Słupsk. Radny PO z zarzutami. Chodzi o płatną protekcję
Radny klubu Platformy Obywatelskiej usłyszał trzy zarzuty związane z płatną protekcją. Samorządowca obciążają zeznania, według których miał obiecywać przyznanie mieszkania komunalnego. Prokuratura chciała aresztu tymczasowego, ale nie zgodził się na to sąd.
Kamil B. radny klubu Platformy Obywatelskiej ze Słupska usłyszał w piątek trzy zarzuty dotyczące płatnej protekcji - podaje Polskie Radio Koszalin. - Kamil B. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i złożył wyjaśnienia. Nie ujawniamy ich treści - powiedziała w rozmowie z gp24.pl Magdalena Gadoś, słupski prokurator rejonowy.
Prokuratorzy wnioskowali o tymczasowe aresztowanie radnego, ale nie zgodził się na to Sąd Rejonowy w Słupsku.
Śledczych o sprawie zawiadomiły władze miasta po tym, jak do urzędników dotarły doniesienia na temat możliwych nieprawidłowości. Z nieoficjalnych ustaleń Radia Gdańsk wynika, że radny miał otrzymać kilkanaście tysięcy złotych w zamian za obietnicę załatwienia mieszkania.
Zobacz też: Spór o zamknięcie kościołów. Rzecznik KEP o słowach biskupa
Poseł PO Zbigniew Konwiński z Pomorza poinformował WP, że złożył wniosek do rzecznika dyscypliny partyjnej, który zawiesił w piątek Kamila B. Wcześniej radny sam wniósł o zawieszenie w partii, ale okazało się, że nie było to zgodne ze statutem.
Słupsk. Radny PO z zarzutami. Nie przyznaje się do winy
Tuż po tym, jak sprawę po raz pierwszy opisały pomorskie media, Kamil B. wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że "bycie radnym" wiąże się z "ostrzałem".
"Mnie już wielokrotnie straszono policją, prokuraturą czy sądem w związku z kontrolami Komisji Rewizyjnej, nic mnie już nie zaskoczy. Przykro mi, bo uderzy to w moją rodzinę i bliskich mi osób z mojego środowiska" - napisał radny PO ze Słupska.