Sprawa Herberta: nieuctwo i cynizm
Kolejna sensacja lustracyjna, jaką jest oskarżenie Zbigniewa Herberta o współpracę z komunistyczną policją polityczną, potwierdza tylko tezę o żenującym poziomie niektórych rodzimych mediów.
Po pierwsze, ponownie za pisanie o czasach PRL zabrał się żurnalista, który nie mogąc pamiętać tamtej rzeczywistości, nawet nie spróbował dowiedzieć się o niej czegoś z innych niż SB-ckie teczki źródeł. Nieuctwo nie przeszkodziło mu jednak w serwowaniu jednoznacznych ocen i wyroków moralnych.
Po drugie, doświadczeni przecież redaktorzy tygodnika, który zamieścił te oskarżenia, nie dość, że nie ostudzili zapału młodego inkwizytora, to bez skrupułów przedstawili jego materiał jako historyczne odkrycie.
Tymczasem sprawa kontaktów wybitnego poety z funkcjonariuszami SB została przecież dawno opisana i opatrzona komentarzem, przypominającym o realiach, w jakich przyszło żyć Herbertowi. Poważne teksty na ten temat ukazały się już przed rokiem w „Zeszytach Historycznych” i w „Tygodniku Powszechnym”, a ostatnio także w „Polityce”.
Więcej: ton sensacji podjęły też zrazu niektóre media elektroniczne i dopiero z czasem zaczęły chłodzić swe doniesienia – m.in. pod wpływem oburzenia, jaki atak na Herberta wywołał wśród osób uchodzących za autorytety także dla środowisk kojarzonych z prawicą (chociażby Czesława Bieleckiego i Wiesława Chrzanowskiego).
Ten efekt żenującej awantury może okazać się najważniejszy. Może bowiem wpłynąć na zmianę panującej ostatnio atmosfery lustracyjnego polowania „na nazwiska", którą rozpętali niektórzy politycy tzw. prawicy i suflująca im grupa pracowników IPN.