od razu podała, że to on jest podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku. Po tym, jak Sebastian M. wyjechał z kraju, prokuratura wystawiła za nim list gończy.
W październiku podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku Sebastian M. został zatrzymany w Dubaju. Zaraz jednak opuścił areszt i w dalszym ciągu pozostaje na wolności w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Trwają rozmowy o jego ekstradycji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prokuratura umarza postępowanie ws. policjantów
Jak informuje TVN, na początku sierpnia Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo dotyczące niedopełnienia obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy Komendy Miejskiej Policji w Piotrkowie Trybunalskim, którzy nie zatrzymali Sebastiana M. bezpośrednio po zdarzeniu.
- Sebastiana M. nie zatrzymano, ponieważ nie było świadków, którzy widzieli moment zderzenia. Świadkowie mówili o aucie, które jechało bardzo szybko i o samochodzie, który płonie. Tego dnia zatrzymano Sebastianowi M. prawo jazdy i dowód rejestracyjny - informuje w rozmowie z TVN prok. Piotr Skiba, rzecznik prasowy warszawskiej Prokuratury Okręgowej.
Jak dodaje, dowód, na podstawie którego Sebastiana M. można było zatrzymać (opinia biegłego), pojawił się dopiero po 20 dniach od zdarzenia. Jednak wtedy sprawcy nie było już w Polsce.
Czytaj także:
Źródło: TVN, WP