Spragnieni ropy i krwi
Jako przyczynę kryzysu w Darfurze podaje się konflikt między arabską i afrykańską ludnością tego regionu, spotęgowany przez suszę i nieurodzaj. I choć obie strony dokonywały pogromu wśród cywilów, prawdziwe motywy trwania tego największego na świecie exodusu tkwią w odpowiedzi na pytanie: dlaczego świat nie przerywa tej wojny? Czy krew darfurskiej ludności jest mniej cenna niż sudańska ropa?
Darfur jest sześciomilionowym regionem na zachodzie Sudanu. Zamieszkuje go ponad sto plemion, które tworzy ludność afrykańska i arabska. Obie grupy w większości wyznają islam. Część mieszkańców Darfuru trudni się pasterstwem, inni rolnictwem. To właśnie o dostęp do wody, czy wypas zwierząt na rolniczych teren najczęściej dochodziło do spięć. Wzajemna niechęć zaczęła się wzmagać na początku lat 80. ubiegłego wieku, kiedy przez dwa lata nie spadła ani kropla deszczu. Północna część regionu zaczęła pustynnieć, a jej mieszkańcy, arabskie plemiona koczownicze, uciekać do centralnej części prowincji.
Bunt Sudanu Południowego i Darfuru
W latach 70. na południu Sudanu odkryto złoża ropy naftowej. Wkrótce rząd centralny postanowił ograniczyć władzę tego regionu. Chrześcijańskiej i animistycznej ludności Południa nie spodobał się pomysł wprowadzenia w całym kraju prawa koranicznego. Tak rozpoczęła się 21-letnia wojna domowa Południa z Chartumem zakończona dopiero w 2005 roku. To właśnie powstańcy z Sudanu Południowego wspierali później rebeliantów w Darfurze. W 1989 roku do władzy w Sudanie doszedł Narodowy Islamski Front Omara al-Baszira prowadzący politykę etnicznej i religijnej dyskryminacji. Prześladowania i nierówności nie ominęły także zachodniej prowincji i to bez względu na wyznawaną przez jej mieszkańców religię.
Wiosną 2003 roku dwa ugrupowania z Darfuru, Armia Wyzwolenia Sudanu (SLA) i Ruch na Rzecz Sprawiedliwości i Równości (JEM), wystąpiły przeciwko centralnej władzy. Zaatakowano rządowy garnizon wojskowy. Nie poprzestając jednak na tym, plądrowano arabskie wioski – sprzymierzeńców Chartumu. Co ciekawe, JEM wcześniej popierał ideę islamizmu al-Baszira. Odsunięty jednak od władzy, wystąpił przeciwko prezydentowi.
W odwecie al-Baszir zaczął wspierać lokalną arabską milicję – dżandżawidów („diabłów na koniach”). Trudno uwierzyć, że nie zdawał sobie sprawy, że ich działania oznaczają masakrę cywilów. I tak też się stało, arabskie bojówki atakował afrykańską ludność, by zniszczyć zaplecze rebeliantów. Jazdy dżandżawidów zabijały dla pieniędzy Chartumu. Jednak masowe morderstwa, gwałty, palenie, niszczenie żywności i zatruwanie źródeł wody stały się bronią obu stron konfliktu. Według raportu Human Rights Watch z 2004 roku, gwałty, których dopuszczają się sudańscy żołnierze i bojówki dżandżawidów na afrykańskich kobietach, są wręcz częścią kampanii czystek etnicznych rządu.
Sudańskie władze wypierają się powiązań z milicjami, jednak rządowe dokumenty, do których dotarła organizacja HRW, potwierdzają, że w rzeczywistości finansują one dżandżawidów. Potwierdzają to też słowa Aliego, byłego dżandżawida, który wystąpił w programie BBC Newsnight. Według Aliego, rządowa armia szkoliła i dozbrajała milicje. - Regularnie odwiedzał nas minister spraw wewnętrznych Abdul Rahim Muhammad Hussein – twierdził były dżandżawid.
Według danych ONZ, w Darfurze zginęło do tej pory 300 tysięcy ludzi, choć sudański rząd twierdzi, że liczba ta wynosi 10 tysięcy. 2,7 miliona osób zostało przesiedlonych.
„Rzeźnik” z „klubu dyktatorów”
Kilkakrotnie starano się doprowadzić do dialogu między rządem a rebeliantami. W 2006 roku jedna z frakcji bojowników podpisała nawet porozumienie pokojowe z Chartumem. Mimo to pozostałe grupy uznały, że jego postanowienie nie rozwiążą ani politycznych, ani ekonomicznych problemów Darfuru. Walki nie ustały, a sytuacja jedynie się pogorszyła, gdy rozłamowcy zwrócili się przeciwko dotychczasowym towarzyszom.
Spokoju nie przyniosły także lutowe rozmowy władz Sudanu z najzacieklejszymi bojownikami z JEM. - Zdecydowaliśmy, że nie możemy negocjować z takim rzeźnikiem jak on (al-Baszir) – powiedział później w wywiadzie lider rebeliantów, Khalil Ibrahim.
JEM nie wierzy także w mediacje państw należących do Ligi Arabskiej, którą nazywa „klubem dyktatorów”. Rebelianci wystosowali natomiast list do Rady Bezpieczeństwa ONZ, w którym proszą o niezwlekanie z wydaniem na prezydenta al-Baszira międzynarodowego nakazu aresztowania, deklarując, że są gotowi do współpracy z przedstawicielami ONZ.
Międzynarodowy list gończy za sudańskim prezydentem oskarżonym o zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości w Darfurze został faktycznie wydany na początku marca. Był to pierwszy przypadek nakazu aresztowania urzędującej głowy państwa, jaki wydał Międzynarodowy Trybunał Karny. Lecz dla ludności Darfuru przyniósł w praktyce więcej szkód niż pożytku.
Baszir drwił z oskarżeń MTK, nazywając przywódców Europy i USA „kryminalistami”. - Nie będziemy klękać przed kolonializmem, bo klękamy tylko przed Bogiem - krzyczał do swoich zwolenników, którzy zgromadzili się w stolicy. Na domiar złego, nakazał wydalenie z Darfuru największych organizacji humanitarnych, m.in. Lekarzy bez Granic czy Save the Children. Swoją działalność musiała również zawiesić Polska Akcja Humanitarna, która budowała w tym regionie studnie. – Pewnego dnia przyszło kilku uzbrojonych mężczyzn i kazali nam natychmiast opuścić kraj – opowiadała Mirosława Czerna, koordynatorka PAH w Darfurze, na spotkaniu w Warszawie wkrótce po powrocie do Polski.
- Ocena nakazu aresztowania al-Baszira zależy, z jakiego punktu patrzymy. Jeśli moralnego, to wówczas przestępca powinien stanąć przed sądem. Natomiast na płaszczyźnie politycznej oskarżenie jedynie pogorszyło sytuację w Darfurze. Osoba postawiona pod ścianą usztywnia swoje stanowisko, a to utrudni działania na rzecz pokoju – tłumaczy dr Wiesław Lizak z Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW.
Chiny spragnione ropy i rosyjski biznes
Przez sześć lat konfliktu Rada Bezpieczeństwa ONZ kilkanaście razy przeprowadzała głosowania nad rezolucjami w sprawie Sudanu. Przy ponad połowie z nich wstrzymywały się od głosu lub wetowały je Chiny – stały członek RB – powołując się na zasadę nieingerowania w sprawy wewnętrzne kraju. Dlaczego Państwo Środka chroni sudański reżim na arenie międzynarodowej?
Z dziewięciu najbardziej zasobnych w ropę naftową sudańskich bloków, osiem należy do chińskich przedsiębiorstw. Spore udziały w wydobyciu sudańskiej ropy ma zwłaszcza chiński gigant naftowy The China National Petroleum Corporation (CNPC).
Chiny mocno inwestują w Czarny Ląd, który jest pełen surowców naturalnych. W Afryce działa ponad 800 chiński firm, a 1/3 ropy płynącej do Państwa Środka pochodzi właśnie z tego kontynentu. Samo CNPC, które działa w Sudanie od 1996 roku, wydobywa tam dziennie ponad 500 tys. baryłek ropy – jeszcze trzy lata temu był to dzienny stan wydobycia w całym Sudanie.
Za pieniądze z ropy Chartumu kupuje jednak broń, którą wykorzystuje przeciwko rebeliantom, a także ludności cywilnej Darfru. Według raportu organizacji Human Right First wydanego w marcu 2008, 70% dochodów z eksportu sudańskiej ropy trafia do armii i powiązanej z nią milicji dżandżawidów. Organizacje broniące prawa człowieka oskarżają jednak Chiny nie tylko o wsparcie finansowe, ale także o dostarczanie al-Baszirowi broni. Zdaniem HRF, Państwo Środka wysyłało do Sudanu amunicję, broń, czołgi, helikoptery, samoloty i to w momencie, gdy na Sudan było nałożone oenzetowskie embargo na broń!
W latach 2003-2006 Chińczycy mieli sprzedać Sudańczykom ręczną broń palną wartą 55 mln dolarów. Prawdopodobnie pomagali również przy budowie trzech fabryk w pobliżu Chartumu, produkujących broń maszynową, granatniki, moździerze, amunicje i broń przeciwpancerną.
Doniesienia raportu potwierdzili dziennikarze BBC. Brytyjscy reporterzy „Panoramy” spotkali się z rebeliantami JAM, którzy na spotkanie przyjechali wojskową ciężarówką Dongfeng, którą zdobyli podczas walk z arabską milicją i teraz sami jej używają. Według HRF, w 2005 roku, czyli gdy obowiązywała rezolucja nr 1591 zakazująca sprzedaży broni do Darfuru, Chiny miały tam wysłać ponad 200 takich ciężarówek. Ta, którą zdobyli rebelianci, została wyprodukowana cztery miesiące po nałożeniu embarga.
Także analiza zdjęć z parady wojskowej, jaka odbyła się w Chartumie w 2007 roku, pokazuje, że część ciężkiego sprzętu sudańskiego wojska pochodzi z Chin, m.in. czołgi T96 i T59. Podczas parady nad stolicą przeleciały również chińskie samoloty treningowe K-8 i rosyjskie odrzutowce MiG-29.
HRF twierdzi, że od wybuchu konfliktu w Darfurze, Chiny sprzedały również Sudanowi około 20 bombowców Fantan, które są rozwinięciem radzieckich myśliwców naddźwiękowych MiG-19, produkowany w Chinach na licencji.
Zdaniem Grzegorza Sobczaka, redaktora naczelnego miesięcznika "Skrzydlata Polska", praktycznie każdy z tych statków powietrznych mógł zostać użyty przeciwko cywilom w Darfurze. Ludność, która zdołała uciec z terenów walk, również wspomina o nalotach, które poprzedzały ataki dżandżawidów. Nie ma jednak bezpośrednich dowodów, że były to rządowe samoloty.
Tymczasem chiński specjalny wysłannik do Darfuru, Liu Guijin, w wywiadzie udzielonym BBC, twierdził, że największymi eksporterami broni do Sudanu nie są Chiny, a USA, Rosja i Wielka Brytania. Również Amnesty International donosiła w swoim raporcie, że do Sudanu sprowadzano między 2005 a 2006 roku kilkaset modeli samochodów terenowych Land Rover Defender. Część z nich była używana przez organizacje humanitarne, jednak większość, zdaniem AI, trafiała pod zarząd Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Sudanu. Jednak brytyjski producent Land Roverów (które wówczas należały jeszcze do amerykańskiej spółki Ford Motor Company) zrezygnował z eksportu tych samochodów do Sudanu.
Z doniesień HRF i AI wynika, że również Moskwa dostarczała Chartumowi sprzęt wojskowy. W przeszłości ZSRR był największym dostawcą broni do Sudanu. Obecnie do Chartumu trafiają odrzutowce MiG-29S, helikoptery Mi-24 i rosyjskie pojazdy opancerzone. Według danych AI, w 2005 roku Rosjanie eksportowali do Sudanu samoloty i części zapasowe warte 21 milionów dolarów, oraz helikoptery za 13,7 mln dolarów, oprócz znaczących dostaw w poprzednich latach.
- Chiny i Rosja traktują relacje z Sudanem biznesowo, abstrahując od uwarunkowań moralnych. Chińczycy dostarczają rządowi w Chartumie broń za ropę. Rosja po prostu tą broń sprzedaje Sudańczykom – wyjaśnia dr Lizak.
W zapewnienia Chińczyków, że nie mają wpływu na konflikt w Darfurze, nie wierzą również rebelianci z tego regionu. W 2007 roku porwali oni pięciu pracowników chińskiej kompanii naftowej. Rok później uprowadzono dziewięciu chińskich pracowników branży paliwowej.
Na Sudan nie zamierza również naciskać Egipt, który obawia się o własne bezpieczeństwo wodne. Przez Sudan przepływają dwa główne ramiona Nilu – Nil Biały i Błękitny, które zbiegają się przed Chartumem. Kontrola wód Nilu Białego, który płynie przez Sudan Południowy, mogłaby być groźna dla Egiptu. Z kolei USA, które cenią sobie Egipt jako partnera w negocjacjach na Bliskim Wschodzie, nie nalegają na Kair.
Hybryda spokoju
Misja pokojowa ONZ w Sudanie działa od 2005 roku, nie miała ona jednak prawa przeprowadzania operacji na terenach Darfuru. Swoich żołnierzy ONZ mogło rozlokować w tym regionie dopiero w grudniu 2007 roku. UNAMID jest połączoną misją ONZ i Unii Afrykańskiej, która liczy obecnie około 9 tys. żołnierzy i policjantów sił pokojowych. Ze względu na nacisk Chartumu, który każdą ingerencję w kraju określa mianem nowego kolonializmu, hybrydowa misja składa się w przeważającej mierze z Afrykanów. Jednak zdaniem komentatorów, lepsze kontakty z przywódcami krajów afrykańskich ułatwią al-Baszirowi ich kontrolowanie.
- Zaangażowanie ONZ zależy od warunków, jakie panują w Sudanie. Podczas wojny nie można skutecznie pomagać. A ONZ nauczone przykładem z Somalii z lat 90., najwyraźniej nie chce na siłę wprowadzać pokoju – twierdzi ekspert z UW.
Konflikt w Darfurze zaczął się rozprzestrzeniać na sąsiadujący Czad. Po obu stronach granicy mieszka ludność należąca do tych samych plemion. Także czadyjski prezydent Idriss Deby pochodzi z ludu Zaghawa – afrykańskiego pasterskiego plemienia, które zamieszkuje także Darfuru. Mimo wzajemnej niechęci, rządy w Chartumie i Ndżamenie postanowiły współpracować z ONZ i UA, żeby zakończyć konflikt.
Udział w misji w Czadzie ma także polskie wojsko. W polskiej strefie na wschodzie kraju w regionie Wadi Fira znajduje się 6 obozów zamieszkanych przez około 130 tys. uchodźców z Darfuru, które patrolują z zewnątrz polscy żołnierze. Największy z nich, Our Cassoni, znajduje się zaledwie 700 metrów od granicy z Sudanem. Według rzecznika polskiego kontyngentu mjr Dariusza Kudlewskiego, zdarza się, że rebelianci JEM odwiedzają obozy dla uchodźców, gdzie znajduje się wielu członków ich rodzin. - Często przyjeżdżają na kilka dni wypocząć przy rodzinie i odjeżdżają. Nie ma dotychczas z nimi problemów – wyjaśnia mjr Kudlewski.
Rebeliantom nie wolno wnosić do obozów broni. Muszą ją zostawić czadyjskiej policji DIS chroniącej bezpieczeństwo wewnątrz obozów. Przynoszą natomiast wieści z Darfuru. Czy również namawiają do wstąpienia w ich szeregi?
Kraj wiecznej wojny?
Ludność Darfuru ginie z rąk arabskich milicji, afrykańskich rebeliantów, głodu i chorób. Jest to obecnie największy kryzys humanitarny na świecie. Mimo to pozostaje niewidoczny – przyćmiony zyskami z ropy.
- W Sudanie potrzebny jest kompromis, dobra wola ze strony rządu i rebeliantów. Mimo złóż ropy, to jeden z najbiedniejszych krajów. Bieda nakręca konflikt, a podczas wojny zewnętrzne instytucje nie chcą inwestować – i tak koło się zamyka – tłumaczy dr Lizak.
Sudan jest targany wewnętrznymi konfliktami praktycznie od momentu zdobycia niepodległości w 1956 roku. Dwie wojny domowe na południu kraju, konflikt w Darfurze, który, wydaje się, że nie skończy się szybko. Tymczasem w 2011 roku autonomiczny region Sudanu Południowego czeka referendum w sprawie niepodległości. Zdaniem dr Lizaka, nie można przewidzieć, czy Chartum w ogóle do niego dopuści. Gdyby tak się stało, byłoby to precedens na skale afrykańską. Wątpliwe jest jednak, że al-Baszir będzie chciał stracić zasobną w ropę w prowincję. Nie jest to również na rękę Chinom. Tylko, jaka będzie tego cena?
Przy pisaniu opierałam się m.in. na artykule dr Macieja Ząbka "Tragedia w Darfurze. Geneza, charakter i skutki wojny domowej w zachodnim Sudanie", Davida Morse'a "Wojna przyszłości: ropa napędza ludobójstwo w Darfurze", informacjach strony darfur.pl oraz dokumencie Hilary Andersson z BBC.