ŚwiatSłużba na polu minowym - polscy żołnierze w Bośni i Hercegowinie

Służba na polu minowym - polscy żołnierze w Bośni i Hercegowinie

O wydarzeniach sprzed 20 lat mieszkańcom Bośni i Hercegowiny wciąż przypominają nierozbrojone miny, które są zagrożeniem zarówno dla mieszkańców, jak i żołnierzy. Wśród międzynarodowych wojsk są także Polacy. O tym, że są potrzebni w pozornie spokojnym regionie, mówił "Polsce Zbrojnej" jeden z bośniackich sołtysów, który nie ma wątpliwości, że "gdyby żołnierze wyjechali, już po kilku dniach nasi politycy znaleźliby powód, aby rozpętać kolejną wojnę".

Służba na polu minowym - polscy żołnierze w Bośni i Hercegowinie
Źródło zdjęć: © MON | wp.mil.pl

16.10.2015 | aktual.: 16.10.2015 12:47

Polscy żołnierze są obecni na Bałkanach od 23 lat. W 1992 roku sekretarz generalny ONZ zaprosił Polskę do udziału w Siłach Ochronnych ONZ w Jugosławii. Gdy w 1995 roku zakończyła się wojna na Bałkanach, wzięliśmy udział w siłach zaprowadzania pokoju - IFOR, a następnie Siłach Stabilizacyjnych NATO (SFOR) w Bośni i Hercegowinie (BiH). Od grudnia 2004 roku Polski Kontyngent Wojskowy w siłach Unii Europejskiej (PKW EUFOR) uczestniczy w Bośni i Hercegowinie w operacji wojskowej "Althea". Do listopada 2010 roku nasza zmiana liczyła około 200 żołnierzy. W strukturach batalionu międzynarodowego mieliśmy kompanię manewrową. W grudniu 2010 roku misja stabilizacyjna zmieniła się na doradczo-szkoleniową. O ile w szczytowym okresie (luty 1995 roku) w Bośni i Hercegowinie przebywało 1245 polskich żołnierzy, o tyle dziś jest ich 36.

Ruch w bazie

W Butmir, który kiedyś był bazą lotniczą armii jugosłowiańskiej, obecnie stacjonuje prawie 850 żołnierzy pochodzących z 21 państw. Na 53 ha wyrosło małe miasteczko: stołówka, hala sportowa, siłownia, pralnia, pracownia krawiecka, salon masażu, kilka sklepów i restauracji. Zapewniają one żołnierzom wszystko, co im potrzebne na co dzień do życia.

We wrześniu 2015 roku w PKW nastąpiła rotacja - dowódca kończącej służbę IX zmiany ppłk Zygmunt Głogowski w obecności gen. bryg. Andrzeja Tuza, p.o. szefa Sztabu DO RSZ (reprezentującego dowódcę operacyjnego rodzajów sił zbrojnych), przekazał obowiązki swojemu następcy, ppłk. Romanowi Kocińskiemu.

- Jedna zmiana kończy służbę, druga ją przejmuje, a my nadzorujemy przekazanie dowodzenia. Nasze zadanie polega na tym, by proces ten przebiegł sprawnie i szybko - tłumaczy płk Tomasz Ciężki, dowódca Grupy Przekazania Dowodzenia, który przez kilka dni nadzorował ten proces.

Nad złożonym z kilkunastu kontenerów budynkiem polskiego kontyngentu, nazywanym w skrócie z angielskiego NSE (narodowy element wsparcia), powiewa biało-czerwona flaga. Na parterze, gdzie mieści się gabinet dowódcy, oraz na piętrze, gdzie urzędują logistycy, panuje duży ruch. Tak jest zawsze podczas rotacji. Do omówienia jest sporo spraw. Chyba najwięcej mają ich logistycy. - Stoimy w drugim szeregu, więc nas nie widać, ale spada na nas ogrom pracy. Naszym zadaniem jest zabezpieczenie PKW w uzbrojenie, wyposażenie, żywność - mówi ppłk Krzysztof Glamowski, starszy oficer logistyki, który wiele godzin spędził ze swym następcą, wertując księgi i sprawdzając w nich każdą pozycję. Jak obliczył, w 53 dokumentach do przekazania było ponad sto pozycji, wszystko, co się znajduje na stanie PKW - począwszy od uzbrojenia, skończywszy na środkach czystości.

Na IX zmianie PKW EUFOR/MTT służyło 36 żołnierzy, głównie z 2 Brygady Zmechanizowanej Legionów im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Złocieńcu. Trzon sił X zmiany PKW tworzy 7 Brygada Obrony Wybrzeża ze Słupska. Polscy żołnierze są podzieleni na kilka grup. W Kwaterze Głównej EUFOR pracuje pięciu oficerów, ośmiu tworzy zespół łącznikowo-obserwacyjny (LOT) w Doboju, ośmiu służy w zespołach doradczo-szkoleniowych (stacjonują w Sarajewie, Doboju i Banja Luce), pięciu wchodzi w skład Międzynarodowej Grupy Żandarmerii Wojskowej, pozostali zabezpieczają funkcjonowanie kontyngentu w ramach narodowego elementu wsparcia. W bazie Butmir na co dzień towarzyszy im trzech tłumaczy. Obecnie stopień zagrożenia w EUFOR-rze jest najniższy, dlatego żołnierze wykonują zadania bez broni.

Kpt. Michał Bartkus, starszy oficer w Centrum Koordynacji Zespołów Łącznikowo-Obserwacyjnych (a nieetatowo oficer prasowy PKW), wyjaśnia, że nasi żołnierze doradzają siłom zbrojnym Bośni i Hercegowiny w odbudowywaniu zdolności bojowych ich armii, monitorują sytuację pod względem bezpieczeństwa w okolicach Doboju oraz współpracują na tamtym terenie z samorządami, instytucjami i organizacjami pozarządowymi.

Róże Sarajewa

Baza Butmir leży na przedmieściach Sarajewa. Na wielu domach pozostały ślady ostatniej wojny. Dziury po pociskach widać na ścianach bloków dawnej wioski olimpijskiej (zimowe igrzyska odbyły się tu w 1984 roku) oraz na wielu budynkach w Sarajewie. Podczas wojny na Bałkanach w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku otoczone zalesionymi wzgórzami miasto było oblegane i ostrzeliwane przez Serbów przez 1425 dni (dłużej niż Leningrad). Na jego ulicach zginęło ponad 11 tys. mieszkańców, a 50 tys. zostało rannych. Dziś przypominają o nich wtopione w chodniki "róże Sarajewa". To ślady po pociskach, które zabiły przynajmniej jedną osobę, wypełnione czerwoną żywicą. Kształtem przypominają różę.

Po drodze do miasta mijamy tunel. Wybudowany podczas oblężenia miasta, miał około 800 m długości oraz 1,5 m wysokości. Służył do dostarczania wody i żywności (a także broni) dla uwięzionych w mieście ludzi. Przeznaczony do zwiedzania kilkunastometrowy odcinek tunelu stał się atrakcją turystyczną.

Trudno w kilku zdaniach wytłumaczyć skomplikowaną sytuację polityczną Bośni i Hercegowiny. Jest ona wynikiem wojennych migracji narodów zamieszkujących dawną Jugosławię. Republika Bośni i Hercegowiny składa się z chorwacko-muzułmańskiej Federacji Bośni i Hercegowiny, ze stolicą w Sarajewie, oraz Republiki Serbskiej, ze stolicą w Banja Luce. Krajem rządzi trzyosobowe kolegialne prezydium BiH. Tworzą je przedstawiciele wszystkich nacji zamieszkujących kraj: Serb, Bośniak i Chorwat, co osiem miesięcy zmieniając się na czele. Językiem urzędowym jest serbsko-chorwacki, którym posługują się prawie wszyscy mieszkańcy kraju, z tą różnicą, że Bośniacy i Chorwaci używają alfabetu łacińskiego, a Serbowie cyrylicy (napisy na drogowskazach są zarówno w cyrylicy, jak i w alfabecie łacińskim).

W Bośni i Hercegowinie jest około 700 urzędników pochodzących z wyborów i 40 ministrów. Nie dziwi więc, że największym pracodawcą w kraju jest rząd, który zapewnia ponad połowę wszystkich miejsc pracy. Zarobki, 300-400 euro, należą do najniższych w Europie, wysokie jest za to bezrobocie – sięga ponad 45 proc. Bośniacy są muzułmanami, Serbowie wyznają prawosławie, a Chorwaci katolicyzm. Żołnierze pomagają w tym, aby te trzy nacje żyły pokojowo obok siebie.

Na linii frontu

Jedziemy do Doboju. To 30-tysięczne miasto na północy Bośni i Hercegowiny dzielą dwie godziny drogi od bazy EUFOR/MTT w Butmir. Zamieszkują je mniej więcej po połowie Serbowie i Bośniacy. O tym, jakie wsie mijamy, mówią cmentarze - muzułmańskie mają białe nagrobki. Są na wzgórzach, na skraju wsi, przy drodze.

Podczas ostatniej wojny na Bałkanach (1992-1995) Doboj znalazł się na linii frontu największych walk między Chorwatami a Serbami. W okolicy są wioski, w których nie ocalał żaden dom i gdzie do dziś nikt nie mieszka. Żołnierze opowiadają także o opustoszałych miejscowościach, których mieszkańcy się wynieśli, zostawiając zaminowane budynki.

O wydarzeniach z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych przypominają także nierozbrojone pola minowe. Są one zagrożeniem zarówno dla mieszkańców, jak i dla żołnierzy. Miny nadal zabijają. Od zakończenia wojny (1995 roku) do ubiegłego roku zginęło w ten sposób 599 osób, a ucierpiało 1725. Wśród ofiar byli także saperzy (114 rannych, 46 zabitych).

Miny są dziś nadal zagrożeniem dla 540 tys. osób. 9200 miejsc (1215 km2) jest oznakowanych czerwonymi tabliczkami z trupią czaszką. - Cała Bośnia jest pokryta polami minowymi, ale najwięcej jest ich tam, gdzie przebiegała linia frontu. Bardziej zaminowana jest część wschodnia niż zachodnia. Są to niemal w 100 proc. miny przeciwpiechotne - ocenia mjr Radosław Kałka, szef Sekcji Przeciwdziałania Minowego w EUFOR/MTT. Oczyszczanie kraju z tych ładunków wybuchowych postępuje wolno (oprócz żołnierzy sił zbrojnych BiH rozminowywaniem zajmują się także firmy prywatne, a finansowo proces ten wspiera społeczność międzynarodowa).

Podczas ubiegłorocznej powodzi, największej na Bałkanach od 120 lat, pod wodą zniknęły oznakowania setek pół minowych, a wraz z osuwającą się ziemią wiele nierozbrojonych ładunków spłynęło z prądem rzek. Polscy żołnierze ratowali ludzi i dobytek, usuwali skutki powodzi, rozdzielali pomoc humanitarną.

W Doboju stacjonują żołnierze PKW z zespołu łącznikowo-obserwacyjnego, zwanego w skrócie LOT-em. To uszy i oczy EUFOR-u. W całej Bośni i Hercegowinie takich zespołów jest 17. Oprócz Polaków tworzą je m.in. także Turcy, Słowacy, Austriacy i Szwajcarzy. Żołnierze wchodzący w ich skład rozmawiają z władzami lokalnymi i ludnością, obserwują, zbierają informacje. Dzięki takiej siatce kontaktów w terenie poznają problemy ludzi, wiedzą, co ich boli i skąd może nadejść ewentualne zagrożenie. Ich raporty na ten temat trafiają do Centrum Koordynacji Zespołów Łącznikowo-Obserwacyjnych LOT w bazie Butmir, skąd są przekazywane do Kwatery Głównej EUFOR. - Nasz LOT znajduje się w czołówce pod względem liczby patroli oraz spotkań z sołtysami i burmistrzami - chwali kolegów kpt. Michał Bartkus, starszy oficer Centrum Koordynacji Zespołów Łącznikowo-Obserwacyjnych.

Zapomniane wsie

Z kpt. Jarosławem Gradkiem, dowódcą patrolu zespołu łącznikowo-obserwacyjnego, jedziemy do wsi Karanovac w gminie Petrovo. Polski LOT patroluje dziesięć okolicznych gmin. Pierwszy zespół ma na swoim terenie trzy gminy serbskie oraz miasto Doboj, drugi patrol odwiedza sześć gmin: trzy bośniackie, dwie serbskie i jedną chorwacką. Jedziemy szosą, wzdłuż dawnej linii frontu. - Toczyły się tu ciężkie walki Bośniaków z Serbami - opowiada kpt. Gradek i wskazuje na rzekę, która płynie po prawej stronie. - To Spreča, za nią zaczyna się już Republika Serbska - mówi. Na wielu odcinkach Spreča jest zaminowana, podobnie jak okoliczne pola, na których nikt nie pracuje.

Dojeżdżamy. W miejscowym domu kultury czeka na nas sołtys wsi Karanovac, Branislav Radić, oraz Dzurić Ostoja, biznesmen, utrzymujący bliskie kontakty z Polską. Specjalnie dla nas zatańczy młodzieżowy zespół folklorystyczny "Kud Ozren". Kieruje nim Dzurić Ostoja, zaprzyjaźniony także z polską gminą Potęgowo, leżącą pod Słupskiem. Tę serbsko-polską współpracę zapoczątkował st. chor. Jacek Czarnowski z 7 Brygady Obrony Wybrzeża, kiedy służył w EUFOR-ze.

Rozmowa toczy się wartko. Kpt. Gradek jest doświadczonym oficerem. To jego trzecia misja w Bośni i Hercegowinie, wie jak rozmawiać z gospodarzami. - Co wydarzyło się od naszego ostatniego spotkania, trzy miesiące temu? - pyta. Sołtys narzeka, że drogi są dziurawe i słabo oświetlone, a gminna kasa świeci pustkami. Bezrobocie w regionie przekracza 40 proc., młodzi wyjeżdżają za granicę. - Oferujemy tereny i tanią siłę roboczą, zaledwie 40 km dzieli nas od lotniska w Tuzli - sołtys prosi, aby napisać, że gmina szuka inwestorów.

- W naszej strefie jest 120 sołectw. Gdy je odwiedzamy, pytamy także o współpracę z burmistrzami, bo często zapominają oni o sołectwach położonych wysoko w górach - dodaje kpt. Gradek.

W Banja Luce, odległej o niemal 200 km od bazy Butmir, stacjonuje EAT - zespół, który zajmuje się szkoleniem żołnierzy sił zbrojnych Bośni i Hercegowiny.

Podczas szkoleń i ćwiczeń polscy żołnierze wspomagają bośniacko-hercegowińską 6 Brygadę Piechoty. Współpracę z nimi chwalił dowódca tej jednostki gen. bryg. Radoslav Ilić, z którym spotkał się płk Tomasz Ciężki, dowódca Grupy Przekazania Dowodzenia. Generał dziękował za wsparcie i pomoc, jakich jego podwładni doświadczają od Polaków. - Stwierdził, że także dzięki szkoleniom polskich żołnierzy 6 Brygada Piechoty stała się jedną z najlepiej wyszkolonych jednostek sił zbrojnych Bośni i Hercegowiny - dodaje płk Ciężki.

Armia BiH liczy 16 tys. członków, w tym 10 tys. oficerów, podoficerów i szeregowych, tysiąc pracowników cywilnych i 5 tys. żołnierzy rezerwy. Siłom zbrojnym brakuje nie tylko dobrze wyszkolonych żołnierzy, ale także sprzętu i funduszy. Zróżnicowany jest proces osiągania przez bośniacko-hercegowińskie siły zbrojne standardów NATO. Na poziomie wyższych dowództw i sztabów jest postęp we wdrażaniu opartego na procedurach NATO systemu dowodzenia, organizacji szkolenia operacyjno-taktycznego, planowania działalności bieżącej i szkolenia wojsk. Na poziomie brygad jednostki są często niedofinansowane i niedostatecznie wyposażone.

Zagrożeniem dla mieszkańców kraju są także pociski, które zawierają zubożony uran. Podczas wojny na Bałkanach stosowali je Amerykanie. Dotychczas zlokalizowano 20 miejsc, w których znajduje się około 30 t pocisków z amunicją uranową, zazwyczaj tam, gdzie były obiekty, które miały zostać zniszczone, np. bunkry, stanowiska artylerii. Operacja oczyszczenia terenów z tych pocisków rozpocznie się za kilka lat, bo armia BiH szkoli dopiero wojska inżynieryjne.

Neutralni i potrzebni

Plut. Jarosław Prędki z LOT-u w Doboju opowiada, że nasi żołnierze dobrze są przyjmowani przez mieszkańców. - Dajemy im poczucie bezpieczeństwa, choć oni czasem bardziej oczekują pomocy materialnej - mówi.

- Nie jesteśmy stroną w konflikcie, musimy pozostać neutralni. Naszą rolą jest obserwować i monitorować nastroje w społeczeństwie oraz przekazywać te informacje do dowództwa EUFOR - podkreśla dowódca IX zmiany PKW ppłk Zygmunt Głogowski.

Czy międzynarodowe wojska są potrzebne w Bośni i Hercegowinie? Sołtys wsi Karanovac, Branislav Radić, bez wahania odpowiedział: - Gdyby żołnierze wyjechali, już po kilku dniach nasi politycy znaleźliby powód, aby rozpętać kolejną wojnę.

Małgorzata Schwarzgruber, "Polska Zbrojna

Zobacz także: Polski kontyngent KFOR w Kosowie:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)