Śmierć Kamila z Częstochowy. "Była szansa, by to dziecko uratować"

W poniedziałek zmarł ośmioletni Kamil z Częstochowy, o którego życie przez ponad miesiąc walczyli lekarze z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Wciąż pojawiają się nowe, zaskakujące informacje, które wskazują, że skatowany przez ojczyma chłopiec, mógł żyć.

Śmierć Kamila z Częstochowy. "Była szansa, by to dziecko uratować"
Śmierć Kamila z Częstochowy. "Była szansa, by to dziecko uratować"
Źródło zdjęć: © PAP | Zbigniew Meissner
Violetta Baran

Ośmioletni Kamil zmarł 8 maja, po 35 dniach pobytu na szpitalnym oddziale intensywnej opieki medycznej. Nad chłopcem znęcał się jego ojczym, to on oblał go wrzątkiem i posadził na rozgrzanym piecu.

Z dotychczasowych ustaleń wynika, że ośmiolatek został poparzony przez ojczyma 29 marca. Do szpitala chłopiec trafił kilka dni później - 3 kwietnia, po tym, jak pogotowie ratunkowe wezwał biologiczny ojciec chłopca. Dlaczego nikt nie zareagował wcześniej na cierpienia dziecka?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

- To jest dziwna i tajemnicza historia, ona dopiero niedawno ujrzała światło dzienne. 30 marca to był jeden dzień po skatowaniu Kamila. Do drzwi tego mieszkania zapukało dwóch pracowników socjalnych. Nie wiemy, jak się ta wizyta skończyła - stwierdziła dziennikarka tvn24.pl Małgorzata Goślińska, która relacjonuje tę sprawę.

Sprawa Kamila z Częstochowy. Służby ze sobą nie współpracują

Goślińska zwraca uwagę na fakt, że tego dnia matka chłopca poinformowała szkołę, że Kamil nie przyjdzie na zajęcia, ponieważ "poparzył się herbatą". Dodała, że "gdyby ci pracownicy socjalni mieli kontakt ze szkołą, to dowiedzieliby się, że zdarzył się wypadek". - Mogliby się dowiedzieć ze szkoły, że matka zapewniła, że pójdzie z dzieckiem do lekarza. Natychmiast mogliby sprawdzić, czy matka rzeczywiście była z dzieckiem u lekarza i co zobaczył lekarz - stwierdziła.

Dziennikarka przypomina, że rodzina może nie wpuścić pracowników socjalnych do domu. Jednak gdyby ci pracownicy otrzymali informację ze szkoły o tym, że chłopiec "poparzył się herbatą", mogli powiadomić policję i "mogło być siłowe wejście".

Poparzony Kamil. "Była ogromna szansa, żeby to dziecko uratować"

- To był bardzo ważny moment dla Kamila. On nie był w żaden sposób opatrzony, po tym jak został skatowany. W rany wdało się zakażenie, obejmowało coraz większą część organizmu. W tym momencie była jeszcze ogromna szansa, żeby to dziecko uratować. Nie wiemy, co tam się podziało 30 marca. To jest jeden z momentów, które pokazują, że służby słabo ze sobą współpracują - powiedziała dziennikarka.

Źródło: tvn24.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ośmiolatekmaltretowanieśmierć
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (50)