"Solidarność" wspominają niczym swoją pierwszą miłość
30 lat temu powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” i ukształtował się wielki, pokojowy ruch społeczny, który doprowadził do zmiany systemu w Polsce. Jak dziś wygląda pamięć o tym, czym była „Solidarność”? – Uczestnicy tych wydarzeń wspominają ten okres niczym pierwszą miłość. Pamiętają te silne uczucia, okazywaną sobie wzajemnie życzliwość i szacunek – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Ireneusz Krzemiński, autor badania „Solidarność - doświadczenie i pamięć”, zrealizowanego wspólnie przez CBOS i Europejskie Centrum Solidarności.
Zapytaliśmy warszawiaków o to, czym jest dla nich Solidarność. Zobacz sondę Wirtualnej Polski:
WP: Joanna Stanisławska: Przeprowadził pan pierwsze w historii ogólnopolskie badania na temat tego, co Polacy myślą o Solidarności. Jak 30 lat po wydarzeniach Sierpnia’80 wspomina się ten czas?
Prof. Ireneusz Krzemiński: Przystępując do realizacji tego projektu byłem głęboko przekonany, że choć na co dzień niedoceniania, pamięć o Solidarności, do której w szczytowym momencie popularności należało blisko 10 milionów osób, musi być żywa. Myślałem sobie: Polacy nie mogli przecież zapomnieć tego niezwykłego czasu, kiedy budowaliśmy naszą wolność. Ten olbrzymi projekt badawczy, oparty zarówno na badaniu ankietowym, jak i jakościowym, nie doszedłby do skutku bez ogromnego wsparcia Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, a także CBOS-u.
WP: Jak żywa jest pamięć o atmosferze tamtych wydarzeń? Wydaje się, że w zbiorowej pamięci zostały tylko klisze: Lech Wałęsa skaczący przez płot, strajkujący stoczniowcy śpiący na styropianie…
- Takie wrażenie może wywoływać fakt, że atmosfera towarzysząca obchodom rocznicowym jest całkowitym przeciwieństwem emocji, jakie towarzyszyły narodzinom Solidarności. Wspomnienie powstania związku jest wśród Polaków bardzo żywe, oczywiście zdarzają się kłótnie o to, co się z tą Solidarnością później stało, jakim zmianom uległa. Polacy do tej pory jednak pamiętają te piękne początki, spotykają się w grupach przyjaciół, rzadziej takie „wspominki” organizowane są przez związkowców na terenie zakładów produkcyjnych. W publicystyce czasem mówi się – nieco ironicznie – „karnawał Solidarności”. Ale ludzie pierwszej Solidarności protestowali przeciw temu określeniu, bo dla nich to był czas niezwykły, lecz zarazem pracowity.
WP: Dlaczego określają ten czas jako tak niezwykły? Co w atmosferze tamtych dni było dla nich najważniejsze?
We wspomnieniach Polaków występuje jako czas niezwykły nie tylko dlatego, że pozwolono im działać tak, jak chcieli, wyrwali się spod nieustannej kontroli ówczesnego państwa, ale przede wszystkim z tego powodu, że był to czas niesamowitej otwartości ludzi, życzliwości, spontanicznego współdziałania, szacunku dla siebie nawzajem i dla różnicy w poglądach. Solidarność to dla nich takie wspomnienie jak pamięć o pierwszej miłości, a to są słowa z jednego z wywiadów. Jako socjologa najbardziej ucieszył mnie fakt, że respondenci wskazywali w swoich wspomnieniach, jak ważne były dla nich nieustanne dyskusje, które toczyły się w związku. Fenomen ten można objąć terminem demokracja debatująca. Nie można było być członkiem związku i nie brać w jego pracach rzeczywistego udziału, który polegał na tym, że zabierało się głos. Solidarność była nieustannie rozdyskutowana. To jednocześnie zbudowało oczekiwania, że Polska odrodzona po 1989 r. będzie Polską, która będzie oparta przede wszystkim na społecznej dyskusji, co
oczywiście się nie stało.
WP: Czy Lech Wałęsa wciąż uważany jest za symbol Solidarności? Czy ocena jego roli w Sierpniu’80 uległa zmianie?
- Przy często bardzo krytycznych ocenach Lecha Wałęsy, zwłaszcza jako prezydenta, nawet zwolennicy jego ideowych i związkowych przeciwników, Anny Walentynowicz czy Andrzeja Gwiazdy, twierdzą, ze to Lech Wałęsa jest tym człowiekiem, który miał olbrzymie zasługi dla pierwszej Solidarności. Zdarzało się, że respondenci podnosili niejasne kwestie współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa, ale i tak to jego zawsze uznawano za postać symboliczną dla wielkiego ruchu społecznego i związkowego Polaków. WP: Prezydent Wałęsa rezygnując z uczestnictwa w obchodach 30. rocznicy Sierpnia’80 stwierdził, że to jego protest przeciwko upolitycznieniu związku. Czy respondenci wskazywali na taki problem w swoich odpowiedziach?
- Nawet ci członkowie dawnej Solidarności, którzy w dalszym ciągu należą do związku i pełnią w nim jakieś funkcje, są krytyczni wobec aktualnej Solidarności. Pojawiały się negatywne komentarze na temat aktualnych władz związkowych, w tym przewodniczącego Janusza Śniadka. To mnie zaskoczyło. Nawet, jeżeli deklarują, że są zwolennikami PiS-u, przyznają, że Solidarność nie powinna być tym, czym się stała, czyli nie powinna wdawać się tak silnie w politykę. Uważają, że związek nie może być przybudówką żadnej partii politycznej nawet wspomnianego PiS-u. Polacy bardzo wyraźnie oddzielają Solidarność po 1989 r. od pierwszej Solidarności. To bardzo smutne, jak topniała i topnieje liczba członków Solidarności. W pewnym momencie sam stwierdziłem, że to nie jest już moja Solidarność i oddałem legitymację. Podobnie uczyniło wiele osób, z którymi rozmawialiśmy. Upolitycznienie związku bardzo mu szkodzi.
WP: Czy ta pamięć jest przekazywana następnym pokoleniom? Jak wygląda pamięć o Solidarności wśród młodych ludzi?
- Rodzice, nawet ci bardzo zaangażowani w działalność związku przed 30 laty, rzadko świadomie przekazują pamięć o tych wydarzeniach swoim dzieciom. Jeśli młodzi ludzie dowiadują się o Solidarności to raczej dlatego, że są na różnych spotkaniach rodzinnych, na których wraca się do tych doświadczeń. A więc dowiadują się na ogół jakby przy okazji. To przykre, że uczestnicy tych wydarzeń niewiele wkładają wysiłku w to, żeby przekazać młodszym, dzieciom, wnukom, innym członkom rodziny, prawdę o tym czasie, który przecież porównują do pierwszej miłości. Młodzi ludzie wykazują zainteresowanie historią Solidarności, ale najwięcej dowiadują się o niej z mediów, z prasy, nawet szkoła nie pełni tu tak istotnego źródła wiedzy. Większość ankietowanych przez nas młodych ludzi uważa, że powinni się w szkole więcej uczyć o Solidarności.
WP: Jak duża jest świadomość tego, że działalność Solidarności przyczyniła się do zmian ustrojowych w Polsce?
- Większość Polaków żywi głębokie przekonanie, że Solidarność była przede wszystkim ruchem niepodległościowym, bez którego nie byłoby wolnego, niepodległego państwa polskiego. Przy czym był to ruch wykluczający przemoc, najgłębiej pokojowy, tworzący nową polską tradycję. Bardzo ważny w deklaracjach ludzi był również element wolności obywatelskich i praw człowieka. Ankietowani przyznawali również, że Solidarność przyczyniła się do przemian, dzięki którym sytuacja robotników jest w tej chwili lepsza, niż byłaby, gdyby nie dokonały się w wyniku jej działania ustrojowe przemiany.
WP: W 2006 r. podczas wiecu w Stoczni Gdańskiej premier Jarosław Kaczyński powiedział, że pamięta, "kto był wtedy po której stronie". "My jesteśmy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO" – oświadczył, czym wywołał falę protestów. Czy faktycznie na polskiej scenie politycznej można wyprowadzić taki podział?
- To skandaliczna wypowiedź. Niektóre środowiska próbują zawłaszczyć sobie pamięć o pierwszej Solidarności, ale to fałszowanie obrazu przeszłości, bo przecież Donald Tusk był jako młody człowiek bardzo zaangażowany w ruch Solidarności, podobnie jak cała grypa tzw. gdańskich liberałów, która również odegrała niezwykle aktywną rolę. Na szczęście mimo takich zabiegów polityków, pamięć o pierwszej Solidarności pozostaje żywa, nieprzetworzona, niezafałszowana. Dowodzą tego wyniki naszego badania. W kliku regionach niezwykle pozytywnie wspomina się także rolę KOR-u, niezależnie od tego, jak aktualnie ocenia się środowisko „Gazety Wyborczej” czy osobę Adama Michnika. To wspaniałe, że Polacy pamiętając o przeszłości i interpretując ją, potrafią oddzielić tamto doświadczenie od oceny współczesności.
Z socjologiem z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Ireneuszem Krzemińskim rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska