Sołtys Rytla: tu ludziom zawalił się świat. Nie wiedzą, jak mają żyć
Mieszkaliśmy w sercu Borów Tucholskich. To co się stało wyrwało nam i serce, i duszę - mówi WP sołtys Rytla Łukasz Ossowski. Rytel to sołectwo najbardziej doświadczone przez wichurę, która spustoszyła ten region w nocy z piątku na sobotę.
14.08.2017 | aktual.: 16.08.2017 11:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Miejscowość Rytel od Suszka, w którym harcerze rozbili obozowisko, dzielą zaledwie 3 km. Nikt jednak nie zajmuje się dramatem mieszkańców tego sołectwa. - Ci ludzie nie wiedzą, jak teraz żyć. I nie chodzi o zniszczony dom czy samochód. Im zawalił się świat - mówi WP sołtys Ossowski.
Sołectwo Rytel liczy około trzech tysięcy mieszkańców plus 300 stałych wczasowiczów w sezonie letnim. Ma prawie 9 tys. ha powierzchni i 20 osad. Do ostatniej z nich udało się ratownikom dotrzeć dopiero wczoraj po południu. Dwa dni po wichurze, która powaliła 9 tys. hektarów lasu. Na szczęście, nikomu z mieszkańców tego rozległego sołectwa nic się nie stało. Uszkodzonych jest około 100 domów, ale nikt nie zginął. To cud, gdy rozejrzeć się dookoła. - Według nadleśnictwa taki rozmiar zniszczeń ostatnio odnotowano w tym rejonie po II wojnie światowej, tylko że wówczas drzew nie powalił wiatr - mówi WP sołtys Rytla. - Tego nie da się opisać, nie da się opowiedzieć - dodaje.
Stara się jednak to zrobić: - 4 km od Rytla położona jest miejscowość Jeziorki. Dzielił nas las. Teraz z Jeziorek widać budynki Rytla.
Meteorolodzy nie wiedzą, co to było
Co tu się wydarzyło w nocy z piątku na sobotę? Mieszkańcy mówią o tym: kataklizm. - Meteorolodzy z Bydgoszczy, z którymi rozmawiałem twierdzą, że nie mają pojęcia. Trąba powietrzna zazwyczaj ma ograniczony zasięg, to co tu się wydarzyło, nie wpisuje się w jej działanie. Ale nad tym powinni zastanawiać się inni, my musimy tu teraz posprzątać - mówi WP Ossowski.
A jest co sprzątać. Widać to na zdjęciach autorstwa Macieja Eckardta, byłego wicemarszałka województwa kujawsko-pomorskiego.
Piły uruchomiono praktycznie tuż po ustaniu wichury. Trzeba było dotrzeć do mieszkających w osadach ludzi. Do 85-letniej staruszki, do kobiety w ósmym miesiącu ciąży. - Udało się udrożnić drogi, tak by mogła przejechać karetka pogotowia - mówi Ossowski.
Gdzie jest rząd, gdzie jest wojsko - pytają mieszkańcy
Nikt im nie pomagał. W akcji brali udział mieszkańcy i strażacy. Władze zajęły się kontrolą obozowisk harcerskich w całym kraju. Mieszkańcy nie mogą tego zrozumieć. Czekali na pomoc władz, na wojsko, które dysponuje sprzętem i ludźmi. Rozgoryczeni mówią, że nie ma rządu, że władza o nich zapomniała, że gdy już oddali głos, stali się niepotrzebni.
"Mieszkamy w samym sercu tej pomorskiej tragedii. Dookoła nas są budynki bez dachów, budynki gospodarcze częściowo lub całkowicie zniszczone drogi zagrodzone wielokilometrowymi rumowiskami, tysiące hektarów lasu i w zasadzie wszelki drzewostan ścięte i zrównane z ziemią. Prądu i wody nie będziemy mieć prawdopodobnie przez kilka tygodni. Również rolnicy, którzy muszą napoić czy opatrzyć swoje stada zwierząt. Dziś dotarłam do Brus i odbiornika TV, żeby dowiedzieć się co to właściwie było (coś co zaczęło się kilkanaście minut po urokliwym wieczornym spacerze właśnie spokojnym lasem!). Bo odcięci od cywilizacji walczymy z żywiołem i jesteśmy odcięci od informacji. Tymczasem w programie informacyjnym słyszę o..... przebiegających kontrolach obozów harcerskich!!!! I prokuraturze przyglądającej się ludziom, którzy znaleźli się w oku cyklonu!!!??? Chcę usłyszeć że wysyłają do nas wojsko, wodę" - pisze na swoim profilu rozżalona mieszkanka dotkniętego kataklizmem regionu (zachowano oryginalną pisownię).
- Czekamy na pomoc wojska, bez niego nie damy rady. Już wiemy, że nie będziemy mieć prądu przez co najmniej kilka tygodni. Wichura zniszczyła 12 słupów wysokiego napięcia, połamała ogromne stalowe kratownice jak zapałki - mówi WP Ossowski. - Nie mamy łączności, tylko jedna sieć komórkowa wciąż tu działa. Są problemy z wodą, brakuje paliwa.
W Domu Kultury w Rytlu trwa zbiórka paliwa, wody, żywności i sprzętu dla służb ratunkowych i porządkowych. Podobną prowadzi chojnicka przychodnia Therapeutica. - Mamy jedną stację benzynową, wczoraj była nieczynna, bo nie mamy prądu. Dzisiaj już funkcjonuje, pewnie włączyli generator - mówi sołtys.
Usuwanie drzew i porządkowanie obejść to nie jest jedyny problem w dotkniętym wichurą regionie. W każdej chwili części mieszkańców spustoszonego terenu może grozić kolejny kataklizm - powódź. Tysiące powalonych drzew blokuje bowiem przepływ wody w Wielkim Kanale Brdy i samej rzece. Nic dziwnego, że mieszkańcy z niepokojem patrzą w niebo.
- Sami ich nie usuniemy, potrzebna jest pomoc armii, amfibie - mówi WP Ossowski.
Brak spływu wody to nie tylko ryzyko powodzi. - Na naszym terenie znajduje się Zakład Hodowli Pstrąga w Zaporze zatrudniający ponad 100 osób. Brak przepływu wody i prądu może doprowadzić do masowego śnięcia ryb. W tej chwili posiłkują się agregatami - dodaje sołtys.
Wojewoda miał więcej czasu dla TVP niż dla mnie
Mieszkańcy Rytla i kilkunastu sąsiednich miejscowości spotkali się wczoraj w miejscowym ośrodku kultury, Wielu pytało wprost: gdzie jest pomoc rządu, gdzie jest wojsko, które ma siły i środki, aby doraźnie zabezpieczyć funkcjonowanie lokalnej społeczności?
- Rozmawiałem z wojewodą tylko przez chwilę, miał więcej czasu dla TVP niż dla mnie - opowiada rozżalony sołtys Rytla. - Prosiłem go o możliwość ogłoszenia stanu klęski żywiołowej dla tego regionu. Odparł, że to nie od niego zależy, ale był w Rytlu i jego zdaniem nic się tam nie stało - dodał.
Sołtys liczy na to, że mimo wszystko uda się przekonać władze do ogłoszenia stanu klęski żywiołowej dla tego regionu. Walczy o to nie tylko on, ale także cała gmina Czersk. Pomoc obiecał także poseł Kukiz'15 Paweł Skutecki, który pojawił się wczoraj na spotkaniu z mieszkańcami.
Poseł ma także pomóc wyjaśnić incydent, który wydarzył się w tuż po ustaniu wichury na Pomorzu, gdy okoliczni mieszkańcy ruszyli na pomoc harcerzom w Suszku.
- Lekarz, który brał w akcji ratunkowej, gdy zobaczył ogrom zniszczeń zadzwonił do centrum ratownictwa w Gdańsku z prośbą, by wezwali na pomoc wojsko. Tłumaczył, że bez ciężkiego sprzętu strażakom nie uda się dotrzeć do poszkodowanych. Centrum ponoć zadzwoniło z prośba o pomoc do MON, pracownik usłyszał w odpowiedzi, że "nie ma takiej potrzeby" - opowiada sołtys Ossowski. Wyjaśnieniem tej sprawy obiecał się zając poseł Kukiz'15.
Ogłoszenie stanu klęski żywiołowej dałoby gwarancję mieszkańcom na dostęp do tanich kredytów. To pomogłoby wielu z nich odbudować zrujnowane gospodarstwa. Pieniądze, to jednak nie wszystko.
- Mieszkańcy sołectwa będą potrzebowali nie tylko pomocy materialnej, ale także psychologicznej - mówi WP sołtys. - Wielu z nich nie wie, jak żyć. Dookoła był las, rano budził ich śpiew ptaków, teraz słyszą tylko ciszę. I tak będzie przez wiele lat, ich świat nagle się zmienił diametralnie - dodaje. Wyznaje, że sam jeszcze dwa dni temu mieszkał przy samym lesie. - Teraz do lasu mam cztery kilometry - mówi.
- Mamo, nie ma lasu... Kiedy córka powiedziała mi to rano, myślałem, że żartuje - relacjonuje na Facebooku rozmowę z trzydziestoletnią mieszkanką Rytla, Maciej Eckardt. - "Las przecież nie znika, nie można go ukraść", pomyślałam. Kiedy wyjrzałam przez okno, nogi się pode mną ugięły. Lasu rzeczywiście nie było...