Ślub w szpitalu
- W Iraku będę myślał tylko o niej i naszym dziecku - mówi Przemysław Gaweł, brzeski saper. Jego żona Ania leży w szpitalu w Namysłowie, ale lekarze zgodzili się, by na czas ślubu odłączyć ją od kroplówki.
15.12.2003 07:51
Rozkaz wyjazdu może przyjść w każdej chwili. Dzisiaj, jutro, a może dopiero po świętach. Przemek ma już spakowane walizki. Na pewno po nowym roku kapral Przemysław Gaweł, służący od 3 lat w 1. Brzeskiej Brygadzie Saperów, będzie już w polskiej strefie stabilizacyjnej w Iraku. Przez ostatnie tygodnie przygotowywał się do wyjazdu w Krakowie, w dowództwie okręgu wojskowego, pod który podlega brzeski garnizon.
- Nawet najodważniejszy żołnierz boi się wyjazdu w miejsce, gdzie codziennie giną ludzie - opowiada młody saper. - Ale ja nie myślę o śmierci. Staram się być silny. Dosyć długo rozmawiałem z Anią o sytuacji, jaka czeka mnie na Bliskim Wschodzie. Doszliśmy do wniosku, że mimo tego, iż spodziewamy się dziecka, pojadę na misję. Przyda nam się trochę więcej grosza na start w nowe życie. Mieszkać mamy gdzie, ale trzeba się jakoś urządzić. A tam po prostu można więcej zarobić. Jednak, jak przystało na prawdziwego sapera, postawiłem sprawę jasno: pojadę dopiero wtedy, kiedy Ania zostanie moją żoną. Poprosiłem ją o rękę, a ona się zgodziła - cieszył się kapral.
Sobota, tuż przed trzynastą.
Na korytarzu oddziału ginekologiczno-położniczego namysłowskiego szpitala tłok. Mężczyźni „pod krawatami” wnoszą do izby poporodowej butelki szampana i liczą kieliszki. Oddziałowa Wioleta Słoniewska sprawdza po raz ostatni, czy powieszone kilka godzin wcześniej baloniki trzymają się jeszcze firanek.
- Doktorze, wszystko przygotowane do ślubu - siostra zdaje raport zastępcy ordynatora oddziału Waldemarowi Felbelowi.
W sali obok szykuje się panna młoda. Ania Bieleń (nauczycielka języka angielskiego ze szkoły podstawowej w podnamysłowskich Idzikowicach), ze względu na ciążę, od trzech tygodni jest w szpitalu. Jej stan okazał się na tyle stabilny, że lekarze zgodzili się, aby na czas ceremonii odłączyć pacjentkę od kroplówki.
- Istnieje zagrożenie ciąży pani Anny i dlatego nie wolno jej wstawać, chodzić ani też opuszczać szpitala. Musi być stale pod nasza opieką - wyjaśnia nam doktor Felbel.
- Nawet do krawcowej nie pozwolili mi wyjść, tylko ona musiała mi robić przymiarki na oddziale - Ania przed lustrem poprawia ślubną sukienkę - kremową, na ramiączkach. Jeszcze na kilka chwil siada na łóżku, próbuje opanować emocje. Wspomina, jak ponad rok temu poznali się z Przemkiem w jednej z namysłowskich pizzerii. Potem były dyskoteki i wspólne spotkania ze znajomymi.
- Boisz się, że Przemek nie wróci z Iraku? - pytamy wprost.
- A co to za głupstwa? - próbuje przerwać nam rozmowę mama Ani Stanisława Bieleń. - Daj spokój dziewczynie.
- Na razie myślę o ślubie, a nie o jego wyjeździe - emocjonuje się panna młoda. - O tym, że mąż może nie wrócić z misji, nie chcę w ogóle rozmawiać. Proszę mnie nawet nie namawiać, bo nie zamierzam płakać przed ślubem. Każda żona żołnierza boi się o męża i to chyba normalne.
- Aniu, wyglądasz pięknie - zachwycały się sukienką panny młodej Agnieszka Łambucka i Agnieszka Damecka, kobiety leżące z nią na jednej sali. - On musi ciebie naprawdę kochać, jeżeli zdecydował się ciebie poślubić nawet w szpitalu.
Na oddziale jest już Roman Horodecki, kierownik namysłowskiego urzędu stanu cywilnego, i dyrektor szpitala Mirosław Wójciak. Obaj podkreślają, że takiej uroczystości w murach namysłowskiej lecznicy jeszcze nie było.
- Młodzi i świadkowie gotowi? To zapraszam na ślubny kobierzec - uśmiecha się kierownik Horodecki.
W sali poporodowej robi się ciasno. Wszyscy chcą zobaczyć moment, w którym Przemek przyrzeka Ani miłość i wierność małżeńską oraz ofiarowuje jej złotą obrączkę. Błyskają flesze aparatów. Kobiety ocierają łzy. Panowie rozlewają szampana do kieliszków.
- Teraz może pan pocałować pannę młodą - kończy ceremonię kierownik. - Jeszcze tylko podpiszecie państwo dokumenty i już po wszystkim.
Sala poporodowa jest za mała, aby pomieścić wszystkich wznoszących toast. Młodzi zapraszają gości na korytarz, gdzie ci śpiewają im „Sto Lat”. Cała ceremonia trwa niecałe dwadzieścia minut, ponieważ Ania musi dostać kroplówkę i z powrotem położyć się do łóżka.
- To nasz najstarszy i już taki dzielny. Jesteśmy z niego dumni, że służy ojczyźnie - ocierają łzy rodzice Przemka, Danuta i Ryszard Gawłowie.
Mama Przemka codziennie odmawia „zdrowaśki” za szczęśliwy wyjazd i powrót swojego syna.
- Żyję tą myślą, że będzie wszystko dobrze - mówi pani Danuta. - Każda matka, a szczególnie ta, która ma syna żołnierza, boi się o jego życie. Codziennie przecież widzę w telewizji i czytam w gazetach o tragediach jakie spotykają żołnierzy w Iraku. Jednak mam nadzieję, że za kilka miesięcy wszyscy będziemy tańczyć na ślubie kościelnym naszych młodych. Grunt, że Przemek trafił na taką fajną dziewczynę. Inteligenta, zaradna, a przy tym jaka elegancka. Lepszej by nie znalazł.
Przemek będzie w Iraku ponad sześć miesięcy.
Jest bowiem dowódcą drużyny kierowców. Nie może nam jednak zdradzić, jakie zadania dokładnie będzie wykonywać na Bliskim Wschodzie. To tajemnica.
- Jak wrócę, pod koniec wakacji, to wyprawimy sobie weselisko jak się patrzy. Takie na sto pięćdziesiąt osób - planuje pan młody. - Ale wcześniej Ania musi szczęśliwie dotrzymać ciążę. Jestem o tyle spokojniejszy, że będzie się nią opiekować cała nasza rodzina.
Tomasz Dragan