PolskaSpędzają Wigilię w klubie go-go

Spędzają Wigilię w klubie go‑go

Spędzają Wigilię w klubie go-go
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
21.12.2009 08:38, aktualizacja: 29.12.2009 15:03

Restauracje, puby, dyskoteki. Tam niektórzy polscy pracodawcy urządzają firmowe Wigilie. – Szef jednej z firm motoryzacyjnych zabrał swoich podwładnych do klubu go-go. Mimo że w zespole były również kobiety – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Izabela Kielczyk, psycholog biznesu. Dodaje, że do podobnych sytuacji dochodzi coraz częściej.

WP: Anna Kalocińska: Firmowa Wigilia w klubie go-go. Przyzna Pani, że brzmi to dość niewiarygodne...

Izabela Kielczyk: – Coraz częściej spotykam pracodawców, szczególnie dużych firm, którzy chcą zorganizować taką Wigilię, której pracownicy nigdy by nie zapomnieli. Stąd prześcigają się w wymyślaniu coraz to bardziej oryginalnych miejsc, jak puby, dyskoteki czy nawet nocne kluby.

W tym roku szef jednej z firm z branży motoryzacyjnej zaprosił swoich pracowników do klubu go-go. Mimo, że zdecydowaną przewagę liczebną w zespole mieli mężczyźni, to były tam również kobiety. Pytałam je nawet o odczucia. Odpowiadały, że czuły się nieswojo, nie wiedziały, czy w ogóle powinny pójść, czy też szef chciał dać im w ten sposób do zrozumienia, że zaprasza tylko mężczyzn. Żony niektórych pracowników zbuntowały się i nie chciały puścić swoich mężów na wigilię.

Coraz częściej zdarza się, że – poza drogimi restauracjami, w których firmowe wigilie urządzane są już od wielu lat – pracodawcy wynajmują salę na noc. Opłacany jest catering, wystrój sali, DJ. To wszystko przypomina bardziej imprezę sylwestrową niż Wigilię.

WP: Mimo to, co łatwo zaobserwować, wielu pracowników idzie na firmową Wigilię bardziej z musu niż dla przyjemności.

– To zależy od tego, jak silnie zakorzeniona jest tradycja obchodzenia Wigilii. Są firmy, w których pracownicy sami organizują spotkanie i dzielą się obowiązkami. Z góry wiadomo, że np. pani Basia przynosi makowiec, pan Krzysztof robi śledziki itd. Dla takich pracowników firmowa wigilia to przyjemność, zwykle uczestniczą w niej chętnie i zdziwiliby się, gdyby nagle jej nie było.

Inaczej w dużych firmach, gdzie catering często jest z zewnątrz, albo pracodawca zaprasza pracowników do restauracji. Często pracownicy nie mają ochoty uczestniczyć w spotkaniu, czy też – o ile w firmie jest akurat taka tradycja – dzielić się ze współpracownikami opłatkiem. Zdarza się też tak, że dopiero wtedy po raz pierwszy tak naprawdę widzą oni swojego prezesa, czy też mają okazję z nim porozmawiać.

WP: Jakie konsekwencje może mieć nieuczestniczenie w firmowej Wigilii?

– Przede wszystkim uzależnione jest to od wielkości firmy, a także wagi, jaką przywiązuje się tam do obchodzenia Wigilii. W mniejszych firmach często jest tak, że jeśli pracownik nie pojawi się na spotkaniu, to szef i pracownicy dociekają dlaczego, rozmawiają o tym. Rzadko, ale zdarza się, że nasze nieuczestniczenie w wigilijnych spotkaniach rzutuje na późniejsze relacje z szefem. Bo może sobie pomyśleć: „Kurcze, ten Zdzisiek to nigdy nie przychodzi. Zachowuje się jak jakiś odludek”.

Inaczej w dużych firmach, szczególnie korporacjach, gdzie przełożony zwykle nie pamięta, czy dany pracownik na spotkaniu był, czy nie.

WP: Zdarza się, że za pomocą Wigilii szef próbuje przypodobać się pracownikom, czy też zmotywować ich do lepszej pracy.

– Zgadza się. Może być to zakamuflowany zabieg manipulacyjny: „Dam mu prezent, zaproszę do restauracji, to będzie czuł się w obowiązku lepiej pracować”. Nic bardziej błędnego. Wiele osób podchodzi do tego jak do czegoś, co po prostu im się należy.

Często jest tak, że szef próbuje stworzyć iluzję, że firma jest naszą drugą rodziną. Spotkania przedświąteczne są wtedy dla niego doskonałym narzędziem, żeby to poczucie wspólnotowości pogłębić. Pracownikom radziłabym jednak ostrożność. Nie starajmy łączyć ze sobą spraw zawodowych z rodzinnymi. Jest to bowiem zupełnie inna intymność. WP: Jakie najbardziej wymyślne upominki świąteczne dają swoim podwładnym szefowie?

– Zwykle są to bony, ale zdarza się, że otrzymują czekoladki czy inne produkty spożywcze. W jednej z firm farmaceutycznych spotkałam się z przypadkiem pracodawcy, który dwojgu swoich pracowników – których żony były w ciąży – dał wyprawki dla dzieci. Kiedy indziej, w jednej z firm komputerowych, przełożony podarował swoim pracownikom laptopy. Dodatkowo jednemu z nich, którego chciał specjalnie uhonorować za najlepszą sprzedaż w roku, wręczył rakietę z autografem sławnego tenisisty. Wiedział, że tamten interesuje się tenisem. Byłabym jednak ostrożna z wprowadzaniem tego typu świątecznej selekcji na „lepszych” i „gorszych”. To bardziej demobilizuje niż mobilizuje pozostałych pracowników.

Jeden z szefów wykupił dla swoich podwładnych wycieczkę sylwestrową w polskie góry. Są jednak i takie przypadki, w których pracownicy w ogóle nie dostają upominku od przełożonego, albo dostają go tylko niektórzy. Zrobił tak prezes jednej z firm graficznych w Polsce. Dla pracowników, którzy nic nie dostali, świadomość, że niektórzy z ich kolegów upominek otrzymali, była wręcz demobilizująca.

Zaczęli uprawiać swoisty autosabotaż – wychodzili wcześniej z pracy, nie przyszli na wigilię. Pracodawca oczywiście ma prawo nie dać upominku, ale powinien wytłumaczyć pracownikowi, dlaczego tak robi. Inaczej ma on poczucie, że zawiódł, nie sprawdza się, zrobił coś złego. Miałam pracowników, którym przez dwa lata coś takiego chodziło po głowie, dopóki sobie tego z szefem nie wyjaśnili. W jednym przypadku była firma informatyczna, a w drugim – zajmująca się projektami graficznymi.

Jeśli chodzi o bony świąteczne, to zwykle mają one wartość ok. 300-500 zł. Zdarza się, że uzależnione jest to od stanowiska pracownika. Jeśli wykonuje pracę mechaniczną, mniej wymagającą, to szef sobie myśli, że jak podaruje mu 250 zł, to wystarczy, bo dla tego pracownika i tak będzie to dużo. Inaczej osoba, która zajmuje wyższe stanowisko. Jej taka kwota nie usatysfakcjonuje. Zresztą bony w ogóle nie powinny być stosowane wobec wyższej kadry menadżerskiej, bo ich te 800 czy 1000 zł nie zmotywują do lepszej pracy.

W święta ludzie obdarowują się nawzajem prezentami. Ponieważ od jakiegoś czasu dawanie prezentów weszło na pole zawodowe, to pracownicy wręcz oczekują od pracodawcy, że da im jakichś upominek. To są takie przypadki przenoszenia zwyczajów rodzinnych na zawodowe

WP: A pracownicy? Jakie upominki dają swoim przełożonym?

– To zależy, czy wcześniej razem uzgodnią, co chcieliby szefowi kupić i kupują wspólnie, czy też – działają na własną rękę. Nierzadko są to jednak bardzo intymne prezenty, typu kubeczek z napisem „Miłej szefowej”, perfumy czy drogi krawat. Ale zdarzają się i bardziej wymyślne upominki.

WP: Czy, Pani zdaniem, Wigilie nie tracą swojego znaczenia, stając się narzędziem zapewnienia sobie lojalności pracownika lub przychylności szefa?

– Wszystko zależy od podejścia szefa i pracowników. W niektórych firmach faktycznie dochodzi do manipulacji. Zapomina się, że przecież nie o to w tych świętach chodzi...

Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także