Spotkanie Biden-Putin. Media: Prezydent USA niepotrzebnie dał "kredyt zaufania"
Nie ustają komentarze po środowym szczycie USA-Rosja w Genewie. Amerykańskie media skrytykowały postawę swojego przywódcy. "Joe Biden nie powinien był dawać Władimirowi Putinowi kredytu zaufania" - oceniło w czwartek "Washington Post".
17.06.2021 16:43
W środę na neutralnym gruncie w Genewie doszło do spotkania przywódców USA i Rosji. Szczyt trwał nieco ponad 4 godziny. Obaj politycy po spotkaniu wskazali, że było ono "konstruktywne". - W czasie rozmów nie odczuwano żadnej wrogości ani nacisków. Rosja i USA są nastawione na rozwiązywanie problemów - komentował na konferencji prasowej Władimir Putin.
Zdaniem dziennikarzy "Washington Post "nic nie wskazuje na to, aby przywódca Rosji miał zmienić swoje postępowanie. "Retoryka ta brzmiała w dużej mierze jak to, co następowało po początkowych spotkaniach poprzednich trzech prezydentów USA i Putina, który niezmiennie łamał obietnice i bez wytchnienia eskalował swoje ataki na system polityczny USA i sojusze" - pisze amerykański dziennik.
Według gazety ewentualny "kredyt zaufania" jest z góry skazany na porażkę. "Skończy się to tak samo, jak wszystkie poprzednie próby naprawy relacji Waszyngtonu z Moskwą, czyli zawodem" - wskazują dziennikarze.
"Biden miał rację, spotykając się z Putinem i próbując ponownie wyrysować czerwone linie USA. W sprawie 'znaczącej poprawy relacji' amerykański prezydent powiedział: 'przekonamy się'. W istocie tak będzie, ale nie ma podstaw, by wierzyć, że rezultat będzie różnić się od poprzednich prób współpracy z Putinem" - ocenia gazeta.
"Kredyt zaufania" dla Rosji? Biały Dom dementuje
Kwestia udzielania "kredytu zaufania" przez prezydenta Bidena pojawiła się w mediach jeszcze przed spotkaniem. Według relacji jednego z reporterów obecnych w Genewie prezydent USA miał potakiwać głową na pytanie o ufność wobec Putina.
"To był chaotyczny młyn z krzyczącymi na siebie dziennikarzami. Było bardzo jasne, że prezydent Joe Biden nie odpowiadał na żadne konkretne pytanie" - zdementowała tę informację w mediach społecznościowych Kate Bedingfield, dyrektorka ds. komunikacji Białego Domu.