Smoleńsk. Prasa: laboratorium odnalazło trotyl na fotelach, których nie było na pokładzie
W 11. rocznicę katastrofy smoleńskiej wyemitowano film podkomisji, której szefem jest Antoni Macierewicz. Według materiału w samolocie doszło do eksplozji. Były szef MON mówił o "kluczowych dowodach" i powoływał się na zagraniczne laboratoria, które miały odnaleźć ślady materiałów wybuchowych w szczątkach samolotu. W środę "Wyborcza" ujawniła, że trotyl, który miał być zidentyfikowany przez włoskie laboratorium, może pochodzić z próbek foteli, których nie było w samolocie.
14.04.2021 | aktual.: 14.04.2021 07:46
Według ustaleń "Gazety Wyborczej" ślady trotylu, które miały zostać znalezione przez laboratorium we Włoszech, mogą pochodzić z próbek foteli, których nie było na pokładzie samolotu. Jak dodała prasa, taki materiał do badań miała wysłać do Rzymu prokuratura z Polski.
Smoleńsk. Nowe ustalenia dot. katastrofy
Śledczy z Polski, którzy zlecili ekspertyzę dla włoskiego laboratorium, mieli napisać, że chodzi o zbadanie "foteli zapasowych" pod kątem obecności śladów materiałów wybuchowych, czy też substancji, które służbą do ich wytworzenia.
"Badania te mogą udzielić odpowiedzi między innymi na tezy, dotyczące wykorzystywania substancji służących do wytwarzania materiałów wybuchowych, w produkcji pianek, czy też konserwacji powierzchni skórzanych, stanowiących wykończenie foteli lotniczych" - cytuje słowa tego dokumentu gazeta. W tej sprawie redakcja poprosiła o komentarz. Nie uzyskała odpowiedzi od Prokuratury Krajowej.
"Wyborcza" dodała, że redakcja jest w posiadaniu postanowienia Zespołu Śledczego nr 1 Prokuratury Krajowej wydanego 27 listopada 2019 roku. Dotyczy ono śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej.
W dokumencie przekazano, że prokurator Krzysztof Schwartz zapytał się Laboratorium Nauk Sądowych Korpusu Karabinierów w Rzymie o to, czy można określić skład chemiczny i strukturę materiału próbek z foteli.
Jak sprecyzowała prasa - przedmiotem badań miało być kilkanaście próbek "foteli zapasowych". To określenie w dokumencie zostało zapisane kilkakrotnie. Jak wyjaśniła "Wyborcza" te siedziska to część wyposażenia kabiny pasażerskiej na wypadek zmiany układu siedzeń, czy też ich zniszczenia. Jak dodano, można je wymontowywać i wkładać bez żadnych problemów.
Co więcej, w dniu tragedii te fotele nie były na pokładzie samolotu, w którym zginął m.in. prezydent Polski. Jak dodała "Wyborcza" potwierdza to dokument Schwartza. "W dniu 16 października 2019 r. eksperci z laboratorium RaCIS wraz z prokuratorami i ekspertami z Biura Badań Kryminalistycznych ABW dokonali oględzin foteli zapasowych z samolotu Tu-154M, które nie były zamontowane w momencie katastrofy, ale pierwotnie znajdowały się na jego wyposażeniu" - podano fragment pisma.
Fotele, mimo że nie były na pokładzie samolotu 10 kwietnia 2010 roku, zostały wzięte do badania, gdyż musi ono uwzględniać "szereg aspektów związanych między innymi z eksploatacją samolotu przed katastrofą, jak również jego konstrukcją i wyposażeniem".
Jak wskazała "Stołeczna" ślady materiałów wybuchowych mogły być zostawione przez żołnierzy, którzy wcześniej latali tupolewem. Mogą też pochodzić z materiałów, które były używane podczas produkcji, czy też konserwacji samolotu.
11. rocznica katastrofy smoleńskiej. Macierewicz o eksplozji
W sobotę - w dniu 11. rocznicy katastrofy smoleńskiej opublikowano film podkomisji, której przewodzi Antoni Macierewicz. W udzielonych w sobotę wywiadach m.in. dla PAP, Telewizji Trwam i Rada Maryja, polityk przekonywał, że kluczowym dowodem świadczącym o eksplozji są materiały wybuchowe, które znaleziono w szczątkach samolotu.
Były szef MON podkreślił, że obecność groźnych substancji była potwierdzona nie tylko przez polskie laboratoria, ale także zagraniczne.
- I to jeszcze do tego na tych fragmentach samolotu, które podkomisja zidentyfikowała jako części burty, w której nastąpiła eksplozja - powiedział PAP szef podkomisji i dodał, że chodzi m.in. pentryt i heksogen.
- Polscy lotnicy odchodzili na drugi krąg, a nie lądowali. Do wybuchu doszło około 100 metrów przed "brzozą Bodina", i tam samolot utracił końcówkę lewego skrzydła. Zostało to udowodnione bezspornie przez podkomisję - przekazał Antoni Macierewicz.
Polityk mówił także o tym, że podkomisja posiada świadectwa, które jednoznacznie mówią o tym, że nie doszło do wypadku. "Nie było winy pilotów" - przekonywał Macierewicz.
Końcowy raport dot. ustaleń podkomisji smoleńskiej zostanie najprawdopodobniej oddany pod głosowanie w kwietniu 2021 roku.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", PAP