Spadkobiercy Hitlera atakują
Niemieccy neonaziści się zmienili. Nie są już gromadą rozdyskutowanych oszołomów, którzy potrafią tylko wyrzucać w górę prawice w znanym pozdrowieniu. Są formacją nowoczesną, sprawną, zdyscyplinowaną. I mają wielkie plany - pisze Joachim Trenkner w "Tygodniku Powszechnym".
23.02.2005 | aktual.: 23.02.2005 11:58
Ostry zimowy wiatr kąsał ludzki tłum na drezdeńskim cmentarzu Heidefriedhof, gdy rankiem 13 lutego pod “ścianą pamięci” - postawioną w miejscu, gdzie 60 lat temu zrzucono do wspólnych mogił ofiary alianckiego nalotu - składano wieńce: od premiera landu Saksonia, burmistrza, przewodniczącego lokalnego parlamentu (landtagu), od ambasadorów USA, Wielkiej Brytanii i Francji, od przedstawicieli Kościołów i gminy żydowskiej. Swój wieniec złożył proboszcz anglikańskiej katedry w Coventry, zniszczonej w 1941 r. przez Luftwaffe. W cichym, ale wymownym geście pojednania - czytamy w "Tygodniku Powszechnym".
A potem obiektywy kamer skierowały się na innych uczestników tej żałobnej uroczystości, którzy przybyli licznie, choć nie byli zaproszeni. Tych, którzy od wielu tygodni znów trafiają na czołówki gazet w Niemczech i za granicą: neonazistów. Wieńce, które pod drezdeńską “ścianą pamięci” składali liderzy partii skrajnej prawicy - zwykle skłóconych między sobą, ale tej niedzieli wyjątkowo zjednoczonych - ozdobione były szarfami z takimi, przykładowo, napisami: “Ofiarom alianckiego ludobójstwa” czy “Bezbronnym ofiarom alianckiego terroru”.
Ciąg dalszy nastąpił po południu, gdy Drezno stało się świadkiem jednej z największych demonstracji skrajnej prawicy w powojennych Niemczech: w 60. rocznicę zniszczenia miasta przez alianckie lotnictwo przez centrum przemaszerowało pięć tysięcy neonazistów z emblematami swoich partii: NPD (Narodowodemokratycznej Partii Niemiec) oraz DVU (Niemieckiej Unii Narodowej). Domagali się “nowej niemieckiej pamięci historycznej”. “Niemcy znowu powstaną!” - krzyczał schrypniętym głosem Gerhard Frey, szef DVU. Jeden z transparentów zapowiadał: “Mord nie podlega przedawnieniu - nadejdzie jeszcze dzień zemsty!” - podaje "Tygodnik Powszechny".
Pięć tysięcy neonazistów - to dużo. I zarazem niewiele. Bo większość drezdeńczyków, czy może: prawie wszyscy drezdeńczycy neonazistowski “marsz żałoby” zignorowali. Wieczorem 50 tys. mieszkańców - i tych młodych, i tych starszych wiekiem, którzy przeżyli nalot - zgromadziło się na placu przed Operą. Chcieli pokazać, że pamięci o drezdeńskich ofiarach wojny nie zamierzają “oddawać” neonazistom. Na uroczystość, w duchu pojednania nad grobami, przybyło kilku weteranów z Wielkiej Brytanii, dawnych pilotów RAF-u - informuje Joachim Trenkner.
Neonazistom, choć zmobilizowali rezerwy z całych Niemiec, nie udało się rzucić “brunatnego cienia” na drezdeńską rocznicę - stwierdza publicysta.
Nie jest to wprawdzie zjawisko nowe. Swój najlepszy okres NPD przeżywała pod koniec lat 60., gdy udało jej się wprowadzić swych posłów do sześciu z jedenastu landtagów, istniejących w ówczesnych Niemczech Zachodnich; w Badenii-Wirtembergii NPD uzyskała nawet 9,8%. Później jednak koniunktura się skończyła i przez ostatnie 30 lat partia wegetowała na granicy błędu statystycznego, w okolicach 1-2%. społecznego poparcia - pisze Joachim Trenkner w "Tygodniku Powszechnym".