PublicystykaSprawa ks. Jankowskiego. Borowczak: "Nie mieliśmy żadnych podejrzeń"

Sprawa ks. Jankowskiego. Borowczak: "Nie mieliśmy żadnych podejrzeń"

Jerzy Borowczak, jeden z liderów "Solidarności" z lat 80. pamięta prałata Henryka Jankowskiego tylko z dobrej strony. I trudno mu uwierzyć, że mógł dopuścić się czynów pedofilskich. Czy zmieni zdanie o księdzu? - Gdyby to był fakt, to tak. Powiem, że zgrzeszył, że jakaś skaza była - przyznaje.

Sprawa ks. Jankowskiego. Borowczak: "Nie mieliśmy żadnych podejrzeń"
Źródło zdjęć: © PAP | PAP

04.12.2018 17:03

Sebastian Łupak: Jak pan poznał księdza Jankowskiego?

Jerzy Borowczak: Ja byłem na plebanii od września 1980, tuż po Sierpniu. Było nas tam wielu: Wałęsa, ja, Adam Michnik, Jacek Kuroń. Gdzie się mieliśmy spotykać? Przyjeżdżali związkowcy francuscy, amerykańcy, to gdzie mieliśmy z nimi iść? Zawsze ta plebania była naszą ambasadą wolności.

Nie było wtedy żadnych plotek o pedofilii Jankowskiego?

Nie! Nic! Tam byli tacy ministranci, jak np. Paweł Adamowicz – prezydent Gdańska, jego brat Piotr Adamowicz – dziennikarz. Nie mieliśmy żadnych podejrzeń. Nic nas, z ręką na sercu, nie zaniepokoiło. Tam przyjeżdżali Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek. Ci ludzie pewnie byli lepszymi psychologami ode mnie. I gdyby coś było podejrzanego, to chyba by coś powiedzieli?

Zauważył pan coś?

Pamiętam, że ministranci podawali do stołu. Chłopcy 16-17 lat.

To nie było dziwne?

A kto miał podawać? Wałęsa? My mieliśmy spotkania po mszy o godz. 11. Pięć, sześć tysięcy ludzi w kościele. Występował Wałęsa. Przyjeżdżali ludzie z Warszawy: Mazowiecki, Geremek. I po takiej mszy szliśmy na największy pokój, jadalnię. Tam przy stole siadało 20-25 osób. Było jedzenie, kawa, herbata. Ci chłopcy młodzi, którzy wcześniej służyli do mszy, podawali herbatę. Ja nie zauważyłem, żeby ich ksiądz przytulał czy coś.

Jankowski to była wtedy postać pozytywna?

Żaden inny proboszcz nie był w sierpniu 1980 dwa tygodnie w stoczni! Przez okres strajku 1980, przez okres wolności posierpniowej, przez stan wojenny – wyłącznie pozytywna. Nie było takiego drugiego kościoła, jak Brygida. W Gdańsku byli ludzie z całego świata: aktorzy, piosenkarze, politycy, przyjeżdżali spotkać się z Wałęsą. Załatwiał leki dla ludzi. Ludziom życie ratował. TIR-y z żywnością i lekami z Niemiec, Holandii, Norwegii, przyjeżdżały na Brygidę. Ksiądz do szpitala stoczniowego, do Akademii Medycznej, też pomoc załatwiał. Był niezastąpiony!

Ale, jak pisze "Wyborcza", wcześniej, w latach 1968-70, gdy był wikarym w kościele św. Barbary w Gdańsku, molestował dziewczynki. Dotykał piersi 12-latki, jej pupy, onanizował się przed nią, używał sprośnego języka…

Ta pani przypomniała sobie po 50 latach, że była molestowana przez księdza. Mi się to wydaje trochę dziwne. No nie wiem, cholera… gdyby w sierpniu 1980 napisała list do Wałęsy, do papieża, do Solidarności… a teraz ona przyjechała do Gdańska z Australii i sobie nagle przypomniała? Takie sytuacje traumatyczne się pamięta… cholera, nie wiem, nikt mu na pewno zasług nie odbierze!

Naprawdę uważa pan, że to kłamstwa? Ta pani potrzebowała przez lata pomocy psychologicznej, wstydziła się, nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Jeśli to prawda, zmieni pan o Jankowskim zdanie?

Gdyby to był fakt, to tak. Powiem, że zgrzeszył, że jakaś skaza była. Ale jednak trudno mi w to uwierzyć. Szkoda, że ta pani tak późno sobie przypomniała… trudno mi w jej zeznania uwierzyć.

Jest w tekście w "Wyborczej" wspomnienie o 16-latce, która miała zajść w ciążę w wyniku zgwałcenia przez Jankowskiego i była tak zrozpaczona, że wyskoczyła oknem. Zabiła się. Nie robi to na panu wrażenia?

Chyba milicja to samobójstwo badała? Gdyby takie coś dostali komuniści do ręki, to by księdza Jankowskiego szybko rozrobili. A nic takiego się nie stało. Księża byli wtedy przecież na tapecie esbecji…

Dlaczego postawił pan w 2012 roku pomnik Jankowskiemu?

Inicjatywa była Krzysztofa Dośli, szefa regionu Solidarności, moja i Grzegorza Pellowskiego – właściciela sieci piekarni w Gdańsku. Dla Pellowskiego to prawie rodzina. Pomyśleliśmy, że ksiądz zrobił tyle dla Gdańska, dla Solidarności i stoczniowców, że trzeba mu pomnik postawić. Inne pomniki, np. Anny Walentynowicz powstawały za pieniądze SKOK-ów. Już o stawianych przez PiS pomnikach Lecha Kaczyńskiego nie mówię. A myśmy zrobili sami zbiórkę od ludzi. Zebraliśmy 130 tysięcy zł. Na tym pomniku są nasze nazwiska – społecznego komitetu budowy pomnika.

Pomnik trzeba chyba rozebrać. Pedofil na cokole przed kościołem? Trochę wstyd…

Myśmy nie stawali pomnika pedofilowi, tylko człowiekowi, który swoją postawą zawsze służył stoczniowcom. Ludzie są przekonani, że to pedofil. A ja akurat taki przekonany nie jestem. Hola! Ludzie! Nie dajmy się zwariować!

Zobacz także
Komentarze (0)