"Smutny dzień dla dziennikarstwa". "The Independent" po raz ostatni ukazał się w druku
• Brytyjski dziennik "The Independent" po raz ostatni ukazał się w druku
• David Cameron napisał, że to "smutny dzień dla brytyjskiego dziennikarstwa"
• Gazeta przynosiła straty od 1993 roku
26.03.2016 | aktual.: 26.03.2016 18:44
Po blisko 30 latach od ukazania się pierwszego numeru, brytyjski dziennik "The Independent" po raz ostatni ukazał się w druku. Odtąd będzie dostępny tylko w wersji elektronicznej. Gazeta od lat zmagała się z problemami finansowymi.
Założony w 1986 roku "The Independent" ma profil liberalno-lewicowy, ale prezentuje też poglądy prorynkowe. Gazeta zdobyła wielu czytelników między innymi za sprawą stanowczej krytyki wojny przeciwko terroryzmowi po atakach na bliźniacze wieże World Trade Center w 2001 roku, a także zdecydowanej opozycji wobec inwazji na Irak, która nastąpiła dwa lata później.
"Przez trzy dekady zwalczaliśmy hipokryzję, ignorancję, tyranię, biedę, wtórność, fałsz oraz nonsensy celebrytów. Jeśli dbasz o to, o co walczyliśmy, dołącz do nas w nowej bitwie - cyfrowej" - napisali w zatytułowanym "Wojna trzydziestoletnia" pożegnalnym tekście redakcyjnym dziennikarze "Independenta".
Ostatnie wydanie gazety zawiera między innymi podziękowania od brytyjskiego premiera Davida Camerona, który napisał, że likwidacja papierowej wersji dziennika to "smutny dzień dla brytyjskiego dziennikarstwa". "Nie zawsze zgadzałem się z tą gazetą, ale bez wątpienia odegrała istotną rolę w samym sercu wolnych mediów Wielkiej Brytanii" - napisał szef rządu.
Książę William podziękował gazecie za "poważne opisywanie wydarzeń międzynarodowych i spraw społecznych, a w szczególności za zobowiązanie do informowania o kwestiach środowiskowych".
Gazeta przynosiła straty od 1993 roku i w 2010 roku zanotowała skumulowany deficyt przekraczający 300 milionów funtów. W najlepszych latach wydawana była w nakładzie ponad 400 tys. egzemplarzy dziennie, jednak w 2015 roku liczba ta spadła do 40 tys.
Od 2010 roku tytuł należy do rodziny byłego agenta KGB i rosyjskiego miliardera Aleksandra Lebiediewa, który kupił ją za funta przy jednoczesnym zobowiązaniu wydania blisko 10 milionów funtów na utrzymanie gazety w kolejnych latach. Należy do niego również największy londyński dziennik "Evening Standard".
Po epizodzie pracy dla rosyjskiej władzy - działając pod przykrywką attache ekonomicznego w ambasadzie w Londynie Lebiediew zapobiegał transferom pieniędzy poza granice kraju - stał się zagorzałym krytykiem działań Kremla. Atakował też innych rosyjskich oligarchów działających w Wielkiej Brytanii za nuworyszowskie zachowania.
Do miliardera należy też częściowo niezwykle krytyczna wobec Putina "Nowaja Gazieta", której korespondentką była zamordowana dziennikarka Anna Politkowska.
W 2011 roku nowi wydawcy rozpoczęli także wydawanie siostrzanego tytułu "i", zawierającego "streszczenie najważniejszych wydarzeń na świecie" dla czytelników, którzy w coraz większym stopniu byli przyzwyczajeni do czytania informacji w internecie, ale wciąż chcieli sięgać po papierową gazetę z najważniejszymi informacjami. Ten tytuł będzie nadal wydawany także po zamknięciu drukowanej wersji "The Independent".
"Technologia, która trzydzieści lat wcześniej pozwoliła nam zaistnieć, teraz sprawiła, że dalsze utrzymanie drukowanej gazety stało się niemożliwe" - napisał w tekście o historii "Independent" pierwszy naczelny gazety Andreas Whittam Smith.
"Za życia tej gazety, dziennikarstwo zmieniło się nie do poznania - w efekcie zmuszając nas do zmian i dostosowania się do technologii i zwyczajów, których twórcy tego tytułu nie mogli przewidzieć. (...) Sześć lat temu moja rodzina kupiła jeden z najwspanialszych tytułów w historii dziennikarstwa. Jednocześnie tracił on jednak 25 milionów funtów rocznie, a liczba codziennych czytelników spadła poniżej 100 tys. w druku i 500 tys. w internecie" - napisał w ostatnim numerze zarządzający gazetą syn właściciela Jewgienij Lebiediew, który ocenia, że "Independent" ma obecnie 3 mln czytelników internetowych. "Dzięki temu dzisiejsza zmiana nie jest efektem słabości, ale siły" - konkluduje Lebiediew.