Sprawa Ocipki czy Janika
W tym samym czasie, gdy Sejm przygotowywał
się do wyrażenia zgody na aresztowanie dwóch posłów, minister
spraw wewnętrznych przyjmował wczoraj dymisję szefa swojego
gabinetu, który naruszył ustawę antykorupcyjną - komentuje w "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein.
30.07.2003 | aktual.: 30.07.2003 06:43
Obie te na pozór odległe sprawy oddają stan praworządności III RP - uważa publicysta. Każda na swój sposób bowiem podważa zaufanie do wiarygodności państwa. Trzeba mieć nadzieję, że aresztowanie posłów Jagiełły i Łyżwińskiego poprawi nieco reputację Sejmu tej kadencji, który jest, i to całkiem słusznie, najgorzej ocenianym parlamentem w dziejach III RP - pisze Wildstein.
Natomiast ustąpienie Janusza Ocipki nie zamyka całej sprawy, która, po bliższym przyjrzeniu się, okazuje się również sprawą ministra Janika - ocenia komentator "Rzeczpospolitej". Cóż bowiem robi minister, na którym spoczywa szczególny obowiązek obrony porządku prawnego w kraju i który deklaruje antykorupcyjną ofensywę? Otóż stwierdza, że jego podwładny mógł naruszać prawo, czyli pomimo pracy w rządzie nadal pozostawać w zarządzie spółki, gdyż zbyt mało zarabiał na części ministerialnego etatu.
Wcześniej minister nie może sobie przypomnieć, czym zajmowała się spółka, w której radzie nadzorczej zasiadał przed kilku laty. Luki w pamięci ministra są o tyle uzasadnione, że wszystko wskazuje, iż głównym celem nadzorowanego przez niego przedsiębiorstwa były wyłudzenia - pisze autor komentarza w "Rz".