PolskaŚmierdziało popsutymi jajami, bo sędzia się pomylił

Śmierdziało popsutymi jajami, bo sędzia się pomylił

Dyscyplinarną naganą ukarał prawomocnie Sąd Najwyższy sędziego Janusza Kapuścioka z Lublińca, który w 2003 r. doprowadził do tego, że zepsuło się 30 tysięcy kurzych jaj.

13.10.2005 | aktual.: 13.10.2005 17:18

Cywilna sprawa między współwłaścicielami firmy, która miała m.in. kurzą fermę, stanęła kilka lat temu na wokandzie lublinieckiego sądu rejonowego. Na poczet rozliczeń między wspólnikami, w grudniu 2002 r. sąd - któremu przewodniczył sędzia Kapuściok - wydał tzw. zabezpieczenie powództwa, czyli nakazał, aby w magazynach fermy przez cały czas było 30 tys. jaj; zabezpieczenie powództwa dotyczyło też "aresztowania" 17 tys. kur niosek, czyli zakazu ich ewentualnej sprzedaży. W kwietniu 2003 r. sąd zgodził się na sprzedaż kur.

Problem i zaniedbanie sędziego polegało jednak na tym, że przez sześć miesięcy nie skierował, choć powinien, zażalenia na decyzję o zabezpieczeniu powództwa do sądu wyższej instancji. W tej sytuacji właściciel fermy uznał, że nie może sprzedać "zaaresztowanych" 30 tys. jaj. Był w błędzie, bo chodziło tylko o to, że tyle jaj musi być ciągle na stanie magazynowym - nie można bowiem zakazać ich sprzedaży, gdyż należą do grupy towarów łatwo psujących się.

W konsekwencji, zalegające w magazynie fermy 30 tys. jaj zepsuło się, mieszkańcy okolicy narzekali na uciążliwy swąd siarkowodoru, a salmonellą z jaj otruły się szczury. O wszystkim napisała lokalna prasa. Wówczas rozpoczęła się dyscyplinarna sprawa sędziego.

Przed Sądem Apelacyjnym w Katowicach, gdzie sprawa dyscyplinarna toczyła się w I instancji, sędzia Kapuściok został ukarany karą nagany. Sąd odstąpił od karania go za drugi zarzucony mu czyn, czyli postawienie nieprawdziwych zarzutów prezesowi sądu w Lublińcu, który o sprawie wypowiedział się w 2003 r. dla mediów, na co wówczas odpowiadał Kapuściok. Sąd uznał to za przewinienie mniejszej wagi.

Odwołanie Kapuścioka od wyroku katowickiego sądu rozpatrywał Sąd Najwyższy. Obwiniony sędzia przyznał, że rozstrzygając sprawę dotyczącą jaj popełnił błąd, który tłumaczył nawałem pracy wykonywanej w nienajlepszych warunkach. Prosił przy tym o zmianę wyroku i odstąpienie od nagany z uznaniem, że jego zaniedbanie jest czynem mniejszej wagi. Sędzia wniósł zarazem o uniewinnienie go od sprawy stawiania nieprawdziwych zarzutów prezesowi lublinieckiego sądu.

O utrzymanie wyroku z naganą wnosił przed sądem rzecznik dyscyplinarny sędziów, Paweł Misiak, który przejął tę sprawę do osobistego prowadzenia, jako najwyższa instancja dyscyplinarna u sędziów. Przekonywał, że zaniedbanie sędziego Kapuścioka, który przez pół roku nie kierował do wyższej instancji złożonego przez stronę zażalenia na swą decyzję o zabezpieczeniu powództwa, "nie dał szansy na naprawę swego oczywistego błędu". Dopuścił się więc - mówił sędzia Misiak - rażącego uchybienia prawa.

Sąd Najwyższy utrzymał wyrok dyscyplinarnej nagany, uznając, że wyrok niższej instancji jest prawidłowy, a kara nagany - współmierna do czynu. W przekonaniu miejscowej ludności - z przeproszeniem - śmierdzące jaja przeszkadzały im z powodu wadliwej decyzji sądu - powiedziała w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia SN Jadwiga Żywolewska-Ławniczak.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)