Sprawa Marka K. z rejestru przestępców seksualnych. To bardziej skomplikowane niż się wydawało

Okradł, związał sznurkiem i dotkliwie pobił - to kulisy gwałtu ze szczególnym okrucieństwem, którego dopuścił się Marek K. Mężczyzna znalazł się w rejestrze sprawców przestępstw na tle seksualnym. Pojawiły się przesłanki, że niesłusznie nazywa się go pedofilem. Jak jest naprawdę?

Sprawa Marka K. z rejestru przestępców seksualnych. To bardziej skomplikowane niż się wydawało
Źródło zdjęć: © sn.gov.pl
Anna KozińskaKarolina Kołodziejczyk

04.01.2018 | aktual.: 04.01.2018 23:03

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Upubliczniony przez Ministerstwo Sprawiedliwości rejestr sprawców przestępstw na tle seksualnym budzi spore kontrowersje. Resort się nim chwali, Polacy sprawdzają, czy na liście jest ktoś z ich miejscowości, a my weryfikujemy, czy spis jest rzeczywiście "skutecznym narzędziem w wychwytywaniu pedofilów".

- Jeżeli rejestr przyczyni się do uchronienia choć jednego dziecka, to warto było go tworzyć - powiedział wiceminister sprawiedliwości Michał Woś. Powołał się przy tym na przypadek zidentyfikowania pracownika małopolskiego domu kultury Marka K., który miał się dopuścić gwałtu na dzieciach w przeszłości. - Jeżeli okaże się to prawdą, to rejestr sprawców przestępstw na tle seksualnym jest skuteczny - dodał.

Marek K., po tym jak został zidentyfikowany przez rodziców podopiecznych za pomocą rządowego rejestru, stracił pracę. Dyrektor Domu Kultury w Wolbromiu postanowił nie przedłużać z nim umowy, o czym poinformował w rozmowie z Wirtualną Polską.

Marek K. został skierowany na staż z Urzędu Pracy. Jak czytamy na łamach "Gazety Krakowskiej", mężczyzna był "zaangażowanym pracownikiem, kochał pracować w drewnie, od niego wychodziło wiele inicjatyw, jak budowa karmników czy ławek przed Domem Kultury".

Woś przytoczył sprawę Marka K. jako przykład zidentyfikowania pedofila wyglądało na niewłaściwe. Początkowo ustaliliśmy, że w akcie oskarżenia z 1991 roku Marka K. nie ma informacji o skrzywdzeniu małoletnich.

Rzecznik Prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie potwierdził, że ofiary Marka K. w momencie popełnienia czynu miały kolejno 20 i 25 lat. - Jak wynika z akt sprawy, były to osoby dorosłe - powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską Olgierd Dąbrowski-Żegalski. W przypadku 20-latki doszło do gwałtu ze szczególnym okrucieństwem: Marek K. okradł ofiarę, związał sznurkiem i dotkliwie pobił.

- Otrzymał karę łączną, która wyniosła 6 lat pozbawienia wolności i 3 lata pozbawienia praw publicznych. Oprócz gwałtów, został też skazany m.in. za rozbój - powiedział nam Dąbrowski-Żegalski. Marek K. został skazany w 1991 roku i odsiedział wyrok w jednym z zakładów karnych na terenie okręgu olsztyńskiego.

Mimo upływu wielu lat od odbycia kary przez Marka K. za gwałty i rozbój, nie doszło do zatarcia skazania sprawy. Dlaczego? Jak udało nam się dowiedzieć, mężczyzna miał być po raz kolejny ukarany. Z naszych informacji wynika, że Marek K. odpowiadał za kradzież oraz usiłowanie gwałtu na osobie, która w chwili czynu miała 13 lat. Za to ostatnie przestepstwo otrzymał karę 6 lat pozbawienia wolności. Jednak w rejestrze Ministerstwa Sprawiedliwości nie ma ani informacji o tym czynie, ani o skazaniu.

Co znajdziemy z rejestrze?

Na liście jest ponad 800 nazwisk. Rejestr składa się z dwóch części: do pierwszej dostęp jest nieograniczony i może z niej korzystać każdy. W bazie znajdują się dane sprawców: imię i nazwisko, data urodzenia oraz miejscowość, w której dana osoba aktualnie przebywa oraz dane dotyczące jej wyroku.

Druga część rejestru jest przeznaczona głównie dla policji, sądu, czy innych instytucji, które zajmują się opieką nad dziećmi. By znaleźć szczegółowe informacje o sprawcach należy posiadać imiona rodziców, numer PESEL czy faktyczny adres pobytu przestępcy.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (517)