Śmierć al‑Bagdadiego. Ekspert: pogłoski o śmierci Państwa Islamskiego są mocno przesadzone
Zlikwidowanie "kalifa" Państwa Islamskiego Abu Bakra al-Bagdadiego to cios dla zbrodniczej organizacji. Ale nie cios śmiertelny - mówi WP Tomasz Otłowski, ekspert ds. bezpieczeństwa. Jak dodaje, buńczuczne wypowiedzi amerykańskiego prezydenta mogą sprowokować islamistów. Tymczasem nie wszyscy wierzą w śmierć przywódcy ISIS.
Śmierć samozwańczego kalifa Abu Bakr al-Bagdadiego była ogłaszana już przynajmniej pięć razy. Ale tym razem przywódca i założyciel ISIS nie żyje już naprawdę. Tak przynajmniej uważają Stany Zjednoczone i ich prezydent, który ogłosił w niedzielę sukces.
- Szukałem go przez trzy lata (...) Zginął biegnąc w zamkniętym tunelu, skamląc i płacząc i krzycząc przez całą drogę - oznajmił Trump.
Operacja amerykańskich sił specjalnych miała miejsce w wiosce Barisza prowincji Idlib tuż przy granicy z Turcją. Jak stwierdził Trump, choć Bagdadi został rozerwany na strzępy detonując "pas szahida", Amerykanie ustalili jego tożsamość za pomocą przenośnego testu DNA.
Trump chwali, Rosja wątpi
Nie wszyscy są jednak całkowicie przekonani co do śmierci przywódcy ISIS. Największymi sceptykami są Rosjanie - i to mimo faktu, że Trump właśnie Rosji w pierwszej kolejności podziękował za pomoc w operacji.
- Będziemy mogli dyskutować nad walką z terroryzmem prezydenta Trumpa jeśli śmierć al-Bagdadiego zostanie potwierdzona. Na razie takiego potwierdzenia nie mamy - orzekł w poniedziałek rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
Pewny do końca nie jest też Tomasz Otłowski, ekspert ds. bezpieczeństwa i terroryzmu z Fundacji Pułaskiego. Jak zaznacza, mimo zapewnień USA wciąż nie ma twardych dowodów na śmierć samozwańczego kalifa. Otłowski uważa jednak, że zbrodnicza organizacja przetrwa śmierć swojego lidera.
Śmierć Bagdadiego to nie koniec ISIS
- Jestem tutaj absolutnym realistą. Eliminacja Osamy bin Ladena w maju 2011 roku nie "zabiła" Al-Kaidy. Pod wieloma względami wręcz ją rozruszała i ożywiła - powstała np. Al-Kaida Subkontynentu Indyjskiego. Dlatego eliminacja al-Bagdadiego raczej nie "zabije" też "Państwa Islamskiego" - mówi analityk. - Owszem, al-Bagdadi był ważną postacią ruchu, twórcą i liderem ISIS, samozwańczym kalifem i symbolem nowej generacji dżihadu, bardziej nieprzejednanego niż Al-Kaida. Ale na tym w istocie jego rola się kończyła, zwłaszcza po likwidacji terytorialnego wymiaru "państwa islamskiego" ISIS w Lewancie - dodaje.
Przeczytaj również: Lider ISIS nie żyje. Popełnił samobójstwo
Otłowski zwraca uwagę na to, że po utracie rozciągającego się na Syrię i Irak "kalifatu", dżihadyści zmienili strukturę organizacji na bardziej zdecentralizowaną, która podobnie jak al-Kaida jest tworzona przez luźno związane ze sobą komórki.
Wiele będzie zależeć od tego, kto zastąpi lidera ISIS. Sam al-Bagdadi przejął organizację po tym, jak Amerykanie zabili założyciela grupy - wtedy zwanej jako Al-Kaida w Iraku - Abu Musaba al-Zarkawiego. Pod przewodnictwem Irakijczyka z Samarry rozbita grupa przetrwała najgorsze czasy i ostatecznie zmieniła się w największą organizację dżihadystyczną na świecie, kontrolującą m.in. Mosul, czyli miasto liczące prawie milion mieszkańców. Jak powiedział WP ekspert ds. terroryzmu Kacper Rękawek, "Państwo Islamskie" jest zdolne do funkcjonowania nawet w arcytrudnych warunkach.
- Oni wyznają zasadę, że ich najlepsze, ale i najgorsze dni są jeszcze przed nimi. Jeśli odnoszą porażki, mogą usprawiedliwić je jako realizację proroctwa. Dlatego spodziewam się, że "Państwo Islamskie" nie zejdzie ze sceny jeszcze przez bardzo długi czas - stwierdził ekspert.
Będzie więcej zamachów?
Jak zauważa Otłowski, paradoksalnie do mobilizacji dżihadystów mógł przysłużyć się sam Trump, którego przemówienie było pełne krwawych szczegółów nt. operacji oraz poniżającego języka. Prezydent czterokrotnie powtórzył, że Bagdadi "skamlał" i płakał, że zginął "jak pies" i tchórz.
- Wystąpienie było buńczuczne i pełne chyba niepotrzebnych określeń obraźliwych nie tylko dla islamistów, ale muzułmanów jako takich. Może jedynie sprawić, że Bagdadi stanie się męczennikiem, bohaterem i ikoną dla kolejnych rzesz wyznawców islamu, dotychczas mających do kalifatu ISIS ambiwalentny stosunek - mówi Otłowski.
- Obawiam się też, że w najbliższych tygodniach świat czekać może fala odwetowych zamachów zarówno ze strony regularnych struktur ISIS, jak i "samotnych wilków", którzy poczuli się urażeni nie tyle samą śmiercią lidera, co sposobem, w jaki ją zrelacjonowano i jak na nią zareagowano na Zachodzie - dodaje.
Jedną z większych zagadek śmierci Bagdadiego było miejsce jego pobytu. Dotychczas uważano, że lider ISIS ukrywa się albo w rodzinnym Iraku, albo we wschodniej Syrii. Tymczasem znaleziono go w północno-wschodniej Syrii, na terytorium kontrolowanym przez Hajat Tahrir asz-Szam (HTS), syryjską bojówkę powiązaną z al-Kaidą. Dotychczas obie radykalne organizacje usilnie się zwalczały. Między bojówkami w Syrii dochodziło do regularnych bitew, w większości zwycięskich dla ISIS.
Według rzecznika HTS, kiedy dżihadyści dowiedzieli się o obecności Bagdadiego w Idlib, sami rozpoczęli jego poszukiwania. Ale jak donosi "New York Times", miejsce pobytu terrorysty było znane od miesięcy.
- Coś tu nie pasuje. Nawet pojawiająca się tu i ówdzie teza o tureckiej ochronie nad kalifem nie wyjaśnia tej zagadki. Ale z drugiej strony podobnie było z bin Ladenem – wówczas też nikt nie przypuszczał, że facet ukrywa się latami niemal tuż koło ogrodzenia największej akademii wojskowej pakistańskiej armii - mówi Otłowski. - W każdym razie, według mnie pogłoski o śmierci "Państwa Islamskiego" są mocno przesadzone - dodaje.
Przeczytaj również: Lider ISIS al-Bagdadi nie żyje. Świat składa gratulacje, Iran kpi z USA
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl