Sprawa Rywina: dziennikarskie śledztwo bez rezultatu
Dziennikarskie śledztwo dotyczące afery Rywina skończyło się fiaskiem - przyznał przed sądem Paweł Smoleński z "Gazety Wyborczej". Dodał jednak, że w toku śledztwa uzyskał wiele informacji o korupcyjnych mechanizmach w środowisku producentów telewizyjnych.
Podczas kolejnej rozprawy w procesie Lwa Rywina oskarzonego o płatną protekcję sąd dociekał, jakie były efekty śledztwa Smoleńskiego, stwierdzając, że w zasadzie nic nowego nie udało się ustalić ponad to, co redakcja "Gazety Wyborczej" wiedziała po wizycie Lwa Rywina w "Agorze" i rozmowie z Adamem Michnikiem 22 lipca 2002 roku.
Smoleński przyznał, że poza wypowiedziami premiera Leszka Millera, prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, Andrzeja Zarębskiego oraz samego Rywina, który oświadczył, że przyszedł do "Agory" na biznesowe negocjacje, niewiele więcej udało się ustalić. Powiedział też, że uzyskał wiedzę na temat korupcyjnych mechanizmów w środowisku producentów telewizyjnych, ale nie mógł jej wykorzystać, gdyż była anonimowa.
Smoleński dodał, że on sam nie naciskał na to, by przyspieszyć termin publikacji tekstu "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika" i powtórzył, że o terminie publikacji nie decyduje dziennikarz lecz redaktor naczelny. Artykuł autorstwa Smoleńskiego ukazał się w grudniu 2002 roku, pięć miesięcy po wizycie Rywina w Agorze.
Smoleński otrzymał od redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Adama Michnika w lipcu 2002 roku zadanie zakupienia dyktafonu, na którym została nagrana rozmowa Michnika z Rywinem, a potem prowadził dziennikarskie śledztwo na temat całej sprawy. O szczegółach tego śledztwa nie chciał mówić ani przed prokuraturą, ani przed sejmową komisją śledczą, powołując się na tajemnicę dziennikarską, z której zresztą sąd wówczas go nie zwolnił.
Smoleński zeznał, że choć wiedział o notatce Lwa Rywina dla prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, to nie opublikowano jej, bowiem uznano, że byłoby to złamanie tajemnicy śledztwa dziennikarskiego i ujawnienie źródła informacji.
Dodał, że wówczas nie łączył propozycji Rywina z pracami nad ustawą o rtv, ale dziś nie może tego wykluczyć. Dlatego też - jak powiedział, odpowiadając na pytanie prokuratora, gdy przygotowywał tekst, nie rozmawiał z Aleksandrą Jakubowską, Lechem Nikolskim czy Włodzimierzem Czarzastym.
Świadek przyznał, że nie spisał całości nagrania rozmowy Rywina i Michnika, a jedynie te fragmenty, które uznał za istotne dla sprawy. Podobnie jak przed komisją śledczą Smoleński powiedział, iż określenie tego "stenogramu" nagrania jako "pełny tekst" ich rozmowy to błąd redakcyjny, wynikający z jego gapiostwa.
Podczas środowej rozprawy sąd przesłucha również biegłych z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy przeanalizowali nagrania rozmowy Adama Michnika z Lwem Rywinem. Nagrania rozmowy, podczas której Rywin zaoferował korzystne dla Agory, wydawcy "Gazety Wyborczej" zmiany w ustawie medialnej w zamian za 17,5 miliona dolarów łapówki, jest koronnym dowodem w procesie.
Zeznając przed sądem Adam Michnik powtarzał, że skoro jest nagranie, to czego można chcieć więcej, by udowodnić Lwu Rywinowi winę. Natomiast Rywin oświadczył na jednej z rozpraw, że on inaczej zapamiętał rozmowę z Michnikiem. Nie chciał jednak rozszerzać tej kwestii i zapowiedział, że obszerne wyjaśnienia złoży po zeznaniach głównych świadków. Natomiast jego obrońcy dali do zrozumienia, że są istotne różnice pomiędzy zapisami cyfrowym a analogowym rozmowy. Jedna z gazet zasugerowała nawet niedawno, że nagranie było przemontowywane. Zaprzeczyła temu stanowczo Agora oraz biegli eksperci.
Sam Rywin nie stawił się w sądzie, bowiem - zgodnie z wcześniejszymi postanowieniami sędziów - nie miał takiego obowiązku.
Rywinowi grozi kara do trzech lat więzienia.