PublicystykaSprawa Igora Stachowiaka. Tomasz Janik: Nic nie usprawiedliwia policyjnych tortur

Sprawa Igora Stachowiaka. Tomasz Janik: Nic nie usprawiedliwia policyjnych tortur

Sprawa śmierci Igora Stachowiaka na wrocławskim komisariacie w dalszym ciągu gości na czołowych miejscach w mediach. Część ujawnionych ostatnio faktów, jak domniemane uzależnienie Stachowiaka od narkotyków czy uprzednia karalność, nie ma jednak żadnego znaczenia dla sprawy, a budzi tylko niepotrzebne emocje. To smutne, że dla części internautów taką osobę można traktować gorzej niż przeciętnego Kowalskiego.

Sprawa Igora Stachowiaka. Tomasz Janik: Nic nie usprawiedliwia policyjnych tortur
Źródło zdjęć: © East News
Tomasz Janik

09.06.2017 | aktual.: 09.06.2017 22:24

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

To, czy zatrzymany był święty czy nie do końca, ma się nijak do oceny bezprawia, które miało miejsce we Wrocławiu, a opisane przez media wcześniejsze przewiny Stachowiaka w żadnym razie nie usprawiedliwiają sposobu, w jaki został potraktowany przez stróżów prawa. Zakaz stosowania tortur jest bezwzględny i nie podlega ograniczeniom, a przyzwolenia na takie zachowanie nie daje policjantom żadna okoliczność dotycząca zatrzymanego. Fani "prewencyjnego" eliminowania niektórych osób ze społeczeństwa niestety zapominają, że to nie policja jest od oskarżania, osądzania i wymierzania kary.

Po ujawnieniu wstrząsającego filmu z kamery paralizatora, którym torturowano Igora Stachowiaka, politycy obrzucili się oskarżeniami, a opinia publiczna zbulwersowała brutalnością policji i opieszałością w wyjaśnianiu sprawy przez organy ścigania. Dodatkowo Platforma Obywatelska wysunęła postulat powołania w tej sprawie komisji śledczej. Problem leży jednak zupełnie gdzie indziej.

Ilu z czytelników tego felietonu posiada w telefonie komórkowym numer do adwokata? A ilu spośród tych szczęściarzy będzie potrafiło wystukać go z pamięci w stresie na komisariacie, jeśli komórkę odbierze policjant albo aparat zwyczajnie się rozładuje? Jeśli ktoś myśli, że na hasło "proszę o umożliwienie mi kontaktu z adwokatem" otrzyma na tacy listę wszystkich prawników w danym mieście wraz z numerami ich telefonów, to bardzo się myli. Tak samo myli się każdy, kto sądzi, że ten problem go nie dotyczy, bo skoro w szkole miał świadectwo z paskiem i zawsze przechodzi na zielonym świetle, to nigdy nie zostanie zatrzymany przez służby mundurowe.

Bulwersująca sprawa śmierci na wrocławskim komisariacie to nie tylko skutek nadużycia uprawnień przez funkcjonariuszy policji, ale też pokłosie ułomnych rozwiązań systemu polskiego prawa czy – nawet bardziej - praktyki jego (nie)stosowania. Odmawianie zatrzymanym prawa do kontaktu z adwokatem, przetrzymywanie adwokata godzinami w holu komendy przed umożliwieniem spotkania z klientem czy wmawianie zatrzymanemu, że jeśli dobrowolnie podda się karze, to dostanie wyrok w zawieszeniu, a gdy weźmie adwokata, to już niekoniecznie – są to sytuacje, które, niestety, wciąż się zdarzają, a które nie powinny mieć miejsca. Bywa, że obrońca traktowany jest przez organy ścigania jak zło konieczne, a nie jak gwarant konstytucyjnych praw osoby zatrzymanej.

Gdyby ściany na komendach policji potrafiły mówić (bo kamery, dziwnym zbiegiem okoliczności, w najważniejszych momentach nie działają, a nie zawsze w użyciu jest paralizator wyposażony we własny aparat), opowiedziałyby pewnie sporo historii podobnych do tej z Wrocławia. Wiele z nich przytacza zresztą Rzecznik Praw Obywatelskich w swoim niedawnym wystąpieniu do Ministra Sprawiedliwości, gdzie opisane zostały sprawy karne przeciwko policjantom. Zarzuty dotyczyły nie tylko "klasyki gatunku", czyli bicia i duszenia. Były też przypadki rozbierania i wystawiania na widok publiczny przez okno, aż po straszenie podrzuceniem narkotyków czy przestrzeleniem kolan przy próbie ucieczki. Jeśli dodamy do tego może mniej istotny, ale równie wymowny, fakt zatrzymywania "do kompletu" osób, które nagrywają telefonami interwencje policjantów (co jest zgodne z prawem), otrzymujemy smutny obraz rzeczywistości.

Nie chodzi tu jednak o, nomen omen, znęcanie się nad policjantami biorącymi udział w niesławnej i tragicznej interwencji, bo o tym powiedziano już wiele, ale o zwrócenie uwagi na problemy systemowe, których nie brakuje. Jak wskazało w niedawnej uchwale prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej, "aktualnie obowiązujące rozwiązania prawne, stwarzające możliwość kontaktu osoby zatrzymanej z adwokatem wyłącznie na jej żądanie, nie gwarantują na właściwym poziomie realizacji prawa do obrony". Konsekwencją tego jest na przykład uzyskiwanie zeznań takiej osoby zaraz po zatrzymaniu w warunkach uniemożliwiających swobodną i spokojną wypowiedź.

Niestety, zeznania takie często są w przekonaniu organów ścigania "spontaniczne i szczere", bo przecież złożone jako pierwsze, a ich późniejsze odwoływanie przed sądem nie zawsze przynosi skutek. I choć przyznanie się do winy nie jest „królową dowodów”, to jednak w praktyce późniejsze próby wyplątania się z takiej sytuacji (tym bardziej w konfrontacji z funkcjonariuszem zeznającym, że z zasady nie bije ludzi, więc dlaczego w tej sprawie miałby robić wyjątek?) przypomina usiłowanie udowadniania, że nie jest się wielbłądem.

Absurdalny pomysł, aby powoływać komisję śledczą dla wyjaśnienia przyczyn śmierci Igora Stachowiaka, można jednak ukierunkować inaczej i spożytkować tę energię na zbadanie, dlaczego przepisy dotyczące dostępu zatrzymanego do pomocy prawnej są złe i nieprzestrzegane nawet w obecnej, ułomnej, formie. Wypadałoby zlikwidować sygnalizowane przez RPO nieprawidłowości i zagwarantować rzetelne informowanie zatrzymanego o jego prawach, realne uprawnienie do poinformowania osoby najbliższej o fakcie zatrzymania czy też w ogóle zdefiniować zjawisko tortur w kodeksie karnym. Obecnie takiej definicji brak, przez co zdarza się, że tortury uznawane są za dość błahe przestępstwo przekroczenia uprawnień.

W sprawie Igora Stachowiaka dowiedzieliśmy się też, że prokuratura znała słynne nagranie od miesięcy, a brak zarzutów spowodowany był oczekiwaniem na ekspertyzy biegłych. Z kolei postępowanie dyscyplinarne prowadzone przez policję utknęło wskutek oczekiwania na wpływ dowodów z prokuratury (choć z ostatnich doniesień medialnych wynika, że policja jednak dysponowała nagraniami z tasera) i tak koło się zamknęło. Kuriozalna sytuacja zawieszania, a następnie odwieszania w czynnościach funkcjonariuszy z przyczyn wyłącznie proceduralnych również wymaga naprawy.

Z sondażu dla Wirtualnej Polski wynika, że sprawa śmierci Igora Stachowiaka nie tylko osłabiła zaufanie społeczeństwa do polskiej policji, ale też znacznie obniżyła poczucie bezpieczeństwa Polaków (aż 50 proc. ankietowanych czuje się teraz mniej bezpiecznie). I chociaż deklaracje składane pod wpływem emocji w czasie medialnej gorączki tracą z biegiem czasu na sile, to jednak zwierzchnicy policji powinni głęboko przemyśleć aktualny stan rzeczy i nie tylko dopełnić formalności karząc winnych, ale też spróbować odbudować nadwątlone zaufanie pracą u podstaw.

Wiadomo, że wrażeń z obrazu katowania człowieka nie da się zatrzeć obietnicami wyciągnięcia nawet najsurowszych konsekwencji wobec sprawców dramatu. Konieczne są tu przemyślane i ewolucyjne zmiany prawa, zmiany standardów, a w końcu również zmiany ludzkich postaw, choć te najtrudniej zaordynować ustawą.

Słowo "tortury" nie powinno w nas wywoływać jedynie skojarzeń z odległymi czasami wojny czy stalinizmu. Powinniśmy mieć świadomość, że także w 2017 roku można paść ich ofiarą i choć nie przybierają one obecnie takiej formy jak 70 lat temu, to jednak degradują człowieka równie mocno, pozostawiając ślad nie tylko na ciele, ale też w psychice. Dzięki "odczarowaniu" pojęcia tortur jak najwięcej osób powinno uzyskać świadomość tego, że to, co działo się we Wrocławiu, to nie jakieś "czynności procesowe" czy "kontrola osobista", a regularne łamanie prawa, które w wykonaniu funkcjonariuszy państwa tym bardziej szokuje.

Rację ma minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, gdy mówi, że "policjanci narażają swoje życie, giną, odnoszą rany w swojej codziennej pracy. Nie możemy stworzyć sytuacji, w której oni będą się bali". Jednak chodzi też o to, aby również zwykli ludzie nie bali się policji, bo strach nigdy nie jest dobrym doradcą. I choć formacje mundurowe ze swej istoty muszą budzić respekt i dysponować narzędziami do skutecznej pracy, to niech ten szacunek zaskarbiają sobie działaniami legalnymi, a nie tym, co widzieliśmy na nagraniu z toalety.

Po solidnej dawce napięcia elektrycznego z policyjnego tasera każdy przyzna się, stosownie do zapotrzebowania, że zabił prezydenta Kennedy’ego albo że odbiera sygnały z kosmosu. Jednak chyba nie o taki standard przesłuchań powinno nam chodzić.

Tomasz Janik dla WP Opinie

Tomasz Janik - adwokat, członek Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku, doktorant Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

Komentarze (0)