Spłoszone konie biegły szlakiem do Morskiego Oka. Turyści uciekali w popłochu
Na trasie do Morskiego Oka doszło do groźnego incydentu. Spłoszone konie z przyczepionymi saniami uciekły woźnicy i pędziły turystycznym szlakiem. Ludzie spacerujący drogą musieli uciekać w zaspy.
28.12.2021 14:41
Niecodzienna sytuacja wydarzyła się w poniedziałek około południa w rejonie Włosienicy niedaleko Morskiego Oka. Na co dzień dojeżdżają tam góralskie sanie z turystami.
- Gdy byliśmy na Włosienicy, wyciągnąłem telefon i zacząłem nagrywać widoki. I w pewny momencie usłyszeliśmy głośny hałas. Odwróciłem się i zobaczyłem te pędzące konie. Biegły szybko, pewnie jakieś 50 kilometrów na godzinę. W saniach nie było nikogo. Moja żona wskoczyła w zaspę, ja złapałem córkę i też wskoczyliśmy do śniegu - relacjonował w rozmowie z portalem polskatimes.pl Mariusz Łaszewski, turysta, który nagrał całe zdarzenie i opublikował je w sieci.
Autor filmu podkreślił, że na szczęście nikomu z jego rodziny nic się nie stało. - Z tego co zdążyłem zobaczyć, inni ludzie dosłownie rzucali się w zaspy, żeby ich nie staranowały. Córka do dzisiaj jest przestraszona. Na końcu filmiku, jak się zrobi przybliżenie, widać jak sanie się przewracają i wbijają się razem z końmi w skarpę w las. Dalej już nie wiem, co się stało - tłumaczył Łaszewski.
Jak dodał, "woźnica po 5 minutach szedł w dół spokojnym krokiem, mówiąc, że i tak ich nie dogoni".
Zobacz też: Weto Andrzeja Dudy. Co teraz zrobi Kaczyński? Poseł nie ma wątpliwości
Incydent na trasie do Morskiego Oka. TPN komentuje
O poniedziałkowe zdarzenie zapytano Pauliną Kołodziejską z biura prasowego Tatrzańskiego Parku Narodowego. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" potwierdziła, że żaden turysta nie został ranny. W pełni zdrowe są też konie, które pędziły trasą.
Sprawą zainteresowała się fundacja VIVA, zajmująca się ochroną praw zwierząt. - To drugi taki wypadek na tej trasie. Poprzedni odbył się w czerwcu 2020 roku. Wówczas to zdarzenie zakończyło się tragicznie dla jednego ze zwierząt. Jeden koń z uwagi na odniesione rany, musiał zostać poddany eutanazji - powiedziała aktywistka Anna Plaszczyk.
Fundacja apeluje do TPN, aby zakazać transportu konnego na szlaku do Morskiego Oka. - Co jeszcze musi się stać, żeby dyrektor TPN podjął decyzję o likwidacji tego transportu? Jeżeli nie może podjąć z powodu cierpienia zwierząt, to powinien ją podjąć z powody zagrożenia jakie te zaprzęgi stwarzają dla turystów - zaznaczyła Plaszczyk.
Źródło: polskatimes.pl; Gazeta Wyborcza
Przeczytaj również: