Sprawa pułkownika Kurpisza. Czego dowiedzieli się Niemcy o planach polskiego powstania?
W wyniku zdrady wysokiego rangą oficera Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej (ZWZ-AK) Niemcy weszli w posiadanie projektu polskiego powstania. Z ich przygotowań na polski zryw wynika, że najbardziej obawiali się wsparcia powstańców przez desant z powietrza. Mimo że przejęcie dokumentów niewiele im dało, i tak zawczasu wiedzieli, że w Warszawie zbliża się wybuch insurekcji - czytamy w "Historii Do Rzeczy".
06.08.2014 13:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jerzy Kurpisz, polski oficer urodzony 19 lutego 1902 r. we Lwowie, miał dużo szczęścia. Był majorem w II Oddziale Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, trafił do niemieckiego obozu jenieckiego w Ostrzeszowie. Jego matka przypomniała sobie o rodzinnych koneksjach w Niemczech, które mogły się przydać w staraniach o zwolnienie syna. Była z pochodzenia Niemką, nazywała się Helena von dem Bach-Zelewska. Jej krewny, Erich von dem Bach-Zelewski, zyskał sobie wątpliwą sławę w Rosji, gdy jako wyższy dowódca SS i policji nadzorował mordowanie Żydów na terenach zajmowanych przez Grupę Armii "Środek". Później, od 21 czerwca 1943 r., obejmował stanowisko dowódcy oddziałów zwalczających partyzantkę i pacyfikował między innymi powstanie warszawskie w 1944 r.
Helenie udało się najprawdopodobniej skontaktować z von dem Bachem-Zelewskim i doprowadzić do uwolnienia swojego syna, gdyż Niemcy uznali go za pełnego inwalidę i zwolnili z niewoli. Trafił do Poznania i tam zaangażował się w konspirację. Wstąpił do AK, gdzie nadano mu pseudonim Nyś. Szybko awansował na szefa Wydziału II Komendy Okręgu Poznańskiego ZWZ-AK. Politycznie zbliżył się do Stronnictwa Narodowego i wszystko wskazuje na to, że został członkiem tej partii.
Współpraca z gestapo
25 maja 1943 r. na Dworcu Głównym w Poznaniu zatrzymano pewnego człowieka. Gestapowcy nie wiedzieli jeszcze, kto wpadł w ich ręce. Na pewno nie spodziewali się, jak dokładnie będą mogli dzięki niemu przyjrzeć się działaniu dowództwa Armii Krajowej, i że zatrzymany ma przy sobie plany przygotowywanego przez polskie podziemie powstania. W trakcie przesłuchań Kurpisza poważnie obciążył konfident gestapo Zenon Ciemniejewski. Wszystko wskazuje na to, że polski oficer nie mógł odmówić współpracy z gestapo, szczególnie że wykluczone było powtórne wyjście na wolność za sprawą rodzinnych powiązań.
Niedługo po zatrzymaniu Kurpisza pojmano również komendanta Okręgu, płk. Henryka Kowalówkę. 30 września 1943 r. Kurpisz uciekł Niemcom, ale ta ucieczka była najprawdopodobniej przez nich sfingowana. Skorzystał z okazji i ukrył się przed gestapo oraz przed AK w Janowicach. Tam jednak wytropili go Niemcy. Postanowiono wykorzystać go jako agenta, który będzie rozpracowywał Komendę Główną AK w Warszawie. 3 grudnia Kurpisz dotarł do Warszawy, gdzie zatrzymał się w mieszkaniu swojej żony przy ulicy Nowogrodzkiej 40/15. Niedługo trwała jednak jego konfidencka działalność. Polskie podziemie szybko się zorientowało, że Kurpisz jest zdrajcą. 20 marca 1944 r. został zastrzelony przez AK.
W dokumentach przewijają się różne daty aresztowania i zastrzelenia Kurpisza. Gdy go aresztowano, w ręce gestapo wpadły nie tylko niezwykle cenne dla Niemców dokumenty, które miał on akurat przy sobie. Kurpisz wiedział również dużo na temat ogólnych planów powstania. Wszystkie te materiały i zeznania opatrzono kryptonimem z błędem w nazwisku: Plan Kurpicza.
Niemiecki strach przed desantem
W lipcu 1943 r. dowództwo Wehrmachtu odnotowało, że ze względu na niewydolność niemieckiej administracji okupacyjnej i zbyt szczupłe siły wojskowe potencjalne polskie powstanie będzie miało w początkowej fazie duże szanse na sukces. Niemcy wiedzieli już wówczas, że organizacje podziemne są gotowe na przyjęcie spadochroniarzy i wywnioskowali, że powstanie będzie skoordynowane z desantem z powietrza. Lotniska na prowincji miały więc zostać zniszczone tak, by nie nadawały się do użytku. Konfidenci potwierdzili później, że polskie podziemie liczyło na wsparcie wojsk powietrznodesantowych. W polskim dowództwie w Londynie rzeczywiście zastanawiano się nad wykorzystaniem w kraju 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Stanisława Sosabowskiego. Brano pod uwagę wysłanie jej na pomoc powstańcom w Warszawie. Brytyjczycy wspierali te plany, dobrze wiedząc, że ta elitarna jednostka nigdy nie zostanie użyta w Polsce.
Polskie powstanie miało być pierwotnie skoordynowane z wielkimi ofensywami aliantów na Zachodzie (lądowanie w Normandii, operacja Overlord 6 czerwca 1944 r.) i początkiem sowieckiej ofensywy na środkowym odcinku frontu wschodniego 22 czerwca 1944 r. (operacja Bagration). Takich informacji udzielił niemieckiemu wywiadowi pewien polski pułkownik z rządu na uchodźstwie. Później jednak aliantom przestało zależeć na tym, by dzięki polskiemu powstaniu uniemożliwić Niemcom przerzucanie wojsk ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód. Przestało ono być częścią ogólnych planów strategicznych. Niedługo później, we wrześniu 1944 r., polscy spadochroniarze ponieśli straszliwe straty w trakcie operacji Market Garden w Holandii. Było to następstwo błędnego zaplanowania operacji przez ambitnego Bernarda Montgomery'ego. W każdym razie Niemcy dodatkowo zabezpieczyli oba warszawskie lotniska - na Okęciu i Bielanach. W pobliżu hangarów wkopano w ziemię niesprawne zdobyczne czeskie czołgi. Przygotowano również zakamuflowane
zasadzki. Powstańcy warszawscy, którzy szturmowali te lotniska, ponieśli przez to straty idące w setki żołnierzy.
Od zachodu na wschód
Wygląda na to, że dzięki ujęciu Kurpisza Niemcy mogli po raz pierwszy zapoznać się z powstańczymi planami polskiego podziemia. Zdobycz była tak cenna, że policja bezpieczeństwa musiała udostępnić ją Wehrmachtowi i Reinhardowi Gehlenowi, dowódcy Wydziału Obce Armie Wschód. W przeciwieństwie do planu akcji "Burza" tzw. Plan Kurpisza przewidywał, że działania zbrojne obejmą najpierw tereny zachodnie (Kraj Warty, rejon Częstochowy i Krakowa), a później wschodnie.
Przygotowaniu do powstania miały towarzyszyć wzmożone akcje sabotażowe. Pierwszego i drugiego dnia powstańcy chcieli poważnie nadszarpnąć "morale i siłę zbrojną Niemców". Pomoc z zagranicy miała polegać na zbombardowaniu dróg wiodących ze wschodu na zachód i wsparciu oddziałów powstańczych przez spadochroniarzy. Trzeciego dnia oddziały powietrznodesantowe miały opanować i utrzymać ważne obiekty, takie jak lotniska, koszary, mosty, dworce i drogi.
Ze strony aliantów powstanie miały wspierać polskie dywizjony bombowe, a także brytyjskie bombowce i samoloty transportowe. W każdej strefie lądowania miał być zrzucony jeden polski korpus armijny w sile trzech dywizji, łącznie 60 tys. ludzi. Do walki miała włączyć się armia Andersa. Wybuch powstania miał być poprzedzony ogłoszeniem stanu "podwyższonej czujności" i "gotowości bojowej", która oznaczała zajęcie wyznaczonych pozycji wyjściowych.
Powstanie miało być osłaniane ze wschodu i z zachodu (plan "Osłona"), a front wschodni miała odciąć od III Rzeszy strefa zniszczeń ("Bariera"). Wszystkie elementy planu były dokładnie przemyślane, wypracowano metody łączności pocztowej, telekomunikacyjnej itd. Sygnał do wybuchu powstania miał nadejść przez BBC. Placówka III Wschód do spraw Wywiadu Frontowego oceniła jednak, że dokumenty dotyczące planów powstania są "niekompletne, wadliwie opracowane i wewnętrznie sprzeczne".
W raporcie Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych i Oddziału Obce Armie Wschód z 9 lutego 1944 r. napisano: "Przy ocenie planów powstańczych należy uwzględnić, że cechą polskiego charakteru narodowego jest skłonność do przeceniania rzeczywistych, politycznych i wojskowych możliwości. Niemniej nawet gdy uda się zrealizować plan tylko częściowo, należy liczyć się z dotkliwymi zakłóceniami na liniach transportowych i zaopatrzeniowych. Powstanie ma wybuchnąć tylko w razie załamania się niemieckiego frontu wschodniego".
Hitlerowcy wiedzieli, że zbliża się wybuch
W dokumentach Oddziału Obce Armie Wschód napisano, że "Plan Kurpisza" nie został urzeczywistniony. Przejęcie dokumentów od polskiego oficera niewiele więc Niemcom dało. Sporo wiedzieli jednak również o planach zrywu w stolicy. "Strona niemiecka zawczasu rozpoznała bezpośrednie przygotowania do powstania warszawskiego i wiedziała, że zbliża się jego wybuch. Przyczyniło się to do klęski powstania. Kilka dni przed rozpoczęciem zrywu właściwy oddział Naczelnego Dowództwa został o nim poinformowany przez jednostkę wywiadu, co pozwoliło na czas ostrzec komendanta warszawskiego lotniska. Dzięki temu mógł on tak zabezpieczyć rejon lotniska, że nie wpadło ono w ręce powstańców". Odnośnie do Sowietów sprawozdawca Oddziału Obce Armie napisał: "[Podziemie] chciało postawić zmierzających na zachód Rosjan przed faktem dokonanym zaistnienia niepodległej Polski. Te plany podziemia były oczywiście całkowicie utopijne". Nie można oczywiście zakładać, że Niemcy wiedzieli o wszystkim. Placówka III Wschód przyznawała się również
do tego, że nie miała pojęcia o Wojskowej Służbie Ochrony Powstania założonej w 1941 r. przez gen. Roweckiego. Jest to o tyle ciekawe, że w październiku 1943 r. ujęci zostali inspektor WSOP na Generalne Gubernatorstwo nazwiskiem Galica i inspektor WSOP na Warszawę Franciszek Znamirowski.
Prawdopodobnie w drugiej połowie 1943 r., a może wiosną 1944 r., w ręce niemieckiej policji bezpieczeństwa w Radomiu wpadły kolejne dokumenty Armii Krajowej dotyczące planów powstania.
Zdrajcy w polskich szeregach
29 marca 1944 r. wywiad AK zameldował, że fotokopia rozkazu gen. Bora-Komorowskiego nr 122 z 9 listopada 1943 r. już kilka dni później była w posiadaniu niemieckich tajnych służb. Radomska Komendantura Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa pod dowództwem Obersturmbannführera SS Fritza Liphardta uchodziła za najskuteczniejszą placówkę gestapo w Generalnym Gubernatorstwie, gdyż szef Wydziału do spraw Zwalczania Podziemia, Hauptsturmführer SS i radca kryminalny Paul Fuchs umieścił kilku agentów na szczeblach dowódczych ZWZ-AK.
8 maja 1944 r. Walter Bierkamp, dowódca Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w okupowanej Polsce, odniósł się do powstańczych planów Armii Krajowej. Stwierdził, iż "są konkretne przesłanki, że istnieje szeroko zakrojony plan powstania". Wdrożenie tego planu w życie miało być prawdopodobnie skoordynowane z inwazją aliantów zachodnich lub sowiecką ofensywą. Polacy podejrzewali, że mjr Mieczysław Nitecki, który w czasie powstania był kwatermistrzem Okręgu Warszawskiego Komendy Głównej AK, współpracuje z Abwehrą. Cieszył się on dobrą opinią. Nie wydał wprawdzie nikogo Niemcom, ale mógł przekazać im informacje na temat struktur i schematu organizacyjnego podziemia, a także datę wybuchu powstania. Oficer został skazany na śmierć. Był to ostatni wyrok śmierci wykonany przez powstańców.
Czym innym było pozyskanie dokumentacji przeciwnika, a czym innym sposób obchodzenia się z pozyskanymi informacjami. Ich rzeczowa analiza, wyciągnięcie wniosków i - co za tym idzie - gruntowna zmiana niemieckiej polityki okupacyjnej w Polsce mogłyby z miejsca rozładować napięcie, a być może również zaważyć na losach koalicji antyhitlerowskiej. Przedstawiciele Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa trwali jednak przy tej polityce i zapędzili się w ślepą uliczkę, a ich ludobójcze praktyki cieszyły się uznaniem Berlina.
"Globus" w akcji
Co ciekawe, część funkcjonariuszy gestapo krytykowała te działania i sugerowała w memoriałach złagodzenie terroru wobec Polaków. W jednym z takich dokumentów z 1943 r. skrytykowano prowadzoną przez dowódcę SS i policji Odilo Globocnika politykę germanizacyjną w dystrykcie lubelskim, która pogrążyła cały region w chaosie, a miejscową ludność wpychała w objęcia partyzantów. Dokument ten jednak nigdy nie ujrzał światła dziennego, bo powszechnie uważano, że nie ma szans na zmianę nastawienia władz okupacyjnych, a jego autorzy mogli narazić się na nieprzyjemne konsekwencje, zwłaszcza że Globocnik przyjaźnił się z Reichsführerem SS Heinrichem Himmlerem. Himmler zaś w pełni wspierał działania "Globusa", jak nazywał swojego kumpla zbrodniarza.
Wydaje się, że po tym, co wyprawiano w Generalnym Gubernatorstwie, powstanie przeciwko Niemcom było nie do uniknięcia. Wściekłość, rozpacz i chęć odwetu wezbrały tak bardzo, że balon musiał pęknąć. Było to oczywiste dla każdego niemieckiego policjanta. Wprawdzie Niemcy mogli się w tym okresie pochwalić znaczącymi sukcesami, takimi jak zniszczenie europejskiej siatki kurierskiej AK, zajęcie dużych składnic broni i materiałów wybuchowych czy wykrycie drukarni podziemnej prasy, ale nie zmieniło to ogólnej sytuacji w okupowanej Polsce. W pierwszej połowie 1944 r. dla Niemców z dnia na dzień robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Trzeba było wycofać policjantów z posterunków na prowincji. Niemcy unikali zapuszczania się nocami do lasów, a nawet całych dużych regionów, choć w większych miastach utrzymywali jeszcze władzę w swoich rękach.
###Michael Foedrowitz, "Historia Do Rzeczy"