Ujawnienie romansu Stanisława Pięty to przekroczenie granicy, bo może wywołać "wojnę na haki” – mówią WP politycy PiS. - Starszy kolega mnie ostrzegał, bym nie mieszkał w hotelu poselskim, bo albo zostanę alkoholikiem albo kur***arzem – słyszymy.
„Prezes wkurzony bo ma problem z kolanem i Piętą” – to jeden z żartów, który po cichu powtarzają posłowie partii Jarosława Kaczyńskiego. Przebywający wówczas z powodu kolana w szpitalu szef PiS osobiście podjął decyzję o zawieszeniu Stanisława Pięty po ujawnieniu przez „Fakt” jego romansu.
- To przekroczenie kolejnej niebezpiecznej granicy. Okazało się, że tego typu tematy się sprzedają w mediach. Kierownictwo partii zareagowało i będzie musiało to powtórzyć w przypadku innych spraw – mówi Wirtualnej Polsce poseł PiS.
"Korek i rozporek. Niektórzy w PiS się boją”
Wtóruje mu inny poseł tej partii: - Reakcja partii była szybka i nerwowa. Zaczął się nowy serial. Dla PiS sprawy obyczajowe są najgroźniejsze - korek i rozporek. Niektórzy w PiS się boją.
Czwartkowy wieczór. W Sejmie kończą się głosowania. Do barku „Za kratą” w hotelu poselskim wchodzi Paweł Kukiz. Zamawia piwo i flaki. Kolejny jest Dominik Tarczyński. - Cześć Paweł! Mogę piwko? – rzuca w kierunku barmana. Po chwili w barze nie ma już wolnego miejsca.
Były poseł PiS: - Starszy kolega mnie ostrzegał, bym nie mieszkał w hotel poselskim, bo albo zostanę alkoholikiem albo zostanę kur**arzem.
Były senator PO: - Polityk to zawód podwyższonego ryzyka. Rozwodów jest dużo. Jedni skokiem w bok rozładowują stresy. Inni szukają u kobiety potwierdzenia własnej wartości.
Była posłanka PiS: - Hotel to okropne miejsce z wystrojem w stylu PRL. Nie ma gdzie kulturalnie odpocząć. Jest depresyjnie. To doprowadza ludzi do upadku.
Pijaństwo, romanse i końskie zaloty
- Posłowie w hotelu czują się jak na koloniach albo w delegacji. Zdarzają się problemy z pijaństwem. Początek posiedzenia jest najgorszy, w piątek się pakują i chcą się pokazać żonom w dobrym stanie – mówi WP były pracownik kancelarii Sejmu.
Według naszego rozmówcy, który zna kulisy pracy hotelu zwanego domem poselskim, zdarzają się związki między pracownikami biur a żonatymi posłami i romanse między posłami, choć znacznie częściej dochodzi do końskich zalotów.
- W poprzedniej kadencji skarżyła się posłanka PO, że pijani koledzy ją podrywają i pod byle pretekstem – chcąc pożyczyć cukier lub sól - próbują się dostać do pokoju. Najlepszym rozwiązaniem takiej sytuacji było wynajęcie mieszkania dla posłanki – przyznaje nasz informator.
Podobną sytuację w 2007 roku opisały media. Do drzwi Sandry Lewandowskiej, urodziwej posłanki Samoobrony, w środku nocy dobijali się dwaj posłowie PO – Roman Kosecki i Andrzej Biernat.
Posłanka ucieka przed kolegami
Zdaniem naszego rozmówcy największe emocje wśród posłów wywoływała kwestia wprowadzania gości do sejmowego hotelu, co długo nie było uregulowane.
- Każdy poseł mógł spotkać na ulicy kolegę z wojska, czy koleżankę i zaprosić do hotelu, a nawet przenocować. W czasie gdy marszałkiem Sejmu był Bronisław Komorowski, pojawił się projekt regulaminu ograniczający możliwość nocowania dla najbliższej rodziny posła lub jego konkubiny. Był duży opór – relacjonuje.
Przeciwko tym zmianom był Eugeniusz Kłopotek. – Nie zgadzałem się na to, bym musiał zgłaszać, że chcę przenocować kogoś z rodziny. Wtedy zdecydowałem się na wynajęcie mieszkania i już nie wróciłem do hotelu. To było przegięcie – tłumaczy poseł PSL.
Wtóruje mu poseł PiS: - Za Komorowskiego do tabloidów wypływały informacje, kto u kogo nocuje. Połowa posłów zrezygnowała z mieszkania w hotelu na rzecz wynajmowania mieszkań. To przypominało inwigilację.
Nocna awantura o kobietę
Były pracownik kancelarii Sejmu: - Posłowie różnych opcji zorganizowali nawet protest w Sejmie. Wszczęli tumult, krzyczeli: „Sejm to nie internat”, „chcecie nas postawić do konta”, „marszałek ma nas za gówniarzy”. Jeden poseł zrobił też awanturę, jak strażnik marszałkowski nie chciał w nocy wpuścić kobiety, którą przyprowadził do hotelu.
Jako przełomową w historii hotelu sejmowego posłowie wymieniają też decyzję Marka Jurka. Marszałek Sejmu podczas poprzednich rządów PiS w latach 2005-07 zdecydował o…zamknięciu całonocnego barku na półpiętrze sejmowego hotelu.
- Posłowie nie mogą zapomnieć Jurkowi tego minibarku. Była tam fasolka, kiełbasa smażona i alkohole. Posłowie się tam zbierali, czasem pili i śpiewali. To były ostatnie śpiewy w Sejmie. Potem było coraz gorzej. Marszałek zamknął barek ze względu na protesty Donalda Tuska, który miał tam pokój – opowiada poseł PiS.
Sam Tusk też miał ulubione miejsce towarzyskich spotkań z kolegami partyjnymi nazywane „Sherwood”. Nazwa rodem z Robin Hooda może być myląca, bo był to hotelowy pokój późniejszego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego.
Ludwik Dorn, następca Marka Jurka, zamknął hotel dla dziennikarzy. W rozmowie z WP były polityk PiS tłumaczy, że chciał zadbać o prywatność posłów. – Wcześniej dziennikarze mogli wchodzić nie tylko do baru „Za kratą”, ale nawet do części sypialnianej. Wprowadziłem zasadę, że do wejścia jest konieczne zaproszenie posła – wyjaśnia były marszałek Sejmu.
Obecny marszałek Marek Kuchciński może być wspominany, jako ten, który zamknął sejmową kwiaciarnię. W lokalu, w którym można też kupić pamiątki, po pogłoskach o planie likwidacji trwa wyprzedaż. Można kupić obrazki z budynkiem Sejmu, figurki słoników, psów, czy popiersia marszałka Józefa Piłsudskiego.
Pustymi półkami straszy sklepik obok hotelowej recepcji. Wybór jest coraz mniejszy – słodycze, chleb, pasztet i kiszone ogórki. Po alkohol posłowie muszą przejść na drugą stronę ulicy Wiejskiej. Obsługa sklepu wychodzi naprzeciw ich potrzeb – butelki pakują do nieprzezroczystych toreb, które mają ochronić polityków przed paparazzi.
Dobrze zaopatrzony sklep z alkoholem został zlikwidowany w poprzedniej kadencji po tym, jak dziennikarze wytknęli, że sprzedawanie w nim alkoholu łamie ustawę zakazującą sprzedaży napojów wyskokowych w pobliży miejsc kultu religijnego. Podejście do przestrzegania prawa wśród tworzących je posłów się jednak nie zmieniło. Media wytknęły w 2017 roku, że w barze „Za kratą” sprzedawano alkohol bez koncesji. Posłowie nagminnie łamią też ustawę zakazującą palenia w restauracjach.
Posłowie łamią ustawę o zakazie palenia
Środowy wieczór, barek „Za kratą” w hotelu poselskim świeci pustkami. Po jednej stronie stolik zajmuje kilku polityków PiS. Po drugiej papierosy palą posłanki Platformy. – Czemu tyle palicie? – zagaduje je poseł PSL. – Taki dekadencki klimat tu jest – odpowiada posłanka.
Posłowie wspominają, że mniej dekadenckie nastroje z czasów koalicji PiS z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną.
Ówczesny poseł PiS przyznaje w rozmowie z WP, że po jednej z balang w hotelu poselskim koalicja zawisła na włosku. Następnego dnia zamiast słuchać przemówienia lidera LPR Romana Giertycha, siedział w sali plenarnej pijany.
- Zbierało mi się na wymioty, ale nie mogłem wyjść przed ogłoszeniem przerwy w posiedzeniu, bo pełniłem funkcję sekretarza (zajmującego miejsce między marszałkiem a trybuną – przyp. WP). W głowie miałem tylko jedną myśl – jak nie wytrzymam i rzygnę na Giertycha, to stanę się sławny. Na szczęście ogłoszono przerwę i zdążyłem dobiec do toalety – śmieje się były poseł.
Za najbardziej rozrywkową partię uchodziła wtedy Samoobrona Andrzeja Leppera. - To były chłopy, które potrafiły popić i poklepać kobiety. Urodziny Leppera odbywały się w restauracji sejmowego hotelu. Ustawiała się tam długa kolejka ludzi z darami, jak szable, karabele, czy wystawne kosze. Wyglądało to jak wiernopoddańcza procesja. Kobiety były młode, seksowne i prowokacyjnie ubrane. Miały miniówy, stringi – opowiada uczestnik imprezy.
Były polityk Samoobrony: - Były balangi. W tamtych czasach to było normalne. Lepper powiedział, że jak chcemy to robić to możemy, tylko niech one wychodzą potem drzwiami, a nie oknem.
Kobieta wypada z okna
To nawiązanie do opowiadanej przez wielu połów anegdoty o prostytutce, która miała wypaść z okna hotelu podczas balangi w latach 90-tych. Sytuację pamięta były poseł PSL Stanisław Żelichowski, który był w Sejmie od 1985 do 2015 roku.
- To była pijana pracownica jednej z partii, która pomyliła okno z drzwiami. Miała szczęście, że trwał wtedy remont i stały rusztowania. Dzięki temu nic się jej nie stało – opowiada Żelichowski.
Były poseł przytacza też inną sytuację, która oddaje rozrywkowy klimat lat 90-tych na Wiejskiej.
- Kilku senatorów miało pojechać służbowym samochodem do Kalisza, ale zniknęli na tydzień i wpisali, że jechali przez Bieszczady. Adam Struzik, który był marszałkiem Senatu obciążył ich kosztami. W zemście zamówili trzy orkiestry, które kilka dni na zmianę grały non stop pod drzwiami Struzika w hotelu – opowiada Żelichowski.
Zobacz także: Superlista Tuska. "Wszystkie pioruny będą w nią walić"
Poseł PiS: - Teraz pokojówki w hotelu sejmowym mają ponad 50 lat, bo w latach 90-tych posłowie próbowali młode pokojówki zamawiać na sprzątanie wieczorne. Niektórym tego brakuje.
Poseł PSL: - Huczne imprezy to przeszłość. Boję się tu nawet wypić piwo. Każdy teraz może zrobić zdjęcie telefonem, a potem będzie afera.
Prominentny polityk PiS: - W hotelu poselskim pije się znacznie mniej niż kiedyś. Ci, którzy chcą ukrywają się po pokojach. Nie ma też problemu ze skokami w bok, ale prostytutkę mógłby tu sprowadzić tylko samobójca. Nikt nie ma pewności, czy w pokojach nie ma podsłuchów.
Czwartek, barek „Za kratą”. Po godzinie od zakończenia głosowań zatłoczona, zadymiona salka powoli pustoszeje. Piotr Liroy-Marzec żegna się z grupką posłów PO i rzuca z uśmiechem: – Pora kończyć. Idę. W końcu dziś jest międzynarodowy dzień seksu.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl