ŚwiatSpalili mieszkania Polaków; "Jak dorwę, to wp...!"

Spalili mieszkania Polaków; "Jak dorwę, to wp...!"

Podczas zamieszek w Hackney, we wschodnim Londynie, spłonęły dwa mieszkania zajmowane przez Polaków. Jak poinformował Wirtualną Polskę rzecznik ambasady Robert Szaniawski, jedno z mieszkań było komunalne, a drugie stanowiło własność Polki.

Spalili mieszkania Polaków; "Jak dorwę, to wp...!"
Źródło zdjęć: © AP | Matt Dunham

- Dowiedzieliśmy się właśnie, że lokatorami z mieszkania komunalnego zaopiekował się miejscowy urząd dzielnicowy, zaś prywatne mieszkanie było ubezpieczone. Firma ubezpieczeniowa wynajęła poszkodowanym hotel - powiedział Szaniawski. Trwa szacowanie strat.

Polskim "akcentem" londyńskich rozruchów było także aresztowanie dwóch rodaków - 17-latka za udział w zamieszkach i 31-letniego włamywacza.

W Londynie spokojniej

Miniona noc była w Londynie znacznie spokojniejsza od poprzednich. Porządku na ulicach pilnowało ponad 16 tysięcy policjantów, od początku zamieszek aresztowano około 700 osób. Na falę przemocy zareagowali też mieszkańcy Londynu. Swojego dobytku, domów i sklepów, wyszli bronić Hindusi na Southall (zachodni Londyn). To jedna z najlepiej zorganizowanych i zintegrowanych grup etnicznych na Wyspach.

Londyńczycy powiadamiali się wzajemnie o pojawianiu się w okolicy grup zakapturzonych bandziorów przez portale społecznościowe. O swój dorobek niepokoili się też Polacy. - Nie będę się na nic oglądał, jak zobaczę koło mojego domu jakichś drani, to wpier... czym popadnie - pan Wojciech z Ealingu jest zdecydowany i nie przebiera w słowach.

Dzieci w kapturach na głowie

Jak podaje policja, w ulicznych zadymach i rabunkach sklepów, biorą często udział bardzo młodzi ludzie, także dzieci w wieku 9 i 10 lat. Nie jest to wyłącznie trudna młodzież z marginesu społecznego. - Pod tym kapturem na głowie i szalikiem na twarzy kryją się nieraz chłopcy z sąsiedztwa. Ci sami, których widzimy w szkolnym garniturku idących do primary school (szkoły podstawowej) - dodaje pani Wanda, także mieszkanka Ealingu.

Można spotkać się z opiniami, wygłaszanymi też przez Polaków, że działania policji są zbyt mało zdecydowane, a obecny rząd nie wykazuje skuteczności jaka cechowała np. gabinet Margaret Thatcher. Z tym poglądem nie zgadza się Barbara Czarniecka-Yerolemou, w poprzedniej kadencji burmistrz dzielnicy Ealing z ramienia Partii Konserwatywnej. - To prawda, że jesteśmy przerażeni i wystraszeni, ale te wydarzenia nastąpiły całkowicie niespodziewanie. Trzeba zauważyć, że w ciągu trzech dni, właściwie uporano się z główną falą wandalizmu. Przy takiej skali zjawiska, to chyba całkiem nieźle - uważa pani burmistrz.

Na temat środków zastosowanych do przywrócenia porządku też zdania są podzielone. Zwolennicy radykalnych działań chcieliby użycia armatek wodnych, plastikowych lub gumowych kul i gazów łzawiących. Chętnie widzieliby też policję konną lejącą kogo popadnie długimi drewnianymi pałami. Bardziej umiarkowani doceniają zaś starania policji, aby nie następowała eskalacja przemocy. Zauważają też, że policjanci musieliby czasem strzelać do... dzieci.

Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)