Śmierć w Iraku

Straty są nieuniknione. Śmierć jest wliczona w ryzyko zawodowe żołnierza. Procedury, plany i kamizelki kuloodporne mogą to ryzyko jedynie ograniczyć, ale nie wyeliminować w całości. Trudno tym stwierdzeniem pocieszyć rodzinę tragicznie zmarłego oficera, ale taka jest smutna prawda.

Polska misja w Iraku trwa już cztery miesiące, a jest to jak na razie jedyna śmiertelna ofiara w naszym kontyngencie. Amerykanie niemal codziennie ponoszą straty, wystarczy przypomnieć niedawne zestrzelenie śmigłowca, w którym zginęło 16 osób. Amerykańskie społeczeństwo, podobnie jak polskie, ma kłopoty z zaakceptowaniem tych faktów. Czy wobec tego należy się wycofać?

Sądzę, że nie. I to z paru powodów. Po pierwsze, skoro zdecydowaliśmy się popierać Amerykanów, nie powinniśmy rejterować zaraz po otrzymaniu pierwszego ciosu. Deklaracje poparcia nic nie kosztują tylko wówczas, gdy są podszyte tchórzem. Polacy doświadczyli tego aż nadto dobrze w swojej historii.

Po drugie, nie róbmy z polskich żołnierzy mazgajów, którzy nie będą w stanie psychicznie zaakceptować śmierci kolegi. Jeśli w polskiej armii na jednego żołnierza musiałby przypadać jeden psycholog, to byłoby z nami naprawdę kiepsko.

Po trzecie wreszcie, misja polskich żołnierzy w Iraku to kawał naprawdę dobrej roboty, której nie należy lekceważyć. Zabezpieczanie pracy szkół, szpitali, urzędów, organizacja instytucji publicznych, usuwanie min - to wszystko są rzeczy nie do przecenienia i dla Irakijczyków bardzo ważne. Major Hironim Kupczyk również brał w tym udział.

Przez wzgląd na jego pamięć - nie przekreślajmy lekkomyślnie tych dokonań, z których przecież wszyscy możemy być dumni.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)